Wii i Rayman – Dwa małe monstra

Jakieś półtora roku temu do naszej redakcji trafił Xbox 360 i PS3. Pojawiły się na dwa tygodnie na potrzeby testu porównawczego. Były to wtedy nówki sztuki maszyny i ciekawi byliśmy czym nas zaskoczą. Podłączyliśmy obie sztuki pod telewizor Full HD i odpaliliśmy dołączone do nich gry. Tytułów, poza Gears Of War nie pomnę.
Okładka sprawia wrażenie stworzonej na psychotropach? Ciekawe co powiecie o samej grze.

Okładka sprawia wrażenie stworzonej na psychotropach? Ciekawe co powiecie o samej grze.

Pobawiliśmy się z godzinę, może dwie i rozczarowani wróciliśmy do swoich zajęć. Grafika owszem byłą cudna, dźwięk również, gry na poziomie, jednak niczym się wszystko do kupy nie wyróżniało, ani nie robiło większego wrażenia niż klasyczne pecetowe produkcje. Sprzęt trafił do Laboratorium i zajęli sie nim nasi spece od hardware.

Nie dalej jak miesiąc później z podobnych jak powyżej przyczyn zawitało do nas Nintendo Wii. Wzbudziło gromki śmiech swoim tandetnym wyglądem, a po odpaleniu dołączonej do niego płyty łzy politowania nad grafiką i dźwiękiem. Przez chwilę zastanawialiśmy się kto normalny chciałby grać na czymś takim. Była to krótka chwila.

Nie minęło pół godziny jak zaczęła się bitwa o pada. Każdy chciał trochę poboksować i zagrać w kręgle. W efekcie najbliższy miesiąc wyglądał tak, że w chwilach wolnych od pracy kto mógł leciał do pokoju Naczelnika i obijał twarz pikselowatemu przeciwnikowi. Pot, literalnie, lał się strumieniami, a zaczerwienione od wysiłku twarze nie pozostawiały wątpliwości co do częstotliwości pulsu delikwenta. Przewaga Wii nad pecetem i next genowymi konsolami stałą się dla nas oczywistością.

Owszem, grafika rodem z 8 bitowego Atari, dźwięk ala głośniczek PC wciąż napawały nas zażenowaniem. Jednak grywalność tej platformy była niesamowita. Po miesiącu oddaliśmy sprzęt dystrybutorowi i redakcyjne życie wróciło do normy.

Dziś wieczorem wpaadłem na pogaduchy do Grzesia Szabli z Ubi Softu. Niewiele mówiąc wręczył mi kontroler Wii i odpalił Rayman Raving Rabbids TV Party. Fajna grafika, dobry dźwięk, sama gra nie dość, że wzmaga pocenie sie organizmu to jeszcze dodatkowo wywołuje salwy śmiechu. Poziom na którym morduje się kurczaki zombie to perełka dla której warto zagrać w tą grę. Jak się ze zdziwieniem przekonałem, gry na Wii mocno ewaluowały i w niczym nie przypominają grywalnych co prawda, ale koszmarków z początku kariery tej konsoli. Gra w niczym nie ustępuje oprawą Samowi & Maxowi z peceta, jest też równie dowcipna, choć mniej wymagająca intelektualnie.

Coś mi mówi, że w poniedziałek pożyczę od Naczelnika jego egzemplarz który kupił ku uciesze swych dzieci:)

ps. Ten sam tytuł, mam na myśli nowego Raymana, w edycji na NDS to jakaś totalna masakra. Zresztą samo NDS jest jakąś koszmarną masakrą. Ale o tym kiedy indziej.