WWW sprzed lat

Zarejestrowanie sieciowej wizytówki następowało przez zawiązanie umowy pomiędzy abonentem a NASK-iem, na podstawie której temu ostatniemu należała się określona opłata. Wiele osób płaciło przez pewien czas, a gdy moda na internetowy biznes przeminęła, porzuciło domeny i przestało uiszczać coroczny abonament. Uznały one, że poprzez zaprzestanie płacenia automatycznie rozwiązują umowę. W wielu przypadkach miały rację – wynikała ona z niezbyt precyzyjnej redakcji regulaminu rejestracji i utrzymania domen internetowych przez NASK.

Niektórzy płacą, inni nie muszą

Przed kilkunastoma miesiącami na łamach CHIP-a pisaliśmy, że NASK próbuje – w niektórych przypadkach, jak się zdaje, bezprawnie – domagać się zapłaty od swoich dawnych klientów (patrz: $(LC106149:Kup Pan domenę)$). Sformułowanie “jak się zdaje” nie jest przypadkowe. Stan faktyczny poszczególnych spraw na pierwszy rzut oka może być bardzo podobny, ale szczegóły sprawiają, że sytuacja prawna będzie inna. Z tego powodu stosowanie analogii powinno być poprzedzone wnikliwym zbadaniem poszczególnych przypadków.

Od czasu, gdy NASK jako jednostka badawczo-rozwojowa rozpoczął swoją działalność, kilkakrotnie zmienił warunki rejestracji domen. Dość rzadko dochodzi do sporów dotyczących domen rejestrowanych przed rokiem 1998, co jest zrozumiałe, uwzględniając m.in. przedawnienie roszczeń, a większość spraw pochodzi z lat 1998-2002.

Problematyczny z biegiem czasu okazał się punkt obowiązującego dawniej regulaminu, wedle którego w wypadku “nieuiszczenia opłaty w terminie domena jest usuwana. Ponowna rejestracja będzie możliwa po uiszczeniu przez abonenta opłaty zaległej z odsetkami, złożeniu ponownego wniosku oraz uiszczeniu opłat za rejestrację i utrzymanie domeny”. Cóż ten zapis może oznaczać? Przede wszystkim, że w razie nieuiszczenia odpłatności domena zostanie usunięta z bazy.

Regulamin pełen zagadek

Wielu prawników może mieć na ten temat różne opinie. Ja poprzestanę tylko na przypomnieniu wypowiedzi mec. Marii Ziółkowskiej, reprezentującej NASK, której stanowisko kilkanaście miesięcy temu publikował CHIP. Wspomniała ona wówczas, że “ponowna rejestracja tej samej nazwy domeny będzie możliwa po uiszczeniu przez abonenta zaległej opłaty wraz z odsetkami oraz złożenia nowego wniosku, o ile w chwili rejestracji nazwa domeny będzie dostępna”. Zatem jeśli nie było automatyzmu – podkreślam, iż moja uwaga dotyczy kwestii z dawnego regulaminu – w usuwaniu domeny gdy abonent przestał płacić, to po co zastrzeżenie o “dostępności domeny”? Skoro nazwa domeny należy do pierwotnego abonenta, to pamiętając o zasadach rejestracji, które wyrazić można zdaniem “kto pierwszy, ten lepszy”, na cóż ta uwaga? Po co w treści regulaminu wprowadzenie obowiązku ponownej rejestracji? Wniosek jest tylko jeden – usunięcie domeny było oczywiście możliwe.

Domeny z odzysku

Niedawno z zaprzyjaźnionej kancelarii radców prawnych dotarła do mnie interesująca opinia. Otóż przed kilkoma laty zarejestrowanych zostało dużo nowych, często atrakcyjnych domen. Po pierwszej euforii część z nich nigdy nie została wykorzystana, a abonenci o nich zapomnieli. Fakt wcześniejszej rejestracji utrudniał jednak ponowne sprzedanie tych nazw innym zainteresowanym firmom. Stosuje się więc windykowanie dotychczasowych użytkowników. Z dużej grupy osób część wystraszy się wezwania do zapłaty, kosztów sądowych, zastępstwa procesowego i w końcu egzekucji. Jeśli jeszcze otrzymają one odpowiednio groźnie brzmiące pismo, z wytłuszczonymi terminami prawniczymi, to spory procent zapłaci, niektórzy zaś – ci bardziej zdeterminowani – zdecydują się na drogę sądową. Tymczasem część żądań kierowanych przez NASK do swoich abonentów jest bezzasadna.

Sąd czy ugoda – oto jest pytanie

Czy zatem osoby, które otrzymały takie wezwania, powinny się zdecydować na rozstrzygnięcie sądowe? Tu nie ma uniwersalnej odpowiedzi. Trzeba dokładnie przeanalizować stan faktyczny każdego przypadku z osobna. Jeśli podstawą sprawy jest jeden z pierwszych regulaminów NASK, to szanse wygrania klienta są spore. Podobnie, choć z innych powodów, będzie w późniejszych przypadkach okazuje się, bowiem, że niekiedy operator próbuje dochodzić płatności, które są już… przedawnione. W sytuacji osób nieprowadzących działalności gospodarczej owo przedawnienie następuje po trzech latach, dla przedsiębiorców zaś już po dwóch.

Trzeba też wyraźnie podkreślić, iż są także sprawy, gdzie NASK, wzywając do uregulowania rachunków, ma zupełną rację i dochodzenie przez niego opłat jest ze wszech miar zasadne. Przykładem jest sytuacja, gdy przedsiębiorca chcący zarobić na sprzedaży atrakcyjnych domen zarejestrował ich kilkadziesiąt przed rokiem, gdy zaś nie udało mu się ich sprzedać, “zapomniał” o konieczności zapłaty. Podobnie oceniam zachowania użytkowników, którzy w prowadzonej korespondencji deklarują chęć dalszego korzystania z domeny, ale ociągają się z zaległą opłatą.

W drodze na wokandę

Jeśli sprawa trafiła już do sądu, najczęściej wykorzystywana jest jedna z procedur uproszczonych, przewidzianych przepisami Kodeksu postępowania cywilnego. NASK, co wynika z listów kierowanych do redakcji, dość szybko stara się uzyskać nakaz zapłaty, by po nadaniu mu klauzuli wykonalności przekazać go dalej do egzekucji. Zanim postępowanie dojdzie do tego etapu, warto jednak zadbać o swój interes i złożyć sprzeciw. Należy w nim zawrzeć wyjaśnienia, dlaczego nie zgadzamy się z żądaniem operatora. Wówczas to nasza sprawa trafi na zwykły tok postępowania sądowego, gdzie będziemy mieli możliwość przedłożenia wszelkich dowodów na poparcie prezentowanego przez nas stanowiska. Zatem konieczne będzie przygotowanie przez notariusza uwierzytelnionych za zgodność z oryginałem kopii wniosków o zarejestrowanie domeny, kopii pierwszych faktur oraz… regulaminu NASK, na podstawie którego zawarto umowę (koniecznie ówczesną wersję, a nie późniejsze, bo tu bardzo często pojawiały się istotne zmiany).

Wraz ze wspomnianymi dokumentami warto także przygotować stosowną odpowiedź na pisma procesowe operatora. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że sąd podzieli nasze argumenty, powództwo NASK zostanie zaś oddalone. Nie ma jednak żadnej pewności, że sprawa się skończy po naszej myśli. Nawet jeśli jesteśmy pewni słuszności swoich racji, sami musimy ocenić, czy sporna kwota warta jest angażowania się w procedurę sądową.

Więcej:bezcatnews