Rozpikselowane panienki i znikające dema

Jeśli zamiarem grupy Arise było wywołanie zamieszania poprzez zniszczenie jedynej kopii trackma Pro Memoria 3 (96%), to na pewno cel został osiągnięty. Pro Memoriał 3 stała się najbardziej poszukiwanym towarem wśród dem na Commodore 64 i przez krótki czas strawiła nawet na I miejsce rankingu Top Demos C-64 Scene Database (wciąż jest w Top 10). Głosy są, choć dema prawie nikt nie widział. Używam w tym opisie zamiennie słów demo i trackmo, choć w świecie 8-bitowych komputerów trackmo jest terminem dokładniej definiującym wymienioną produkcję – efekty w trackmie wyświetlane są jeden po drugim, bez przerw potrzebnych na doczytanie danych z dyskietki. Trackmo to skrót od track loading demo – dema odczytywanego z dyskietki ścieżka po ścieżce, nie plik po pliku.

Obawiam się, że to jeszcze nie koniec zamieszania, jakie wywołał performance i akt wandalizmu poczyniony przez jednego z autorów Pro Memoria 3 (96%). Były i głosy –

demo w wersji finalnej trafi na polskie party Silesia 4

, albo:

jeśli było demo na imprezie – MUSI się ono znaleźć w postaci pliku na jednym ze demoscenowych serwerów

, bądź takie:

pierwsza troll-produkcja

, albo i takie:

czy to nie najbardziej lamerska produkcja ever?

, oraz takie:

True vaporware

, i takie:

pobijcie to: spalę demo przed jego zakodowaniem

.

Nie, demo nie MUSI trafić do publicznej dystrybucji, ostatecznie to produkcja, której autor może sobie zastrzec prawa do dystrybucji i powiedzieć:

“Zobaczyliście? Podobało się? No to zabieram demo i idę do domu.”

Choć sam akt zniszczenia trackma wywołał jego popularność, mam wrażenie (jako obserwator całego tego zamieszania, łącznie z wrzuceniem dyskietki do ogniska), iż zupełnie nie taki był cel grupy Arise. Tu nie chodzi o performance (w mojej opinii nudną formę zamieszania jakoś tam łączonego ze sztuką), mimo że same dema z performance’em (jak i wydajnością maszyn) mają sporo wspólnego. Tu chodzi o wolną formę sztuki, taką która nie ogranicza się ani finansowo, raczej nisko kłania się tym wszystkim, którym się chciało przyjechać na jakiś tam malutki, toruński meeting, w zamian za co dostali od możliwość obejrzenia dobrego (naprawdę) trackma. Ostatecznie demoscena to forma zabawy, która nie pretenduje do miana sztuki, choć sztuką jest. No i za dema nie trzeba płacić, wiec nie jest towarem (być może nie zgodzą się ze mną ci, którzy kupowali niegdyś dema na dyskietkach).

Co dalej z 96-procentową wersją Pro Memoria 3? Mam nadzieję, że jedyny właściciel nagrania wideo tego dema pokaże je szerszej publice. A Arise przygotuje dla scenowców zapowiedzianą zabawę polegająca na udostępnieniu poszczególnych efektów z trackma oraz pozwoli innym podkładać je w jedną całość. Może w ten sposób powstanie kilkanaście różnych wersji, może nigdy nie będzie już pierwowzoru? Kto wie, to jednak pewien żywioł, taki Rock zatopiony w krzemie.

Same dema można również pisać na archaiczno-nowe platformy, takie jak V6Z80P (zbudowana na FPGA maszyna z 16-megahercowym Z80, 256-kolorami na ekranie z palety 4096 i zbliżonymi do Amigi możliwościami dźwiękowymi) – w poniższym filmie kopia dema LoopBack polskiej grupy Altair, z rozpikselowaną panienką i innymi, typowymi elementami dla dema. Demo zajęło na Breakpoincie 2010 XII miejsce w kategorii Wild.

Czy ma sens budowanie specjalnej maszyny udającej 8-bitowe cacko z dopalaczem? Nie. Czy ma sens pisanie dem na kolejną niszową platformę? Nie. Czy jest to zabawne? Owszem, nawet jeśli po raz setny obejrzymy te same efekty, złożone tylko w nieco inny sposób. Problem w tym, że nie każdy połapie się w ograniczeniach i możliwościach kolejnego cudacznego produktu wymyślonego albo dla wielbicieli 8 bitów, albo dla demosceny.