Wszędzie Google

Lubię Google’a tak bardzo, że ostatnio złapałem się na tym, że korzystam właściwie tylko z tego serwisu. Wyszukiwarka – Google, mapy – Google, newsy – Google, poczta elektroniczna – Google. Nie chce mi się nawet wymieniać wszystkich usług, którymi “googluję”, bo ich lista znajduje się np. na stronie www.google.com/options/. Kiedy Google wprowadza jakąś nową usługę lub oprogramowanie, od razu się tym interesuję i uważam to za ważne. W sumie nie ma w tym nic złego, bo usługi najpopularniejszej wyszukiwarki są na niezłym poziomie.

Przebudzenie

Ale ostatnio, przy okazji wprowadzenia przez Google’a komunikatora internetowego Google Talk, coś mnie tknęło. Najpierw tak jak zwykle wpadłem w “googleuforię”. Już chciałem odinstalować mojego wysłużonego IM-a i namawiać wszystkich na korzystanie z Talka. Ale gdzieś z tyłu głowy zapaliła się żaróweczka. Pomyślałem: “zaraz, zaraz. Przecież nie mogę się dać do końca zgooglować”. Uznałem wtedy, że w Sieci musimy dbać o pluralizm, który pozwala z różnych i niezależnych ofert wybierać te, które najbardziej nam odpowiadają. Taka sytuacja jest po prostu zdrowa. Google natomiast wykorzystuje popularność swojej marki do tego, by działać na obszarach, które do tej pory były zarezerwowane dla innych firm. Wybieram usługi tego serwisu, ponieważ często kieruję się zasadą: dobre, bo od Google’a. I odnoszę złudne wrażenie, że podobnie jak z małą czarną, jest mi z Google’em dobrze. Tymczasem Google zaczął mnie osaczać…

Nie dam się zgooglić

Czy takie działanie Google’a coś Państwu przypomina? Jest taka firma z siedzibą w pobliżu Seattle, której od czasu do czasu zdarza się skopiować lub kupić jakiś pomysł tylko po to, by zdobyć przyczółek na nowym rynku.

Teraz okazuje się, że nowy gigant ma ambicje przegonić w ekspansywności i wszechobecności molocha z Redmond. Ba, Google podbiera nawet pracowników Microsoftowi! Sytuacja zaostrzyła się do tego stopnia, że Steve Ballmer w wybuchu złości krzyczał: “I’m going to kill f…g Google”.

Zobaczyłem, że Google jest na dobrej drodze do przeobrażenia się w sieciowy monopol. Ja prawie stałem się oddanym klientem firmy, przekonanym, że jest mu ona niezbędna do życia. Otrzepałem więc piórka z google’owego nałogu, zamknąłem dziób pełen google’owych pochwał i na dobry początek ustawiłem witrynę Ask Jeeves jako stronę startową mojej przeglądarki internetowej. Do czego i Państwa zachęcam.

Więcej:bezcatnews