Miałem sen….

Unity, na pierwszy rzut oka, niewiele różni się od poprzedniego wydania. Jedyna zauważalna różnica przycisk otwierający Dasha – znajduje się teraz na Launcherze, a nie górnym panelu.
Miałem sen….
Stało się – Canonical dostarczył użytkownikom interfejs prostszy niż jakiekolwiek istniejące rozwiązanie na rynku. Unity jest tak proste w swojej idei, jak również wykonaniu, że na jego temat przelewają się wielkie fale krytyki. “Ludzie mówią”, a właściwie to “nerdy” (jakby nerd nie był człowiekiem:> ), że “Ubuntu to nie linux, bo stracił w tym wydaniu swoją największą zaletę”. Chodzi tu o możliwośc poustawiania interfejsu “pod siebie” – oczywiście to wszystko kosztem wydajności i prostoty użytkowania. Tyczy się to wszystkich dostępnych środowisk graficznych – KDE, GNOME i innych. Zobaczmy więc, jak to “prostactwo” sprawuje się w praktyce.
Pulpit, czyli Unity

Dash przeszedł całkowitą transformację w stosunku do poprzednika – tym razem jest wygodny i ładny. Zaczyna realizować pomysł Marka Shuttlewortha — menedżer plików przestaje być jednym z głównych narzędzi w systemie. Od momentu premiery 11.10 używam go okazyjnie. Z poziomu tej wyszukiwarki możemy wyszukać aplikacje (zainstalowane i nie), pliki, foldery i muzykę (tą dostępna lokalnie, w U1 Music Store i w sklepie Amazona). Dash jest rozszerzalny – można zainstalować dodatkowe

Lenses,

które zajmą się wyszukiwaniem książek w Google Boooks czy rozwiązań problemów na AskUbuntu. Windows 8 zdaje się wzorować na Unity w tej kwestii (pełnoekranowe menu główne, zorientowane na wyszukiwanie).

Reszta elementów powłoki nie zmieniła się w kwestiach designu – zostały naniesione tylko poprawki i drobne zmiany.

Moja ocena jest jak najbardziej pozytywna – UI oceniam na 5+ (w niektórych miejscach są niezaburzające pracę błędy, jednak łamią “jednolitość” systemu). UI jest znacznie lepsze niż którykolwiek Windows. Dlaczego? Ten interfejs jest maksymalnie uproszczony, całkowity minimalizm. Nie ma widgetów, dodatkowych paseczków, dodatkowych menu i miliona zbędnych ustawień – tylko by zaburzały tą “Jedność”. Interfejs jest też do bólu schematyczny, design ściślejszy niż sam Mac OS X. Na próżno szukać tu zasobnika systemowego czy znanych z Windows “dymków”. Tray został zastąpiony przez wskaźniki.

Dlaczego? Ponieważ każda aplikacja w trayu zachowywała się po swojemu, każda po kliknięciu na ikonkę robiła co innego. Wskaźniki mają ustandaryzowane zachowanie – po kliknięciu mogą pokazać tylko menu. Powiadomienia są również w formie ustandaryzowanego OSD.

Dla fanów Liona mamy rozwiązanie podobne do pełnoekranowych aplikacji – każda aplikacja po zmaksymalizowaniu jest fullscreen. Widzimy tylko tytuł okna i obszar powiadomień na górnym panelu. Menu aplikacji i kontrolki okien pokazują się dopiero po najechaniu kursorem na górny panel – rozwiązanie to wywołało wiele kontrowersji, ale efekt końcowy jest na +. Po co komu widzieć menu i kontrolki okien przez cały czas, skoro są sprytnie ukryte, a interfejs wydaje się jeszcze bardziej przejrzysty?

Ustawienia systemowe są uderzająco podobne do rozwiązania z OS X.

Z drobiazgów, o których warto wspomnieć, jest obsługa MultiTouch, która działa wszędzie, z jednym drobnym wyjątkiem – “szczypanie” nie działa w żadnej przeglądarce.

Programy

Domyślny zestaw oprogramowania jest co najmniej zadowalający. Przeglądarka: Firefox, poczta: Thunderbird, pakiet biurowy: LibreOffice, odtwarzacz: Banshee, obsługa portali społecznościowych: Gwibber, komunikator: Empathy. Nie ma co się rozwodzić nad tymi programami – każdy je zna. Warto zaznaczyć iż każdy jest teraz dopasowany do designu Unity i całość wygląda nadzywczaj spójnie.

Instalacja aplikacji została usprawniona – Centrum Oprogramowania stało się prawdziwym sklepem z aplikacjami. Tak, sklepem – po udostępnieniu portalu

developerskiego

, płatnych aplikacji będzie przybywać. Warty wspomnienia też jest OneConf – służy do synchronizacji oprogramowania między komputerami. Instalujesz program na jednym komputerze, zainstalowany jest na wszystkich.

Ubuntu One

5 GB w chmurze za darmo – jak na dzisiejsze czasy oferta średnio atrakcyjna. Przynajmniej tak by się wydawało. Dodatkowe GB można tanio dokupić, a sama integracja z Ubuntu powoduje, że z Dropboksów czy innych, nie chce się korzystać. Klienty Ubuntu One dostępne są na Windows, Android i iOS.

Łyżka dziegciu – obsługa sprzętu

Jest lepiej niż zwykle – sterowniki do WiFi, kamery, bluetooth, podświetlenia i innych pomniejszych peryferiów działają “z pudełka”. Ja napotkałem dwa poważne problemy. Pierwszy jest taki, ze jeżeli macie laptopa z hybrydową grafiką o AMD i procesorem Intela (Sandy Bridge), pożegnajcie się na jakiś czas z Radeonem. AMD nie potrafi zrobić działających sterowników na Linuksa – sterowniki OpenSource działają i umożliwiają przełączenie sie na grafikę Intela, zamknięte od AMD twierdzą, że nie mam karty AMD. Drugi problem, który udało mi się rozwiązać, to zarządzanie energią – laptop działał 2.5 godziny, teraz działa 4. Trzeba było wykonać parę prostych tricków, które mogą jednak przerazić początkującego użytkownika.

System gorąco polecam zarówno zwolennikom innowacji, jak i zwykłym użytkownikom komputerów. Prostszego w obsłudze systemu na rynku nie znajdziecie.

Poniżej krótki screencast:

test