Opowieść o tym, jak malowaliśmy światłem

Idealnym tłem do takiej promocji są zdjęcia “malowane światłem” przy długich czasach naświetlania. A że zbliżał się okres przedświąteczny, doszedł pomysł dodatkowy – zróbmy to “malowanie” na Placu Zamkowym, pod kolumną Zygmunta, przed wielgaśną, świecącą choiną!
Opowieść o tym, jak malowaliśmy światłem
Malowanie “po godzinach” obejmowało między innymi surfowanie po Placu Zamkowym;-)
Surfuje Tomek

Wredna choina. Przez trzy dni trwania naszej akcji (14, 15 i 16 grudnia 2013 roku) zdążyliśmy ją bardzo znielubić, bo mocno utrudniała nam żywot. Żeby jeszcze tylko świeciła i przeszkadzała nam w malowaniu – OK, trudno, przynajmniej ładnie wygląda. Ale nie, ona na dodatek mrugała, wyświetlała coraz to inne wzorki i często zmieniała intensywność i barwę (a przez to i temperaturę barwową) świecidełek. Jak się to ma do balansu bieli czy pomiaru ekspozycji – łatwo sobie wyobrazić.

Pierwszego dnia schowaliśmy się trochę za kolumną Zygmunta.
I wyświetlaliśmy na niej przykładowe zdjęcia;-)

Nasz zespół

Było nas sześciu. Arek, Jacek, Łukasz, Maciek, Tomek i Tomek (trzej ostatni to redaktorzy CHIP.pl, w mocno nietypowych dla siebie rolach;-) ). Wydawało się, że to ekipa wystarczająca do tego, by obstawić nawet trzy stanowiska “malujące” (bo sprzętu mieliśmy wystarczająco dużo), ale w praktyce okazało się, że najciekawsze zdjęcia wychodzą wtedy, gdy wszyscy razem malowaliśmy na jednym stanowisku.

Nasz zespół tuż po rozbiciu obozu. Choinka już świeci, latarnie jeszcze nie.
Od lewej Jacek, Łukasz, Maciek z Tomkiem
walczący na miecze, za nimi niemal niewidoczny Arek.

W sobotę i w niedzielę kolejki zmusiły nas do tego, by uruchomić jeszcze drugie stanowisko, ale tak naprawdę oba obstawiała wtedy ta sama, pełna ekipa. Po prostu w czasie, gdy jeden aparat (Olympus OM-D E-M5) wykonał już zdjęcie i rejestrował “ciemną klatkę” przy dokładnie tak samo długim czasie naświetlania (standardowy tryb odszumiania przy dłuższych ekspozycjach), do akcji włączał się drugi aparat na drugim statywie (Olympus OM-D E-M1). Ludzie nie musieli być odszumiani, więc malowali bez przerwy;-)

Największe kolejki ustawiały się w niedzielę, mimo że fotografowaliśmy na dwa stanowiska.

Podział obowiązków

Przede wszystkim podział nie był ścisły – każdy z nas miał na głowie kilka rzeczy równocześnie, więc kiedy w jakimś miejscu pilnie brakowało rąk, najbliżej stojący rzucał rzeczy mniej pilne i śpieszył na pomoc. Znalazło by się zajęcie nawet dla ośmiu ludzi, zresztą przez pewien czas pomagał nam też znany nam już z FotoSpacerów pan Wojtek (dziękujemy!), a roboty jakoś nie ubyło;-)

Ale jakiś szkielet podziału ról jednak funkcjonował i warto go zaprezentować:

1. osoba:

papierologia, czyli kontrolowanie kolejki, zbieranie zgód na publikację i danych mailowych, a także dopisywanie odpowiednich numerów zdjęć.

2. osoba:

zachęcanie przechodniów do wzięcia udziału w naszej akcji (zwykle nie było to potrzebne, najlepszą reklamą było po prostu samo fotografowanie)

3. osoba:

zdjęcia i filmy dokumentujące akcję

4. osoba:

wrzucanie na bieżąco zdjęć i krótkich informacji na profile Facebooka: CHIP.pl i FotoSpacery.pl

5. osoba:

obsługa aparatu Olympusa, rozpoczynanie i kończenie rejestracji obrazu, czyli w praktyce – w przypadku funkcji Live Time – pierwsze i drugie naciśnięcie spustu migawki. Ale nie tylko, bardzo ważna była również kontrola na bieżąco nad procesem powstawania zdjęcia, uzyskiwana dzięki Live Time

6. osoba:

obsługa drugiego aparatu Olympusa w czasie, gdy funkcjonowały dwa stanowiska

7. osoba:

obsługa projektora Philips PicoPix (o nim więcej za chwilę)

Wbudowany akumulator, touchpad i system Android
– Philips PicoPix to bardzo samodzielne urządzenie.

