Nowe, niezwykłe funkcje aparatów cyfrowych

Na sklepowych półkach co roku, a ostatnio nawet co pół, pojawiają się nowe modele cyfrowych aparatów, do których kupienia trzeba nakłonić klientów. Naturalnie obowiązuje więc hasło, że nowe modele są diametralnie lepsze od poprzedników, po prostu miażdżą je niezwykłymi, rewelacyjnymi, absolutnie nowatorskimi funkcjami, o nieprzeciętnej jakości zdjęć nie wspominając. Jeśli ich nie kupimy, to nie dość, że nie będzie nam dane z tych dobrodziejstw skorzystać, ale jeszcze wyjdziemy na wapniaków, i dzieci zaczną się nas wstydzić przed kolegami. Cóż, najlepiej więc od razu pędźmy do sklepu i kupujmy…
Nowy sposób wykonywania panoram ma pewną wadę – nie nadaje się do rejestracji obiektów w ruchu. Na zdjęciu powstają wtedy dziwne
Nowy sposób wykonywania panoram ma pewną wadę – nie nadaje się do rejestracji obiektów w ruchu. Na zdjęciu powstają wtedy dziwne

Producenci cyfrówek rzeczywiście bardzo się starają i nie żałują pieniędzy na dofinansowywanie swoich działów badawczo-rozwojowych. Bowiem zwiększanie rozdzielczości matrycy i wydłużanie zoomu optycznego już dzisiaj nie wystarcza, zresztą w przypadku kompaktów już dawno przekroczone zostały w tym zakresie wszelkie granice wynikające z praw optyki, np. związane z limitem dyfrakcyjnym… Tym bardziej producenci muszą się więc starać, aby nowy model przewyższał poprzednika nie tylko pod względem liczby megapikseli, ale jeszcze w inny sposób. Po prostu musi on mieć to “coś”, co rzeczywiście zaciekawi potencjalnego kupującego. Tych “cosiów” pojawia się więc całkiem sporo, często dość śmiesznych, a czasem nawet żałosnych. W tym artykule opisujemy jednak kilka pomysłów, które naszym zdaniem rzeczywiście zasługują na uznanie.

Pstryknij się na bóstwo

Producenci cyfrowych kompaktów od lat nęcą użytkowników, oferując np. funkcje, które sprawiają, że człowiek na zdjęciu wygląda lepiej niż w rzeczywistości. Na przykład aparaty firmy HP potrafiły – już po zrobieniu zdjęcia – odchudzić sfotografowane osoby. Innym stosowanym zabiegiem upiększającym modela było zmiękczenie obrazu. Problem polegał jednak na tym, że działało ono jednakowo na wszystkie części twarzy, więc w rezultacie wygładzone, rozmyte były policzki i czoło, ale również włosy i oczy.

Obecnie udało się ten problem wyeliminować dzięki algorytmom rozpoznającym twarze w kadrze. Procesor obrazowy po prostu wie, które elementy kadru to oczy, gdzie znajdują się policzki, a gdzie włosy – i w zależności od tego odpowiednio albo wygładza, albo wręcz przeciwnie – wyostrza odpowiedni fragment.

Taką funkcję, pod nazwą Tryb upiększania, można znaleźć na przykład w nowych kompaktach Olympusa, m.in. w modelu μ 5000. Zazwyczaj efekt końcowy jest rzeczywiście interesujący: obraz finalny naprawdę różni się od pierwotnego, choć zmiany nie zawsze są wyraźne.

Podobne tryby upiększania, oparte na rozpoznawaniu twarzy w kadrze, znajdziemy m.in. w kompaktach Samsunga (np. WB500, opcja nosi nazwę Perfect Portrait) i Casio (np. EX-Z400, EX-Z270 i EX-S12, tryb o nazwie Make-Up).

