Zwierzenia dinozaura

Dinozaury wymarły, bo musiały. Zmienił się klimat, ewolucja wyprodukowała konkurentów, a same gady wpłynęły na środowisko tak, że nie mogło ich już ono utrzymać. Przestały pasować do rzeczywistości.

Jestem reliktem przeszłości. Trwam, choć znikają rzeczy, które towarzyszyły mi przez lata. Nie ma radia lampowego (a do szkoły chodzili ze mną konstruktorzy kryształkowych “detektorów”), zniknęły z ulic furmanki, których w moim dzieciństwie było więcej niż samochodów, zniknęły gazowe latarnie, hycel, PZPR… W szkole podstawowej pisałem piórem, złożonym z obsadki i stalówki, którą maczało się w atramencie nalanym do kałamarza. Kto jeszcze zna te nazwy? Znam młodego człowieka, któremu atrament kojarzył się już tylko z drukarką – nawet nie z piórem “na naboje”!

Moje zacofanie wyraża się głównie w tym, że lubię książkę – zwykłą, dobrze wydaną, ładnie wydrukowaną i profesjonalnie sklejoną. Lubię też szelest papieru i jego dotyk, możliwość bazgrania po marginesach, wyciąganie książki z kieszeni w czasie jazdy tramwajem.

Tymczasem to wszystko się kończy. Książka zaczęła się (tak na prawdę) wraz z wynalezieniem druku i wraz z nim odejdzie do przeszłości. Niedługo nikt nie będzie drukował i zszywał książek, no chyba że zechce sobie wydrukować teksty czy obrazki błąkające się w formie sygnałów elektronicznych po komputerach i sieciach. Nie zachwyca mnie to, toteż pewnie odejdę razem z książkami (należy mi się przywalenie biblioteką z setkami tomów na półkach).

Jednakże odejdziemy z czymś jeszcze – z pewnymi staromodnymi wartościami, dla których brak miejsca w nowym wspaniałym świecie. Książka, z jej odniesieniami do Świętych Ksiąg, była symbolem czegoś solidnego i fundamentalnego. Mówiło się o “zapisywaniu w księgach” i o “księdze życia”, a zawody związane z księgami (zarówno drukarza i księgarza, jak pisarza, uczonego i księdza) budziły szacunek. Często na wyrost, ale zawsze było to coś.

Nawet moje własne myśli utrwalone drukiem są nieco mądrzejsze ode mnie. Bierze się to stąd, że gotowy produkt dociera długo po tym, gdy nad tekstem pracowałem. Teraz wiem mniej niż wtedy, a tekst jest mi już obojętny. Patrzę nań jak obcy – czasem kręcę nosem, ale często coś mnie pobudza do myślenia lub wprawia w zdziwienie. Tekst napisany na papierze też inaczej wygląda i do czegoś więcej zobowiązuje niż pisany na komputerze. Ten drugi nigdy nie jest całkiem zakończony, wszystko mogę zmienić, a półprodukt mogę rozesłać zainteresowanym obywając się bez pośredników (w tym – bez recenzentów, redaktorów, korektorów). Jest szybciej, ale bardziej byle jak.

I tak już zostanie. Życzę wszystkiego dobrego Redakcji i Czytelnikom – ludziom, którzy nie wyrzucili papierów z serca i ręki. Cóż, nie ja jeden rezyduję w Jurajskim Parku!

Jan Waszkiewicz jest profesorem w Instytucie Nauk Społeczno-Ekonomicznych Politechniki Wrocłwaskiej