Uczciwemu biada!

Od lat trwa rywalizacja między twórcami mechanizmów zabezpieczających przed kopiowaniem programów a autorami aplikacji do kopiowania płyt. Ubocznym efektem tej ewolucji są problemy użytkowników, których uczciwie kupiony software czasem nie chce się uruchomić. Winę za ten stan rzeczy ponoszą bardzo wyrafinowane mechanizmy antypirackie, które reagują nerwowo na konfiguracje sprzętowo-programowe nieco odbiegające od przeciętnej. Niestety, czasem owa nadwrażliwość zabezpieczeń jest przewidziana przez producenta.

Legalne, choć niedozwolone?

Wiele typów mechanizmów antypirackich wbudowywanych w oprogramowanie, głównie gry i programy multimedialne, uniemożliwi korzystanie z aplikacji, a często nawet jej instalację, jeśli wykryje zainstalowane na komputerze wirtualne napędy CD-ROM. Konflikt następuje przeważnie z takimi pakietami, jak CloneCD czy Alcohol 120%, a także DAEMON Tools. Co gorsza, może się zdarzyć, że odinstalowanie pakietu do nagrywania nie pomoże – jeśli w systemie pozostaną charakterystyczne biblioteki, a w Rejestrze wpisy dotyczące obecności programu do wypalania płyt. Opisany problem dotyczy starszych wersji takich zabezpieczeń, jak SecuROM do edycji czwartej. Nowsze wydania tego mechanizmu stosują już inne kryteria sprawdzania, czy użytkownik nie próbuje wykonać kopii nośnika, i przeważnie potrafią współegzystować z napędem wirtualnym, ale nie pozwolą się z niego uruchomić.

Problem jednak w tym, że w sklepach znajdziemy aplikacje korzystające właśnie z uciążliwych form ochrony antypirackiej. Należą do nich nie tylko gry, ale także poważne aplikacje, takie jak choćby program edukacyjny Klik uczy angielskiego, wydany przez WSiP. Nie uruchamia się on, jeśli mamy zainstalowany na komputerze pakiet potrafiący tworzyć napęd wirtualny. Podobnie jest z Multimedialnym słownikiem języka angielskiego PWN Oxford. W efekcie mając dwa legalnie nabyte programy – multimedialny i do nagrywania płyt – nie można ich mieć zainstalowanych jednocześnie.

Skopiuj, jeśli potrafisz

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że korzystanie z narzędzi typu CloneCD czy Alcohol 120% jest nie tylko legalne (pod warunkiem nabycia owych pakietów), ale nawet dozwolone jest wykonanie za ich pomocą kopii bezpieczeństwa innych aplikacji. Uprawnienia takie użytkownikowi nadaje polska ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, która wyłącza jedynie sytuacje, gdy dystrybutor lub autor programu zobowiązują się do dostarczenia kopii nośnika w przypadku uszkodzenia oryginału. Praktycznie oznacza to, że możemy wykonać backup niemal każdej dostępnej “z półki” aplikacji – oczywiście, jeśli potrafimy.

Uszkodzony czy piracki?

Warto tu wspomnieć, że najnowsze wersje antypirackich systemów SecuROM, SafeDisc czy StarForce nie blokują działania aplikacji w razie wykrycia wirtualnego napędu, ale nie znaczy to, że nie stwarzają one żadnych problemów. Ponieważ odwołują się do nietypowych, specjalnie spreparowanych sektorów na dyskach CD-ROM, są szczególnie wrażliwe na zarysowania nośnika – kłopoty z prawidłowym odczytaniem kluczowych bloków są interpretowane jako dowód na nieoryginalność płyty CD-ROM. Swego czasu głośno było o tego typu problemach z aplikacjami chronionymi systemem Fade. Ten mechanizm nie jest już rozwijany ani stosowany, jego zniknięcie nie było jednak efektem uciążliwości dla użytkowników, a raczej sporych kosztów implementacji.

Chipset pełen tajemnic

Uczciwy użytkownik aplikacji multimedialnych może mieć problemy nawet wówczas, gdy nie instalował aplikacji dysponujących możliwością tworzenia napędów wirtualnych, a posiadany przez niego nośnik nie ma śladu uszkodzenia. Z forów internetowych dochodzą głosy, że niektóre programy zabezpieczone StarForce’em nie działają na komputerach wyposażonych w płyty główne z chipsetem nForce2. Prawdopodobną przyczyną jest odmowa ujawnienia specyfikacji produktu zarówno przez koncern Nvidia w odniesieniu do funkcji jego chipsetu, jak i przez twórców zabezpieczenia antypirackiego. W efekcie StarForce może traktować standardowe działania mechanizmów płyty głównej obsługujących pamięci masowe jako próby skopiowania programu.

Po co to zamieszanie?

Choć producenci programów obecność mechanizmów antypirackich uzasadniają koniecznością dbania o własne interesy w dobie powszechności nagrywarek CD i DVD, to paradoksem jest, że najbardziej poszkodowani w całym tym zamieszaniu są… uczciwi użytkownicy. Miłośnicy warezów bez problemu znajdą odpowiednio rozbrojone wersje poszukiwanych programów lub odpowiedni crack, który pozbawi “zębów” najgroźniejsze nawet zabezpieczenie. Legalni nabywcy komercyjnych pakietów doświadczają czasem problemów nieznanych mniej uczciwym użytkownikom. Co gorsza, jak wynika z docierających czasem do redakcji listów, nawet zarejestrowani klienci nie zawsze mogą liczyć na pomoc dystrybutora.

Na Zachodzie zabezpieczenia traktuje się jako metodę ochrony interesów wydawcy w pierwszym, najbardziej gorącym okresie sprzedaży programu. Stąd po pewnym czasie od premiery ukazują się łatki, które usuwają mechanizmy uniemożliwiające kopiowanie nośnika. Tak było np. z patchem 1.2 do Dooma 3 czy oficjalną poprawką do Unreal Tournamenta 2004.

Walcz o swoje

Warto pamiętać, że producenci, utrudniając sporządzanie kopii bezpieczeństwa, ponoszą moralną odpowiedzialność za dostarczenie zapasowego nośnika, w przypadku gdy klient uszkodzi oryginał. Procedura ta może wymagać poniesienia pewnych kosztów manipulacyjnych przez użytkownika, ale powinny być one zbliżone do ceny samej płytki, a nie opłaty za korzystanie z aplikacji. Warto pilnować naszych praw i domagać się, by wszyscy dystrybutorzy postępowali równie elegancko co YDP czy CD Projekt.

Paradoksem jest, że wyrafinowane zabezpieczenia i związane z nimi niedogodności w najmniejszym stopniu dotykają zdeklarowanych miłośników warezów, którzy zaopatrują się w wersje odpowiednio spreparowane i pozbawione mechanizmów antypirackich. Kolejne generacje SecuROM-ów czy SafeDisców skutecznie powstrzymują tylko zwykłych użytkowników przed dzieleniem się kupioną aplikacją ze znajomym lub sąsiadem. I zapewne taka ma być ich rola.

Więcej:bezcatnews