Niestety, idea tworzenia mechanizmów mogących służyć inwigilacji powróciła. Niedawno na stronach amerykańskiej fundacji EFF (Electronic Frontier Foundation) opublikowano obszerny artykuł dotyczący kolorowych drukarek laserowych. I nie był to raport opisujący udziały poszczególnych firm w rynku tych urządzeń, lecz doniesienie budzące grozę. Redaktorzy serwisu uzyskali bowiem informacje, że kolorowe "laserówki" Xerox DocuColor drukują niewidoczne gołym okiem kody – matryce niewielkich żółtych punktów. Ów układ kropek w postaci macierzy 8×15 widać dopiero po powiększeniu, a jeśli wydruk dodatkowo oświetlimy niebieskim światłem, wtedy punkty stają się już bardzo wyraźne. Zaczęto dokładnie badać sprawę. W dochodzeniu pomogli wolontariusze-internauci, którzy nadsyłali strony z kolorowych drukarek Xeroksa i innych urządzeń.
Badania ujawniły kilka niezwykle istotnych faktów. Po pierwsze, za pomocą takiej techniki kodowania na każdym barwnym wydruku można zapisać 14 bajtów informacji o dacie i czasie powstania wydruku. Po drugie, zmieści się tam również numer seryjny urządzenia. Po trzecie, według informacji zamieszczonych na stronach www.eff.org prawie wszyscy rynkowi gracze (m.in. Brother, Canon, Epson, Hewlett-Packard, Konica Minolta, Lexmark, Ricoh, Tektronix i Xerox) stosują w niektórych swoich produktach mechanizmy takiego kryptozapisu.
Rozumiem intencje producentów drukarek, którzy – działając zapewne w porozumieniu z amerykańskim rządem – stworzyli mechanizmy kontroli wydruków. Dziwię się jednak ich krótkowzroczności. Przecież inwigilacja to zamach na wolność, która jest chyba najwyższą cnotą. Nie tylko Ameryki.