Uwaga na żółte kropki!

Chyba większość z nas pamięta wrzawę z początku 1999 roku, kiedy to Intel opublikował komunikat informujący o zaopatrzeniu wszystkich nowych procesorów Pentium III w numery seryjne, tzw. PSN (Processor Serial Number). Szybko okazało się, że mimo zapewnień Intela o starannym ukryciu identyfikatorów nie potrzeba wyrafinowanej wiedzy hakerskiej do ich odkrycia. W prosty sposób, np. za pomocą przeglądarki WWW, cyberprzestępcy mogliby przechwytywać unikatowe ciągi znaków z procesorów i na ich podstawie śledzić zachowania internautów. Okazało się więc, że koncepcja identyfikacji procesorów niesie ze sobą więcej zagrożeń niż pożytku. Po fali protestów Intel ustąpił.


     

Niestety, idea tworzenia mechanizmów mogących służyć inwigilacji powróciła. Niedawno na stronach amerykańskiej fundacji EFF (Electronic Frontier Foundation) opublikowano obszerny artykuł dotyczący kolorowych drukarek laserowych. I nie był to raport opisujący udziały poszczególnych firm w rynku tych urządzeń, lecz doniesienie budzące grozę. Redaktorzy serwisu uzyskali bowiem informacje, że kolorowe "laserówki" Xerox DocuColor drukują niewidoczne gołym okiem kody – matryce niewielkich żółtych punktów. Ów układ kropek w postaci macierzy 8×15 widać dopiero po powiększeniu, a jeśli wydruk dodatkowo oświetlimy niebieskim światłem, wtedy punkty stają się już bardzo wyraźne. Zaczęto dokładnie badać sprawę. W dochodzeniu pomogli wolontariusze-internauci, którzy nadsyłali strony z kolorowych drukarek Xeroksa i innych urządzeń.


     

Badania ujawniły kilka niezwykle istotnych faktów. Po pierwsze, za pomocą takiej techniki kodowania na każdym barwnym wydruku można zapisać 14 bajtów informacji o dacie i czasie powstania wydruku. Po drugie, zmieści się tam również numer seryjny urządzenia. Po trzecie, według informacji zamieszczonych na stronach www.eff.org prawie wszyscy rynkowi gracze (m.in. Brother, Canon, Epson, Hewlett-Packard, Konica Minolta, Lexmark, Ricoh, Tektronix i Xerox) stosują w niektórych swoich produktach mechanizmy takiego kryptozapisu.


     

Rozumiem intencje producentów drukarek, którzy – działając zapewne w porozumieniu z amerykańskim rządem – stworzyli mechanizmy kontroli wydruków. Dziwię się jednak ich krótkowzroczności. Przecież inwigilacja to zamach na wolność, która jest chyba najwyższą cnotą. Nie tylko Ameryki.

Więcej:bezcatnews