Tu zakazuje się zakazywać!

Przy okazji ustawy mającej pomóc w zwalczaniu terroryzmu (USA Act – The Uniting And Strengthening America) przepchnięto w amerykańskim Senacie kilka bardzo dziwnych rozwiązań. Radykalnie ograniczono np. możliwość uprawiania hazardu przez Internet, zakazując korzystania do tego celu z kart kredytowych. Czyżby CIA dostała cynk, że bin Laden uwielbia Black Jacka?

Dyskrecja podejrzana

W kolejce do zatwierdzenia przez amerykański Senat czeka zakaz szyfrowania korespondencji. Pa, pa, PGP. Żegnamy Całkiem Dobrą Prywatność na rzecz… no czego? Rzekomo bezpieczeństwa. Tym razem zwyczaj ukrywania treści korespondencji przed wścibskimi adminami przeszkadza Bushowym tajnym służbom w ściganiu terrorystów. Faktycznie, zakaz szyfrowania, obwarowany wysoką karą pieniężną czy nawet więzieniem, to posunięcie doskonałe. Terroryści gotowi samobójczo umrzeć z pewnością przestraszą się grzywny i będą słali meldunki otwartym tekstem… w jednym z języków arabskich. Co znowu nastręcza pewnych problemów, gdyż wśród szpiegów Wuja Sama nie ma nikogo, kto rozumiałby np. narzecze używane w Afganistanie. Za to 90% funkcjonariuszy CIA zna język rosyjski. Następnym konsekwentnym posunięciem powinno więc być zakazanie porozumiewania się przez Internet w innym języku niż angielski, ewentualnie rosyjski. Uczmy się tych języków! Uchroni to nas przed oskarżeniami o przynależność do Hezbollahu.

Włamanie w majestacie prawa

Jak donosi “Wired”, lobbyści RIAA – organizacji zrzeszającej koncerny muzyczne – przy okazji uchwalania w amerykańskim parlamencie ustawy antyterrorystycznej chcieli przepchnąć regulację zezwalającą im na hakerskie włamania do komputerów osób podejrzanych o posiadanie nielegalnych nagrań muzycznych, filmów czy e-booków. Dodatkowa klauzula zwalniałaby magnatów rozrywki z odpowiedzialności za szkody poczynione przy okazji tej formy nakłaniania do przestrzegania prawa. Dawałoby to RIAA np. prawo rozsyłania wirusów kasujących pliki MP3, DivX i co tylko jeszcze mniej lub bardziej podejrzanego się nawinie. Na razie pomysł nie przeszedł, ale z pewnością jeszcze o nim usłyszymy.

Epitafium dla Napstera

Już blisko rok temu Jaron Lanier, guru artystycznego wykorzystania cyberprzestrzeni, programista i muzyk, w eseju zatytułowanym “Love Song for Napster” (http://www.discover.com/ feb_01/gthere.html?article=featnapster.html) przestrzegał, że wojna koncernów z Napsterem skończy się obowiązkowym rejestrowaniem każdego e-maila, każdego zdjęcia, filmu nakręconego prywatną kamerą. Dlaczego będzie to konieczne? Bo inaczej nasz program pocztowy nie pozwoli nam wysłać nierejestrowanego e-maila, głośniki sprawdzą przed odtworzeniem cyfrową sygnaturę plików z muzyką, a plazmowy wyświetlacz zweryfikuje nasze uprawnienia do oglądania filmów i ilustracji. Do tego musi doprowadzić walka z fanami wymiany muzyki online. Jedynym skutecznym środkiem będzie wbudowanie funkcji kontrolnych we wszystko, aż do ostatniego ogniwa – naszych słuchawek, monitorów, telewizorów, głośników. Gdy esej Laniera ukazał się w Sieci, sprawiał wrażenie opowiadania science fiction. Dziś to prawdopodobny scenariusz (patrz: “Koniec kopiowania”, str. 18). Polecam przeczytać “Love Song for Napster”, nim zawarta tam wizja stanie się oczywistością.

Musztrowanie anarchistów

Skuteczność odgórnej walki z internetowymi modami, zakazywania tego, co internauci lubią, widać wyraźnie po listach przebojów serwisów udostępniających programy typu shareware i freeware. Po wielomiesięcznej, kosztownej batalii sądowej udało się wyrwać zęby Napsterowi. Zwycięstwo! Szkoda, że pyrrusowe. Na liście najpopularniejszych programów, jakie można pobrać z serwisu CNET.com, liderem jest Morpheus. W pierwszej dziesiątce najpopularniejszych aplikacji połowa to programy “napsteropodobne”. Tak samo jest w innych składnicach oprogramowania. Umarł Napster, niech żyje Napster?

W podobny sposób zakończy się zapewne kampania antyszyfrowa. Miejsce zdelegalizowanego PGP zajmie steganografia. I wówczas tajne służby rzeczywiście będą miały problem – zamiast łamać szyfry, będą sobie łamały głowy: czy w milionach krążących po świecie obrazków z paniami, które nie mają nic do ukrycia, jest jednak coś ukryte?

Internauci to lud wielce pomysłowy, ceniący niezależność, a przy tym mający skłonność do anarchii. Lepiej go nie drażnić zakazami.

Poglądy prezentowane na łamach kolumny Felieton nie zawsze są zgodne ze zdaniem redakcji.

Więcej:bezcatnews