Panorama za jednym zamachem

Już od dobrych kilku lat niektóre kompakty cyfrowe oferują opcję wspomagania wykonywania zdjęć panoramicznych. Polega to na tym, że po zrobieniu zdjęcia jego fragment pozostaje widoczny z lewej lub prawej strony kadru, dzięki czemu możemy odpowiednio przesunąć aparat w taki sposób, by nowy kadr idealnie pasował do pozostawionego fragmentu. I tak, kawałek po kawałku, zarejestrujemy serię zdjęć, które potem za pomocą odpowiedniego programu łatwo złączymy, tworząc fotografię panoramiczną. Nie jest to zbyt skomplikowane, niemniej wymaga trochę dodatkowego czasu i wysiłku. Nie dałoby się prościej? Ano dałoby się – w przypadku Sony Cyber-shot HX1 po prostu naciskamy spust migawki i, trzymając go, przesuwamy aparat w poziomie lub w pionie. Puszczamy spust i… panorama gotowa! Wszystko wygląda więc tak, jakbyśmy robili tylko jedno, rozciągnięte zdjęcie, lecz tak naprawdę składa się ono z szeregu ujęć, które od razu, w czasie rzeczywistym sklejane są w jedno. Procesor aparatu musi się nieźle nagimnastykować – oprócz odpowiedniego dopasowania wszelkich linii na poszczególnych ujęciach dba także, by cała panorama była jednakowo naświetlona. Jeśli ktoś składał zdjęcia panoramiczne w komputerze, wie, że nawet w przypadku wydajnych pecetów tego typu obliczenia zajmują nieraz kilkanaście minut. Tu wynik otrzymujemy niemal natychmiast, ale… kosztem rozdzielczości. Krótszy bok zdjęcia ma długość 1080 pikseli, czyli mniej niż połowę tego, co oferuje matryca HX1. Dłuższy… jest duużo dłuższy – w zależności od zdjęcia ma ok. 5000 pikseli, co w sumie przekłada się na odbitkę ok. 9×42 cm (przy 300 dpi). Przy 200 dpi, co nadal przekłada się na bardzo dobrą jakość wydruku, daje to już ok. 14×63 cm. Co ciekawe, możemy też trzymać aparat w pionie i tworzyć panoramę poziomą lub też rejestrować panoramę pionową, trzymając aparat w poziomie. Tym sposobem otrzymamy wyraźnie wyższe, za to nieco mniej panoramiczne ujęcia o rozdzielczości 3424×1920 pikseli.

Niestraszne mi szumy

Użytkownikom aparatów cyfrowych sen z powiek spędzają szumy – zwłaszcza zdjęcia wykonywane kompaktami przy wysokich czułościach ISO mogą wyglądać po prostu fatalnie. Cóż jednak robić, skoro chcemy zarejestrować ostre, nieporuszone ujęcie, i to wieczorem, przy słabym oświetleniu. Ciekawe rozwiązanie wymyśliło Sony, przy czym znów chodzi o wymieniony już model Cyber-shot DSC-HX1. Wystarczy skorzystać z trybu o romantycznej nazwie “Z ręki o zmierzchu”. Nazwa mówi sama za siebie – nawet w trudnych warunkach oświetleniowych nie trzeba korzystać ze statywu.

Zamiast jednej, poprawnie naświetlonej fotografii (co wymaga zastosowania wysokiej czułości ISO) aparat po jednokrotnym naciśnięciu przez nas spustu błyskawicznie rejestruje aż sześć niemal jednakowych ujęć. Są one następnie nakładane na siebie przez procesor aparatu, który drogą eliminacji wybiera najostrzejsze i najczystsze fragmenty z każdego zdjęcia. Efekty są zdumiewające – zdjęcie wykonane w trybie “Z ręki o zmierzchu” przy czułości ISO 1600 wygląda równie dobrze, jak zdjęcie zrobione z użyciem statywu przy ustawionej czułości ISO 200. Nie zmienia się przy tym ostrość fotografii.

Szybkostrzelne maluchy

Aparatem, który aktualnie najszybciej wykonuje zdjęcia seryjne, jest Casio Exilim EX-F1 – osiągany przez niego wynik 60 klatek na sekundę to powód, dla którego profesjonalne lustrzanki przeznaczone dla zawodowych fotoreporterów rumienią się ze wstydu. Sęk w tym, że F1 to duży, ciężki aparat, porównywalny z lustrzankami pod względem wagi, wymiarów i… ceny. Trochę lepiej wygląda sytuacja w przypadku modelu EX-FH20 – niższa cena, nieco mniejsze wymiary i 40 kl./s. Jednak dopiero ostatnio tryb wykonywania ultraszybkich zdjęć seryjnych trafił pod strzechy, czyli… do zwykłych małych kompaktów.

Casio Exilim EX-FS10 oraz EX-FC100 potrafią w ciągu sekundy zarejestrować 30 zdjęć w rozdzielczości 6 milionów pikseli. Mało tego, potrafią też zarejestrować do 30 klatek… zanim zostanie wciśnięty spust migawki. Osobiście bardziej podoba mi się jednak opcja automatycznego wyboru najlepszego ujęcia z całej wykonanej serii. Kryteria wyboru, jakimi kieruje się aparat, to maksymalna ostrość, a także – w przypadku portretów – uśmiech i brak zmrużonych oczu.

Oprócz fotografowania w trybie High Speed oba kompakty mogą nagrywać też filmy z maksymalną częstotliwością 1000 (sic!) klatek na sekundę (a także 420 kl./s i 210 kl./s i 30 kl./s). Później nagrania wyświetlane są z normalną prędkością, a więc wszelki ruch pokazywany jest w zwolnionym tempie – dobra zabawa gwarantowana!

