Layers of Fear – polski horror, w który musicie zagrać

Layers of Fear – polski horror, w który musicie zagrać

Zapomnijcie o nudnym A-Men. Puśćcie w niepamięć nieudanego Brawla. Tym razem krakowskie studio pokazało w pełni swój potencjał. Layers of Fear wyciągnął najlepsze rzeczy z survival horrorów – mamy tu świetną historię zachęcającą do odkrywania (“Amnesia” się kłania), mamy klaustrofobiczne korytarze (zwolennicy “P.T” będą ukontentowani), wspaniałą muzykę i typowe straszaki, które nie raz przyprawią o zawał. Bardzo spodobał mi się fakt, że w grze nie można umrzeć. Nie ma tu żadnego uciekania przed potworem, czy śmiertelnych pułapek. Gra skłania raczej do niespiesznej eksploracji, choć nie oznacza to, że brakuje jej dynamiki czy odpowiedniego napięcia. Wprost przeciwnie – jest się czego bać.

Pierwszą i najmniej oczywistą rzeczą wywołującą u gracza niepokój jest warstwa fabularna. W przypadku Layers of Fear nie jest ona podana na tacy – nie wiemy kim jest nasz bohater ani dlaczego poruszamy się po opuszczonym, wiktoriańskim domu. Dopiero myszkując we wnętrzach, zbierając notatki, fotografie, wycinki z gazet i listy zaczynamy układać sobie w głowie całą historię. Szybko zdajemy sobie sprawę, że w tym przerażająco smutnym miejscu doszło do wielkiej tragedii. Nasz bohater zdecydowanie pogrąża się w obłędzie obsesyjnie starając się namalować arcydzieło, które przyćmi wszystkich artystów w historii. Każdy rozdział prowadzi nas do przedmiotu, który wspomaga pracę malarza i jednocześnie ukazuje nam pewne wspomnienia. Osoby, które nie lubią “lizać ścian” mogą się poczuć nieco zagubione, ale uwierzcie mi na słowo – nie jest to tak zagmatwana historia, by finał pozostawił gracza z rozdziawioną gębą.

Ciekawostką jest fakt, że chociaż rozgrywka zdaje się mocno liniowa – tak jak wspominałam, nie można tu umrzeć – to jednak w kilku miejscach będziemy mogli podjąć pewne wybory, które mogą zaprowadzić nas do innego zakończenia (jednego z trzech). Ogólnie scenarzyści odwalili tu kawał dobrej roboty i ending jest satysfakcjonujący.

Grę obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, co sprawia, że wszelkie jump scare’y przeżywamy intensywniej. Straszaków jest tu całe mnóstwo i choć korzystają one ze sprawdzonych patentów (tu nagle zawali się podłoga, tu muzyka zabrzmi głośniej zwiastując upadek lampy, tu przebiegnie z piskiem szczur, tam gdzieś zamajaczy pokrzywiona postać) to jednak znajdziemy też i bardziej oryginalne rozwiązania, które wywołają ciarki na plecach.

Absolutnie świetnym pomysłem jest chociażby sama mechanika gry – spacerujemy po wielkim domu, którego pomieszczenia wciąż się zmieniają. Wyobraźcie sobie to uczucie, gdy wchodzicie do zwyczajnej sypialni. Na pierwszy rzut oka nic nie przykuwa Waszej uwagi, więc odwracacie się do drzwi. Te jednak okazują się… zamurowane. Odwracacie się ponownie w stronę wnętrza, a tu zamiast łóżka znajdujecie ułożony stos krzeseł. Albo kroczycie ciemnym korytarzem, na którego końcu dostrzegacie jakiś portret. Biegniecie w jego kierunku, gdy nagle jakiś podejrzany dźwięk z tyłu każe się Wam odwrócić. Nic jednak nie dostrzegacie. Obracając się ponownie do obrazu z krzykiem odskakujecie od monitora, gdy okazuje się, że portret z oddali powiększył się w taki sposób, że stoi tuż przed Waszym nosem i zagradza dalszą drogę. Takich sytuacji jest wiele i na pewno chociaż część z nich zapadnie Wam w pamięć.

