Zarządzanie poprzez lekturę miesięczników pokładowych

Pewnemu programiście imieniem Monty zdarzyła się bardzo przykra historia. Któregoś dnia jego szef zaniepokojony wyczytaną w pokładowym miesięczniku linii lotniczych, którymi ostatnio podróżował, informacją o narastającym zagrożeniu wirusami, kazał zapuścić program antywirusowy na wszystkich komputerach w firmie. Przy komputerze Monty’ego łowca wirusów zakomunikował, iż program, nad którym Monty właśnie pracował, uległ przeobrażeniom i że może to oznaczać, że program zarażony jest wirusem. Poinformowany o tym fakcie szef przeprowadził następujące rozumowanie: jeśli wirus mógł zmienić program, to niewątpliwie to zrobił; skoro program został zmieniony, to wirus jest teraz jego częścią; jeżeli więc wirus jest częścią programu napisanego przez Monty’ego, to Monty jest jego autorem. Wniosek: Monty pisze wirusy w godzinach pracy. Następnego ranka szef wraz z dwoma świadkami oczekiwał Monty’ego przed drzwiami. Monty został doprowadzony do sali konferencyjnej, gdzie czekały już na niego: wypowiedzenie oraz karton z rzeczami. Tłumaczenia, że program uległ zmianie, bo właśnie był rekompilowany, nie znalazły u szefa zrozumienia. Wciąż pod eskortą wyprowadzono Monty’ego z budynku, informując po drodze, że nie ma co liczyć na odprawę. Jako że rzecz działa się w Ameryce, historia ma swój happy end: wynajęty przez Monty’ego prawnik udowodnił debilizm postawionych zarzutów. Monty dostał porządną odprawę (większą od należnej o honorarium adwokata), dobre referencje i znalazł lepiej płatną pracę. Szefowi trudniej było znaleźć nowe zajęcie, musi więc znosić chichot rozlegający się niekiedy za jego plecami.

Pierwszą reakcją na historyjkę, przytoczoną za broszurą Roba Rosenberga “Computer Viruses and <>”, jest oczywiście myśl, że szef był kretynem. Jeśli jednak wiemy o opisywanym dwa miesiące temu syndromie osłabienia nerwowego (NAS), objawiającym się zmniejszeniem odporności układu psychicznego w wyniku przeciążenia informacyjnego, to musimy uznać FAS, czyli syndrom fałszywej kompetencji, za mechanizm obronny organizmu menedżera przed całkowitym zagubieniem. FAS jest ceną, jaką się płaci za zachowanie dziarskości i pewności siebie niezbędnych do zarządzania.

Większość linii lotniczych drukuje miesięczniki. Można w nich znaleźć informacje o cenach alkoholi i perfum sprzedawanych na pokładzie samolotu, wiadomości o kraju, który linia reprezentuje, jak również krótkie materiały na temat osiągnięć techniki. Używanie telefonów komórkowych oraz laptopów jest na pokładzie większości samolotów zabronione, więc menedżerowie poświęcają czas uzupełnianiu swojej wiedzy merytorycznej. Autorzy artykułów, wiedząc kto będzie ich czytelnikiem, przygotowują teksty w postaci “streszczeń dla zarządu”, czyli krótko, jednoznacznie i kategorycznie. Napojeni jasną i prostą wiedzą o istocie rzeczy menedżerowie, znudzeni dodatkowo bezczynnością w czasie lotu, natychmiast po powrocie do firmy zaczynają działać. Pada hasło: “od jutra przepisujemy całe nasze oprogramowanie w dżawie, bo programuje się w niej dziesięć razy szybciej”. Organizację o strukturze hierarchicznej można porównać do układu kółek zębatych, w którym zarząd jest kółkiem o największej średnicy, a niższe szczeble mają średnice coraz mniejsze. Drgnięcie o ułamek stopnia największego kółka powoduje żwawe wirowanie i furkot kółek najniższego poziomu. Na szczęście szef lata dość często, więc powrót z następnej podróży przynosi drgnięcie w drugą stronę, następną porcję furkotu na dole i w końcu w miarę stabilny rozwój firmy.

Znam przypadek prezesa firmy programistycznej, który tygodniami wykłócał się ze swoimi programistami, że lektura listu z nagłówkiem “Good Times” grozi firmie upadkiem. Historyjka o tym wirusie i kilku podobnych jest przykładem złośliwości autora pierwszego komunikatu, rozpowszechnianego dalej w dobrej wierze przez odbiorców. Według autora otwarcie listu, który w nagłówku zawiera słowa “Good Times”, wprowadzi procesor w nieskończoną pętle o złożoności n, i w efekcie zniszczy komputer. Wobec grożącego niebezpieczeństwa wielu odbiorców posyła list dalej, abstrahując od faktu, że sam list z ostrzeżeniem zawiera w nagłówku inkryminowaną frazę. Próby wyjaśnienia, że jest to wirus, tylko innego rodzaju, mianowicie zajmujący czas szefa, a nie procesora, tylko wspomnianego prezesa rozjuszały. Wykrzykiwał, że ktoś, kto twierdzi, iż wirusa nie można przesłać pocztą, jest głupi. Tłumaczenie, że owszem można, ale nie w sposób opisany w liście, doprowadzało go do szału. Pomimo narażenia się na śmieszność działał racjonalnie. Jeśli ktoś musi podejmować kilkaset decyzji dziennie, lepiej jeśli robi to, opierając się na jasnych przesłankach.

Zachowanie szefa Monty’ego było również naturalne, a stara łacińska maksyma mówi, że: naturalia non sunt turpia – co naturalne nie przynosi wstydu. Przypadki FAS są liczne i, wbrew pozorom, niezbyt szkodliwe, pod warunkiem, że oprócz szefa w firmie pracują również fachowcy od szczegółów.

Piotr Fuglewicz jest wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Informatycznego, autorem modułów sprawdzania pisowni dla wszystkich popularnych w naszym kraju edytorów tekstu

Więcej:bezcatnews