What did you say?

Wielki słownik autorstwa Jana Stanisławskiego, którego odwzorowaniem jest program, powstał w latach 1955-1969 i choć przez blisko 40 lat stracił nieco na aktualności, wciąż może być przydatny. Część angielsko-polska zawiera 100 000 wyrażeń i zwrotów, a polsko-angielska – 180 000. Obok haseł z zakresu języka ogólnego znajdziemy tu również sporo idiomów, nazw geograficznych i historycznych, słynnych nazwisk oraz terminów właściwych różnym dziedzinom wiedzy.

Wielki słownik angielsko-polski i polsko-angielski
Wymagania: Windows 9x/Me/NT/200/XP, 50 MB na dysku
+ duża baza słów, wygodny i szybki system wyszukiwania haseł
– uzyskanie dostępu do pełnej funkcjonalności programu dopiero po rejestracji
Cena: 249 zł
www.lexland.com.p

Choć część haseł trąci myszką, np. “chip” to wciąż tylko “drzazga”, słownik wciąż należy do podstawowych narzędzi pracy tłumaczy. Do bazy słów można dopisać nowe hasła lub wzbogacić już istniejące definicje własną wersją tłumaczenia. Zostanie ona zapisana jako alternatywna na osobnej karcie słownika. System wyszukiwania słów i zwrotów w słowniku jest przejrzysty i wygodny. Słowa i całe wyrażenia można wpisywać w dowolnej formie gramatycznej oraz wyszukiwać hasła zawierające określony ciąg znaków. Aplikacja współpracuje z aktywnym dokumentem programu Word, automatycznie wyszukując zaznaczone słowa. Nie ma jednak co liczyć na to, że słownik wyręczy nas w pracy tłumacza. Rezultatem wyszukiwania są pojedyncze, nieodmienione wyrazy. Część słów, których aplikacja nie zdołała rozpoznać, pozostaje nieprzetłumaczona.

Aby móc w pełni korzystać ze słownika, nie wystarczy po prostu go kupić. Trzeba jeszcze zarejestrować program u producenta i uzbroić się w cierpliwość. Po trzech dniach roboczych otrzymamy kolejny klucz i uzyskamy dostęp do zablokowanych funkcji, np. drukowania opisów haseł. Jeśli więc potrzebujemy w pełni funkcjonalnego słownika “na już”, trzeba pomyśleć o innej aplikacji.

Więcej:bezcatnews