Roboty zabiorą nam pracę, ale Elon Musk nas uratuje

Roboty zabiorą nam pracę, ale Elon Musk nas uratuje

Pracy dla ludzi jest coraz mniej, bo coraz częściej zastępują ich automaty, roboty lub programy komputerowe. To fakt, o którym pisaliśmy wielokrotnie, ale przytoczę kilka ostatnich tytułów:

Ale nawet nie trzeba czytać tego typu teksów czy bardziej wysuszonych statystyk badaczy naukowych, żeby zorientować się, że problem istnieje i narasta. Wystarczy przejść się do hipermarketu i zapłacić za zakupy w kasie automatycznej, wpłacić lub wypłacić kasę w bankomacie, kupić bilet w biletomacie, odprawić się przed odlotem na stronie przewoźnika lub na lotnisku w “check-in machine”, złożyć podanie na stronie WWW urzędu czy zadzwonić na “gorącą linię” operatora komórkowego.

Coraz większa liczba miejsc pracy znika kompletnie lub jest przynajmniej redukowana (jedna kasjerka opiekująca się 10 kasami automatycznymi) i… nie ma w tym nic dziwnego. To proces tak stary, jak rozwój ludzkości, który na początku postrzegany był wyłącznie w kategoriach korzyści (np. wynalezienie pługa i specjalizacji rolniczej pozwoliło rozwinąć się klasie średniej w miastach), a dopiero gdzieś od czasów pierwszej rewolucji przemysłowej (już pod koniec XVIII wieku!) zaczęto wyraźniej zauważać “skutek uboczny”, jakim jest zastępowanie niewykwalifikowanej siły roboczej przez maszyny. Potem nastąpiła jeszcze druga rewolucja przemysłowa (II połowa XIX wieku, początek XX wieku), a od połowy zeszłego stulecia mówimy już o trzeciej rewolucji przemysłowej, zwanej już raczej rewolucją naukowo-techniczną. Ta rewolucja trwa do dzisiaj i cały czas nabiera rozpędu. Coraz częściej nazywana jest też nie rewolucją, ale robotyzacją.

Jakie zawody są zagrożone? Niemal wszystkie. Trwająca obecnie rewolucja tym bowiem różni się od poprzednich, że wraz z rozwojem “sztucznej inteligencji” (bez dokładnego definiowania tego pojęcia) coraz częściej uderza w zawody, które do tej pory wydawały się bezpieczną przystanią. Maklerzy giełdowi, prawnicy, dziennikarze, scenopisarze, lekarze, serwisanci telefoniczni, spikerzy telewizyjni i radiowi, korepetytorzy, lektorzy języków obcych, tłumacze – to tylko kilka przykładów zawodów, które już w dzisiejszych czasach zastępowane są przez odpowiednio napisane programy czy też węziej – “boty”. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w przypadku zawodów fizycznych, w ich przypadku ciężko nawet pokusić się o stworzenie jakiejkolwiek listy.

I oczywiście przybywa cały czas pracy w programowaniu czy obsłudze maszyn, ale dajcie spokój – wszystkich nas tam nie zatrudnicie.

Jeśli zatem udało mi się już was nieco przygnębić, to dobrze, bo w tym ciemnym tunelu pojawia się ciekawe światełko. Słuchać wprawdzie głośne Tuuu Tuuuuuuuu!, ale na szczęście to Elon Musk wjeżdża z hałasem na peron. Jego pomysł jest prosty, ale jeśli się nad tym zastanowić – jedyny możliwy: dochód gwarantowany (zwany też dochodem uniwersalnym). Innymi słowy: takie 500+, ale dla wszystkich, dla każdego obywatela, niezależnie od jego wieku, płci, koloru skóry, poziomu zdrowia czy wykształcenia.

Oczywiście – tak samo jak w przypadku 500+ – reakcje społeczne na taką zmianę mogą być różne. Patologie jeszcze mocniej się spatologizują, specjaliści od życia na koszt innych jeszcze wydajniej doić będą social, ale w optymistycznej wersji, w którą chcę wierzyć, tak zwani normalni ludzie zaczną mieć więcej czasu na robienie rzeczy twórczych, niezwykłych, interesujących, pięknych.

W ciekawych czasach przyszło nam żyć, choć oczywiście w Polsce wszystkie te procesy (także związane z zastępowaniem ludzi przez roboty) zachodzą z pewnym opóźnieniem. Być może doczekamy się najpierw poważnych, ogólnoświatowych kryzysów, związanych z rosnącym bezrobociem i rozwarstwieniem społecznym, ale miejmy nadzieję, że doprowadzą one do czegoś pozytywnego. Nowej rewolucji, tym razem już nie przemysłowej, ale społecznej, po której praca nie będzie już koniecznością, ale przywilejem i twórczą przyjemnością. Oby tylko Musk okazał się skutecznym prorokiem…