8. osoba:

obsługa dwóch lamp błyskowych Olympus FL-50R, błyskających równocześnie (niezbędnych, by “zamrozić” i wydobyć fotografowane osoby)

9. osoba: obsługa dwóch krótkich, kolorowych mieczy świetlnych, tworzących efekt tęczy za fotografowanymi osobami. Tak zwany rainbow-man. Wzywany hasłem: “Tęcza na plan!”

Przykład tęczy wymalowanej dwoma mieczami świetlnymi.

10. osoba: obsługa dużego, pojedynczego, czerwonego miecza świetlnego, zwykle, choć nie zawsze, za fotografowanymi osobami. Efekt czerwonej poświaty. Osobę wzywano hasłem “Vader na plan!”

Czerwona poświata za fotografowaną parą to właśnie efekt obracania miecza świetlnego.

11. osoba: obsługa jednej latarki (białej, czerwonej lub zielonej) – główny “rysujący” (bardzo ważna i odpowiedzialna funkcja, pełniona zazwyczaj przez Arka)

12. osoba: obsługa drugiej latarki (zwykle jak najbardziej potrzebnej, bo jedna osoba nie była w stanie wyrysować lub napisać wszystkiego w dość krótkim – mimo wszystko – czasie)

To chyba tyle. Jak już wspomniałem, było nasz sześciu;-)

Czas nieubłagany

Niemal każdy z nas miał już jakieś doświadczenie w zdjęciach malowanych światłem, więc na początku podchodziliśmy do tego tematu dość lekceważąco. Pomysł prosty, funkcja łatwa w obsłudze i pokazuje wszystko, jak na dłoni, więc wykonanie też miało nie być zbyt skomplikowane. I tu się jednak myliliśmy;-)

Migawka z “malowania”…

…i efekt końcowy.

Okazało się, że największą trudność sprawia nam… samo miejsce, w którym fotografowaliśmy. Plac Zamkowy wygląda wieczorem bardzo nastrojowo, ale zupełnie nie przypomina zaciemnionego studia, w którym można sobie malować światłem bez pośpiechu i w kontrolowanych warunkach. Ogólnie było tam na tyle jasno, że przy czułości ISO 200 i przysłonie przymkniętej do f/22 czas naświetlania wychodził nie dłuższy niż 30-40 sekund. W nocy!

Świeciła choina. Wredna. Świeciły pięknie przybrane (też wredne) latarnie. Świeciły wzorki wyświetlane na Zamku. A do tego świecił jeszcze potężny reflektor skierowany niemal na cały plac, który już totalnie skracał nam czas naświetlania oraz powodował, że nawet ruszający się w kadrze “malarze” byli później na nim częściowo widoczni.

To zdjęcie dobrze pokazuje, jak trudno było namalować coś bezpośrednio na tle choinki.

Jak z tym walczyć? Najprostszym sposobem jest wykorzystanie filtrów szarych, choćby nawet słabych, wydłużających ekspozycję zaledwie kilkukrotnie. Ale to nie jest taka prosta sprawa, bo użycie filtra powodowało równocześnie, że słabiej rejestrowane były niektóre “przyrządy malarskie”, którymi operowaliśmy. Wprawdzie główne “flamastry”, czyli bardzo mocne latarki dawały sobie radę bez problemu, ale za to miecze świetlne czy obraz rzutowany przez projektor były już na zdjęciu ledwo widoczne.

Ostatecznie pozbyliśmy się jednak filtrów szarych i robiliśmy wszystko, by schować się przed dużym reflektorem. Pierwszego dnia schowaliśmy się – dosłownie – w cieniu kolumny Zygmunta, natomiast drugiego i trzeciego dnia rozbiliśmy już obóz nieco z boku, przed wejściem na główny plac.

Mimo to świecące elementy w kadrze, które chcieliśmy w nim zachować (z choinką na czele) powodowały, że czas na malowanie, jakim dysponowaliśmy, nie był zbyt długi. Wychodziło około pół minuty – czasem nieco mniej, czasem trochę więcej, nawet do 50 sekund. Lekko prześwietlone zdjęcia spokojnie ratowała obróbka RAW-ów, natomiast poza samym procesem wywoływana cała reszta powstawała w sposób absolutnie naturalny!

