Drogowskaz na niebie

Takie misje kosmiczne już na nikim nie robią wrażenia. Rok w rok na orbitę trafiają telewizyjne transpondery, dzięki którym statystyczny Kowalski może obejrzeć jakiś głupkowaty teleturniej.

GIOVE-A nie jest jednak transponderem. To pierwszy element Galileo – europejskiego systemu nawigacji satelitarnej. W 2010 roku, kiedy zostanie skompletowany, będzie on się składał z 30 satelitów.

Kosztujący cztery miliardy euro program Galileo jest dziełem Europejskiej Agencji Kosmicznej. Po co jednak wydawać pieniądze, skoro już dziś można korzystać z rosyjskiego GLONASS-u albo amerykańskiego GPS-u? Odpowiedź brzmi: aby mieć gwarancję dostępu do usług nawigacyjnych.

Cywil też człowiek

Galileo ma być systemem cywilnym, podczas gdy GPS i GLONASS powstały z myślą o zastosowaniach militarnych. Jeszcze kilka lat temu zwykły użytkownik odbiornika GPS mógł określić swoje położenie z dokładnością nieprzekraczającą 100 metrów. Obecnie dokładność cywilnego pozycjonowania wynosi kilka metrów, ale w każdej chwili może się ona zmniejszyć – wystarczy, że zażąda tego Departament Obrony USA.

Galileo zagwarantuje kilkumetrową precyzję dla każdego właściciela odbiornika sygnałów satelitarnych. Gdyby ktoś potrzebował większej dokładności, wykupi odpowiedni abonament. W ramach tzw. usług biznesowych (Commercial Services, CS) dokładność określenia pozycji wyniesie około pół metra.

Na lądzie, w wodzie i w powietrzu

Najprostsze zastosowanie systemów nawigacji zna każdy: określanie trasy podróży. Ciekawsze wydaje się wykorzystanie Galileo w sytuacjach krytycznych.

Mniej więcej osiemdziesiąt procent wypadków na morzu wynika z błędów nawigacyjnych człowieka. Odchylenie od kursu zazwyczaj nie ma znaczenia w wypadku jachtu. Gorzej jest z tankowcami – tutaj błędne ustawienie kursu zemści się sto kilometrów dalej.

Inny przykład: w 2001 roku nad Szwajcarią zderzyły się w powietrzu dwa samoloty pasażerskie. Przyczyny? Błąd w nawigacji i nieporozumienia na linii pilot-wieża kontroli. Natężenie ruchu lotniczego rośnie, należy się więc spodziewać większej liczby takich incydentów.

Powiedzmy też wreszcie coś o zwykłych użytkownikach Galileo. Pomyślano i o nich: inwalidzi znajdą sposób jak najłatwiejszego poruszania się po mieście, które generalnie nie jest tworem przyjaznym osobom niepełnosprawnym. Ludzie z chorobą Alzheimera dotrą do domu, kiedy pamięć zacznie im nagle szwankować. Służby ratownicze odszukają zaś rannego leżącego gdzieś w górach – czyli tam, gdzie nie można podać informacji typu “jestem na skrzyżowaniu ulic A i B”.

Więcej:bezcatnews