Oczywiście co pewien czas natkniemy się także na zagadki. Nic wymagającego poszukiwania solucji w internecie. Najczęściej wystarczy być po prostu spostrzegawczym. Do jednych z moich ulubionych lokacji z pewnością zaliczyłabym gabinet bohatera, który w jednym z rozdziałów zdaje się rozszczepiać w czasoprzestrzeni. Od razu przypomniał mi się epilog “Interstellara” :).

Muszę też pochwalić twórców za ogólny obraz wnętrz. Dom wypełniony jest różnorakimi przedmiotami i nawet jeśli niektóre z nich się powtarzają (np. wielki globus) to dzięki surrealistycznym efektom i wariacjom pomieszczeń, ma się wciąż wrażenie przebywania w nowych miejscach. Klimatu dodaje także pierwszorzędna oprawa dźwiękowa – profesjonalny angielski dubbing, szum wiatru za oknami, odgłosy upadających książek czy kroków bohatera, płaczących postaci i dynamicznie zmieniającej się muzyki. Efekt jest taki jaki powinien być – wciąż czujemy niepokój niepozwalający oddychać pełną piersią, a najdrobniejsza zmiana w pozornie zwyczajnym pokoju potrafi wywołać panikę.

Nie obyło się jednak bez pewnych zgrzytów. W testowanej przeze mnie wersji gry na PS4 dało się zauważyć mocne klatkowanie. Z początku byłam wręcz zszokowana, że można było przepuścić tak słabo zoptymalizowaną grę, ale po pierwszym rozdziale przestałam już na to zwracać uwagę. Nie wiem niestety jak wypada gra w odsłonie pecetowej, ale z zasłyszanych w sieci opinii widać, że problem ten dotyka jedynie wersji konsolowych.

Drugą wadą, o której muszę napomknąć jest wkurzający interfejs. Gra wymaga bardzo dokładnego wskazywania przedmiotu, na którym chce się przeprowadzić interakcję. Najbardziej jest to widoczne w tak prozaicznej czynności jak przeszukiwanie komody czy biurka z szufladami. Otwieracie pierwszą szufladę i jest OK, ale żeby trafić w tą leżącą poniżej czy jakąkolwiek inną musicie mocno nadwyrężyć kciuk. Nie mam do takich rzeczy cierpliwości i przyznaję bez bicia, że gdy po dwóch próbach nie mogłam otworzyć tego, czego chciałam, po prostu wkurzona rezygnowałam z tego pomysłu. Sporo jest też obiektów, które możemy obejrzeć, ale nie niesie to za sobą żadnych skutków – w pewnym sensie jest to jednak logicznie uzasadnione. W końcu z naszych domach też pełno jest rzeczy, które nie mówią nic o swoim właścicielu.

Bez wątpienia jest to jednak tytuł, za który Bloober Team należą się brawa, zwłaszcza, że jest to ich gatunkowy debiut. Gra nie jest długa – można ją zaliczyć w 4-5 godzin, ale intensywna pod względem wrażeń. Layers of Fear jest jak labirynt pełen osobliwości, który może nie wystraszy Was na śmierć, al e wywoła ten pożądany stan grozy, w którym po odłożeniu pada będziecie natychmiast zapalać na korytarzu światło udając się do łazienki. Z dużym zainteresowaniem będę wyczekiwała kolejnych produkcji krakowskiego zespołu.

Ocena: 85/100

Plusy:

+ Wciągająca fabuła

+ Duża liczba jump scare’ów

+ Klimat

+ Oprawa audio-wizualna

Minusy:

– Niski framerate na konsolach

– Problemy z interfejsem

Tytuł: Layers of Fear
Producent: Bloober Team
Wydawca: Bloober Team/ Techland
Platforma: PS4, Xbox One, PC
Data premiery: 16 luty 2016
Język: angielski (polskie napisy)
Cena: 47 zł (PC) 84 zł (PS4, Xbox One)
PEGI: 16