Tak czy siak, trzeba było się śpieszyć. Więc gdy od osoby obsługującej aparaty Olympusa padało hasło: “Akcja!”, na plan wpadała horda Hunów z różnymi świecidełkami. Skakali przed i za fotografowanymi osobami, machali mieczami, błyskali lampami, krzyczeli do siebie różne komendy. I nagle… wszystko się uspokajało i wspólnie czekaliśmy, by zobaczyć ostateczny wygląd zdjęcia na wyświetlaczu aparatu.

Live Time w praktyce

To genialna funkcja! Naprawdę bardzo się przydawała, zwłaszcza przy tych ekspozycjach, na których rysowaliśmy lub pisaliśmy coś dużego. Mieliśmy ustawione odświeżanie obrazu co 1 sekundę, co przy ISO 200 dawało możliwość podejrzenia 24 zmian obrazu. Zdjęcia naświetlane były z reguły przez około pół minuty, rzadziej przekraczaliśmy czterdzieści czy pięćdziesiąt sekund.

Zdjęcie tylu osób i z dużymi napisami – bez Live Time byłoby znacznie trudniej.

W praktyce wyglądało to w ten sposób, że osoba obsługująca aparat albo po prostu ten z nas, który w danym momencie znalazł się najbliżej aparatu (bo osoba obsługująca mogła w tym czasie pobiec na plan i coś malować), cały czas udzielała nam wskazówek. Na przykład wołając “Popraw to prawe skrzydło anioła, bo weszło na choinkę i słabo je widać!” albo “Pisz mniejsze litery, bo zaraz wyjdziesz z kadru!”, albo “Miecz wyszedł super, ale popraw jeszcze tarczę!”.

Co tu dużo mówić – w sytuacji, w której wredna choina, reflektor i inne lampy mocno nam bruździły, nad głowami stała nam kolejka i nie było nas stać czasowo na robienie powtórek, możliwość takiej kontroli procesu naświetlania jeszcze w jego trakcie, była niezwykle, ogromnie, totalnie przydatna!

Ale nawet gdy ktoś robi długie ekspozycje w bardziej spokojnych warunkach, na pewno doceni Live Time. Lepiej zrobić od razu dobre zdjęcie, niż naświetlać je przez 10 minut, później drugie 10 minut naświetlać ciemną klatkę i na końcu stwierdzić, że coś nie wyszło i… trzeba powtórzyć.

Aparaty i ustawienia

Wykorzystywaliśmy cztery aparaty Olympusa: dwa OM-D E-M5 (z zoomami 12–50 mm), jednego OM-D E-M1 (z zoomem 12–40 mm) i dodatkowo PEN-a E-P5, bardziej jako korpus rezerwowy i do dokumentacji. Wszystkie te modele mogły jednak wymiennie służyć do malowania światłem, bo wszystkie oferują funkcje Live Bulb i Live Time. Obie działają podobnie jak “zwykłe” funkcje Bulb (zdjęcie naświetlane tak długo, jak długo wciśnięty jest spust migawki) i Time (rozpoczęcie naświetlania po pierwszym naciśnięciu spustu migawki, zakończenie przy drugim naciśnięciu), ale z dodatkowym “Live”, czyli podglądem.

Nie jest to podgląd w pełnym tego słowa znaczeniu, to nie jest dokładnie to samo, co “Live View” w lustrzankach. Można to raczej porównać do “zrzutów” z aktualnego wyglądu zdjęcia, wykonywanych kilkanaście a nawet kilkadziesiąt razy podczas całej ekspozycji. Musimy zatem zaplanować, ile czasu – zupełnie na oko – będziemy wykonywać zdjęcie. Jeśli planujemy na przykład naświetlanie przez około dwie minuty, to podgląd warto ustawić co 4 sekundy (przy ISO 200 daje to 24 podglądy co 5 sekund, czyli właśnie 120 sekund). My naświetlaliśmy malowane światłem fotografie przez około pół minuty, z czego najważniejsze było pierwsze kilkanaście sekund, więc ustawiony mieliśmy 1-sekundowy interwał.

Kontrolne spojrzenie, czy dobrze “malujemy”. W tle, po lewej stronie u dołu, widać
przykładowe zdjęcie rzutowane bezpośrednio na staromiejskim bruku.

Inne ustawienia były dość standardowe – typowe w sytuacji, kiedy fotografujemy z wykorzystaniem statywu i chcemy uzyskać długi czas naświetlania. Minimalna czułość ISO, maksymalne przymknięcie przysłony, wyłączona stabilizacja. Balans bieli ustawiony był na automatyczny, ponieważ warunki oświetleniowe zmieniały się dość dynamicznie. Ustawianie ręcznego balansu bieli trzeba by zatem przeprowadzać każdorazowo przez kolejnym zdjęciem.