Zrobiłby nam pan zdjęcie?

Chyba każdy z nas znalazł się kiedyś w podobnej sytuacji: wycieczka, chcemy mieć zdjęcie na tle jakiegoś znanego zabytku czy widoku, prosimy przechodnia, aby nam je zrobił, dajemy mu aparat, a potem… załamujemy ręce. Wieża Eiffla skrócona o połowę, piramida Cheopsa bez wierzchołka, a sfinksowi przygodny fotograf uciął nie tylko nos (bo i tak go już nie ma), ale i całą głowę. A niekiedy to właśnie my na zdjęciu widniejemy bez głowy, bo… jakoś nie zmieściła się komuś w kadrze.

Samsung (między innymi w modelu WB500) znalazł na to sposób – prosty, ale skuteczny. Chodzi o funkcję Frame Guide, dzięki której przed poproszeniem kogoś o zrobienie nam zdjęcia i daniem mu do ręki aparatu, sami wykadrujemy ujęcie w taki sposób, jaki nam odpowiada. Po naciśnięciu spustu na ekranie pozostanie dość szeroka ramka obejmująca wybrane przez nas ujęcie. Teraz wystarczy poprosić kogoś, by zrobił nam zdjęcie w taki sposób, aby fragmenty zawarte w tej tymczasowej ramce pasowały do wnętrza kadru. Prawdopodobieństwo, że zdjęcie będzie skadrowane właśnie tak, jak sobie to zaplanowaliśmy, jest dzięki temu znacznie, znacznie większe.

Przyjaciele mają pierwszeństwo

Drobna zmiana czy rewolucja? Chyba raczej to drugie. Panasonic za sprawą części swoich najnowszych kompaktów (np. Lumix TZ7) zmienił potoczne rozumienie funkcji rozpoznawania twarzy w kadrze. Gdy do tej pory mówiliśmy o czymś takim, chodziło tak naprawdę tylko o rozpoznawanie obecności jednej lub wielu twarzy – jej (ich) wielkości i umiejscowienia w kadrze. Tymczasem obecnie wracamy do pierwotnego znaczenia słowa “rozpoznanie” – aparat naprawdę potrafi poznać, kto jest w danym momencie fotografowany. Konieczny warunek: dana osoba musi być wpisana do pamięci urządzenia. Jeśli więc fotografowana przez nas osoba znajduje się w pamięci naszego Lumiksa, aparat rozpozna ją i wyświetli na ekranie jej imię. Najważniejsze jest jednak to, że będzie traktował tę osobę priorytetowo – nawet jeśli nie zajmuje ona centralnego miejsca w kadrze, to właśnie na nią będzie ustawiana ostrość i parametry ekspozycji, mimo że na przykład w centrum znajduje się jakaś inna postać – większa, ale dla aparatu nieznana.

Ciekawostką jest to, że przy okazji Lumix może też wyświetlić aktualny wiek osoby fotografowanej, o ile oczywiście wcześniej razem z jej imieniem wpisaliśmy do pamięci rok urodzenia.

Starsze funkcje warte uwagi

Tryby tematyczne – przez kilka lat to głównie na tym polu mieliśmy do czynienia
z różnego rodzaju “innowacjami”. Niektórzy producenci wymyślali ich tak wiele, że zdarzały się kompakty z odrębnym trybem do fotografowania psów i kotów albo zwierząt o jasnym i ciemnym umaszczeniu. Obecnie liczba nowych trybów tematycznych nie zwiększa się tak gwałtownie, ale nadal pojawiają się nowe, np. różne rodzaje portretów: portret z rozmytym tłem, portret na tle zabytku, portret o zmierzchu itd. Pojawiają się też tryby tematyczne poświęcone wideo, np. nagrywanie z myślą o umieszczeniu materiału w portalu YouTube.

Zwiększanie zakresu tonalnego – to bardzo pożyteczna opcja, pozwalająca wydobyć więcej szczegółów z najjaśniejszych, a zwłaszcza z najciemniejszych fragmentów zdjęcia. Różne nazwy, np. D-Range, D-Lighting, DRO, nawiązują – poprzez literę D – do słowa dynamika (w domyśle: rozszerzona).

Rozpoznawanie twarzy – pierwotnie służyło do rozpoznawania miejsca ustawiania ostrości, później doszedł dobór odpowiednich parametrów ekspozycji, a ostatnio… upiększanie i rozpoznawanie konkretnych osób. Bez algorytmów detekcji twarzy świat cyfrowej fotografii byłby znacznie uboższy.

Rozpoznawanie uśmiechu – młodszy krewny technologii rozpoznawania twarzy. Aparat potrafi wykonać zdjęcie po tym, jak osoba w kadrze się uśmiechnie. Inną opcją jest tryb unikania zmrużonych oczu.