Corrida z ręką na myszce

Znane od wieków sposoby rozładowania agresji za pomocą chleba i igrzysk nie zawsze wystarczają. Gdy poziom negatywnych emocji rośnie ponad pewną miarę, wylewa się ona z aren i stadionów na ulice naszych miast. Aby temu fatalnemu stanowi rzeczy zapobiec, można wymyślać nowe technologie odreagowania, na przykład informatyczne. Możliwości są tu duże: coraz potężniejsze procesory, coraz pojemniejsze dyski, coraz bardziej realistyczne krwawe jatki na ekranach coraz większych monitorów.

Wirtualna krew

Postęp technologiczny wydaje się irracjonalny, bo do wydajnej pracy biurowej wystarczy procesor taktowany zegarem 800 MHz, dysk 20 GB, 256 MB RAM i karta Ethernet. Ale kto powiedział, że komputery służą do pracy biurowej? One są do odreagowania zbiorowej agresji właśnie!

Awangarda dzisiejszych komputerów osobistych służy do gier. I to, nie czarujmy się, nie do tych “pozytywnych” – logicznych. Do obsłużenia programu szachowego ogrywającego raz za razem mistrza okręgu wystarczy dawno już zapomniane Pentium. Jednak aby rozkoszować się realistycznym odstrzeliwaniem potworów w jaskiniach Marsa w Doomie 3 albo wędrować po planecie Azeroth w internetowym Warcrafcie – bez kart graficznych o wartości całkiem przyzwoitego używanego auta, bez wielogigahercowych procesorów, bez gigabajtowych pamięci ani rusz. Tak oto kupuje się iluzję spokoju, jaki miałaby osiągnąć ludzkość info-odreagowana.

Kłótliwy Internet

Równie dobrze do całkiem skutecznego odreagowania służy Internet, na przykład wypełnione nienawiścią witryny WWW albo bezsensowne, tasiemcowe dyskusje na forach i grupach dyskusyjnych. Można poczytać sobie mniej i bardziej udane dowcipy o nielubianych politykach lub nawet postrzelać do nich za pomocą myszki. To oczywiście nie wszystko: można pisać agresywny blog, można głupio, ale za to aż nadto wyraziście komentować artykuły na popularnych portalach internetowych. Do kompletu dodajmy jeszcze świadome rozsyłanie zainfekowanych plików, zjawisko cyberagresji marketingowej, czyli spamerstwo albo coś, co można by nazwać info-pieniactwem – bombardowanie Bogu ducha winnych ludzi e-mailami z mniej lub bardziej urojonymi pretensjami o cokolwiek. Osobliwa formą cyberodreagowania jest korzystanie w pracy ze służbowych komputerów do celów zupełnie niezwiązanych z nią, czasem “na złość szefowi”, czasem, aby choć na chwilę wyrwać się z biurowego stresu.

Dwie strony Sieci

Wirtualność Sieci i związane z nią przekonanie, że “przecież w rzeczywistości nic im nie robię” nakręcają tylko spiralę agresji. Argumenty takie są używane nagminnie do usprawiedliwienia agresywnych infozachowań, choć powszechnie wiadomo, że skutki wirtualnej przemocy mogą być jak najbardziej realne.

Jak prawie wszystko w życiu i absolutnie wszystko w technice, także i cyberodreagowanie ma dwie strony medalu. Pierwsza, ta jaśniejsza, to próby zastosowania rzeczywistości wirtualnej do celów terapeutycznych. Już dość dawno psychoterapeuci zauważyli, że komputer z odpowiednim software’em świetnie wspomaga ich pracę. Ów software to właśnie gry, dzięki którym pacjent może poznać i zrozumieć własne mechanizmy destrukcji, co stanowi podstawę do ich opanowania. Tylko patrzeć, jak powstanie jakaś “infopsychologia” z poważnymi katedrami i instytutami – i zajmie się problemem cyberagresji oraz jej odniesień do świata pozainformatycznego.

Strona ciemniejsza coraz lepszej imitacji rzeczywistości to świadoma produkcja inforekwizytów napędzających agresję nabywców i tą drogą nabijających kabzę producentom. Jak zawsze w takich przypadkach, znajdują się “obiektywne badania naukowe”, które “nie wykazują związku między graniem w grę X/oglądaniem witryny Y a wzrostem agresywności graczy/internautów”. Cóż, nie od dziś wiadomo, że w nauce obiektywne wyniki ma ten, kto finansuje badania.

Wyżyj się wirtualnie

Na naszych oczach rodzi się nowa przestrzeń wyrażania ludzkich frustracji i niespełnień. Wydaje się zbawienna, bo agresji przybywa i nic nie wskazuje na to, by miało jej być mniej, więc wszelkie sposoby rozładowania są wysoce pożądane. Optimum, to zapewne byłaby “rzeczywistość podwójnie wirtualna”, czyli komputer dający siedzącemu przy nim osobnikowi do wyboru, albo wciągające gry i/lub pełne wrażenie obecności w Internecie, jednak bez fizycznego podłączenia i bez szkód nim wywołanych.

I tak trwa ten wyścig. Czy prędzej powstanie “wirtual” doskonalszy od realu, bezpiecznie grzebiący swoich oszalałych wyznawców w świecie sztucznych doznań wywołujących prawdziwe emocje? Czy też może aktualna i przyszła niedoskonałość owego “wirtualu” zachęci osobników naładowanych agresją przy komputerze do wyjścia z nią w świat realny, na ulice naszych miast?

Więcej:gryrozrywka