Aparaty nie miały problemu z ustawianiem ostrości przy słabym oświetleniu. Za każdym razem wstępnie wybieraliśmy punkt ustawienia ostrości w kadrze, dotykając po prostu odpowiedniego miejsca na wyświetlaczu, a następnie – po zgłoszeniu gotowości bojowej przez cały zespół – wyzwalaliśmy migawkę głównym przyciskiem.

Świetlne pędzelki

Oprócz całej masy zwykłych latarek, pulsujących światełek rowerowych czy silnych diod zawiązanych na sznurku mieliśmy do dyspozycji dwie bardzo mocne latarki z diodami CRI, każda o mocy niemal 300 lumenów. To były nasze główne “pisaki”, ale gdybyśmy korzystali tylko z nich, malowanie byłoby dość nudne i znacznie mniej “magiczne”.

W tym przypadku wykorzystaliśmy dwie latarki, białą i czerwoną, i dwa rodzaje mieczy świetlnych.

Dlatego oprócz nich wykorzystywaliśmy inne dodatki: miecze świetlne (kolorowe i czerwony), pieczątki (czyli szablony z wyciętymi napisami), a także przenośny projektor Philips PicoPix, którym wyświetlaliśmy na fotografowanych postaciach przygotowane wcześniej wzory. Wzory były oczywiście świąteczne – gwiazdki, choinki czy bałwanki.

Malowanie gwiazdami na planie…
(po lewej stronie na statywie maleńki, ale bardzo przydatny projekto Philips PicoPix)

…i na efekcie końcowym.

Warto dodać, że zasilane z wbudowanych akumulatorów, wyposażone w touchpad i własny system operacyjny projektory Philipsa (bo mieliśmy do dyspozycji dwa) sprawdziły się też w innej roli. Po wykonaniu pewnej liczby zdjęć wsadziliśmy jednemu z nich kartę pamięci (z tyłu jest m.in. wbudowany czytnik kart SD) i wyświetlaliśmy przykłady naszych działań, żeby zaciekawić i zainspirować przechodniów. Jako wredni wandale wykorzystaliśmy do tego m.in. podstawę kolumny Zygmunta;-)

Podziękowania

Ogromnie, ogromnie, przeogromnie serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w naszej niezwykłej akcji!!! Dziękujemy za sympatyczne pozowanie, dziękujemy za inspirowanie nas, a czasem nawet zaskakiwanie niezwykłymi pomysłami;-) Dzięki Wam była to dla nas wspaniała przygoda i naprawdę przyjemna zabawa!

Statua Wolności to jeden z bardziej oryginalnych pomysłów, jakie przyszło nam wymalować;-)

Ale chyba jeszcze bardziej podobała nam się Syrenka Warszawska;-)

Z rzeszy odwiedzających nas osób szczególnie wyróżnić chciałbym panią Halinę i pana Wojtka, którzy dotrzymywali nam towarzystwa szczególnie wiernie i często nawet pomagali w malowaniu!

Bardzo mocno dziękujemy też tym, którzy nie byli widoczni na Placu Zamkowym, a bez których całe to wydarzenie nie mogłoby się odbyć. Tu przede wszystkim podziękowanie należy się firmie Olympus, która zdecydowała się na sponsorowanie całej akcji oraz dostarczyła nam odpowiedni sprzęt fotograficzny. Dziękujemy też agencji WĘC Public Relations za wypożyczenie projektorów Philipsa.

Ulubione zdjęcia

Wybraliśmy kilkanaście zdjęć – tych osób, które na to pozwoliły – które z jakichś względów podobają się nam najbardziej. Kilka z nich pokazaliśmy już we wcześniejszych akapitach tej relacji, a tu… jeszcze trochę;-)

Zamiast zakończenia

To było duże wyzwanie, wspaniała zabawa i jedna z najciekawszych przygód fotograficznych, jakie kiedykolwiek przeżyłem! Zachęcam wszystkich do prób malowania światłem we własnym zakresie, a równocześnie sądzę, że będziemy do tego tematu wracać podczas różnego typu warsztatów i… Fotospacerów;-)

Zapraszamy także wszystkich do obejrzenia pełnej galerii zdjęć (tych osób, które się na to zgodziły) opublikowanej na profilu FotoSpacery.pl oraz na profilu CHIP.pl.