Zacznijmy od nowości. EOS 50D jako pier-wszy w tej linii lustrzanek Canona oferuje korekcję wady błędnego ustawiania ostrości przez obiektyw (zbyt blisko lub zbyt daleko), przy czym w pamięci aparatu można zapisać do 20 profili dla różnych “szkieł”. Z niektórymi obiektywami działa też funkcja automatycznej korekcji winietowania. Zdecydowanie lepszy jest w tym modelu wyświetlacz. Ma taką samą 3-calową przekątną, ale znacznie wyższą rozdzielczość (VGA), dzięki czemu prawidłowa ocena jakości zdjęć już bezpośrednio w aparacie jest naprawdę możliwa.
Tak jak w przypadku poprzednika, ergonomia trzymania i obsługi solidnego korpusu, opartego na szkielecie ze stopu magnezu, jest wręcz rewelacyjna. Warto zwrócić uwagę na dźwięk migawki – niezwykle cichy i miękki, a można go jeszcze dodatkowo wyciszyć w trybie Live View. W środku znajdziemy matrycę o wyjątkowo dużej, jak na format APS-C, rozdzielczości – ponad 15 mln pikseli. W połączeniu z najlepszymi obiektywami (i tylko z nimi) daje to rezultat w postaci większej szczegółowości zdjęć, natomiast nieco traci na tym zakres tonalny fotografii, zwiększa się niestety poziom szumów.