Internet Explorer 10 to będzie porażka

Dlaczego Internet Explorer odnosi taką porażkę rynkową? Przecież jeszcze kilka lat temu mieli większość rynku? Odpowiedź jest bardzo prosta: to była beznadziejna przeglądarka, która odniosła sukces tylko i wyłącznie z uwagi na dołączanie jej do Windows. Oczywiście, “porażka” w tym momencie jest pisana nieco na wyrost: strong>Internet Explorer jest wciąż liderem. Ale niczym Nokia w smartfonach, cały czas traci użytkowników.
Znalezione na: shoze.blogspot.com

Znalezione na: shoze.blogspot.com

Znalezione na: shoze.blogspot.com

Wszystko zaczęło się od Firefoksa, który pojawił się w 2002 roku. Produkt ten, mimo iż wtedy bardzo niedojrzały, zachwycił każdego, kto się tematem zainteresował. IE było, w porównaniu do Firefoksa, przeładowane, powolne i dość kiepskie. Co zrobił Microsoft? Nic. Zupełnie zignorował przeciwnika. A to właśnie w tym momencie należało działać. Dopiero w 2006 roku Microsoft zaczął sobie zdawać sprawę z tego, że hegemonia Internet Explorera zaczyna się kruszyć i wydał siódmą wersję przeglądarki. Największą innowacją było… przeglądanie w kartach. Tak, Internet Explorer 7 zyskał to, co Firefox miał już w 2002 roku. Nie zaproponował nic, czego konkurencja od lat by nie miała. I to przypieczętowało los tej przeglądarki: wśród wszystkich świadomych użytkowników komputerów IE stało się narzędziem do pobrania innej przeglądarki.

W tym momencie Microsoft zdał sobie sprawę, że żarty się skończyły i zaczął intensywniej rozwijać swoją przeglądarkę. I prawie mu się udało dogonić konkurencję. Internet Explorer 8 nie był złym produktem, aczkolwiek wciąż odstawał od konkurencji. Szanse jednak pogrzebało Google. Pojawił się Chrome, który był zgrabny, prosty, bezproblemowy i szybki. Internet Explorer 8 pozostał w cieniu rywali, którzy co prawda z początku dysponowali znikomą bazą użytkowników, ale za to media skupiały się właśnie na nich. I słusznie, Internet Explorer 8 najzwyczajniej w świecie znowu “prawie” dogonił konkurencję, gdzie “prawie” stanowiło olbrzymią różnicę.

Microsoft podjął kolejną próbę i nareszcie mu się udało. Pojawił się Internet Explorer 9, w znacznej części napisany od zera. Zupełnie nowy interfejs, rozszerzenia, unikalne funkcje, pełna zgodność ze standardami W3C, akceleracja sprzętowa… w momencie premiery IE9 nie miało się absolutnie niczego wstydzić. To była i jest bardzo dobra przeglądarka, zebrała zresztą bardzo pozytywne recenzje. Była równie szybka, co konkurenci i posiadała wygodny, czysty interfejs. Za późno. Internet Explorer 9 pokazał dobitnie jak ciężko odzyskać dobre imię. To bardzo dobra przeglądarka, nie wiem czy najlepsza, ale z pewnością na poziomie konkurencji. Właściwie jedyna jej wada to brak silnego wsparcia społeczności (co z tego, że obsługuje rozszerzenia, skoro nikt nie chce ich pisać?). Ale to wszystko przez najbliższe lata będzie zupełnie bez znaczenia.

Każdy świadomy internauta wybrał już swoją przeglądarkę i nie ma powodu by jej zmieniać. Internet Explorer 9 może i jest bardzo dobry, ale nie dramatycznie lepszy od konkurencji. Więc po co się przesiadać? Każdy Operowiec, Chrome’owiec, i tak dalej jest już przyzwyczajony do swojej przeglądarki, jej rozszerzeń, interfejsu, i reszty. Internet Explorer nie ma więc tutaj szans. A co z ludźmi, których produkt konkurencji zirytował i szukają alternatywy? Każdy “doskonale wie”, że Internet Explorer to syf. Więc zdegustowany użytkownik Firefoksa wybierze Chrome’a, Operę… nigdy IE.

Opinia wyrobiona przez tyle lat robi swoje. Microsoft znowu nie zrozumiał rynku. Stworzył bardzo dobrą przeglądarkę i liczy, że to wystarczy. Niestety, to tak nie działa. Teraz trzeba dalej inwestować w jej rozwój, a także tworzyć błyskotliwe kampanie marketingowe. A nie miałkie, nudne spoty, które do nikogo nie przemawiają. Co więcej, inwestycje tego typu od razu się nie zwrócą. To potrwa jeszcze bardzo długo, a każda wpadka wydłuży ten czas o kolejne lata. Ale to już ostatni dzwonek: niezależnie od tego, jak dobry będzie Internet Explorer 10, mało kto go pobierze. Będzie wykorzystywany tylko przez osoby, które nie grzebią nawet ociupinę na swoich komputerach, i to też dopóki syn, wnuk, siostrzeniec zażenowany “zacofaniem” dziadka nie zainstaluje mu Chrome’a.

Po dekadzie tworzenia beznadziejnego produktu, w pełni zasługującego na drwiny, jego naprawa to dużo za mało. Dla Internet Explorera nadchodzą coraz cięższe czasy. A dla nas, czujnych obserwatorów, bardzo ciekawe. Microsoft przejdzie bowiem bardzo interesujący test: czy marka należąca do firmy, która ma setki milionów dolarów na zbyciu i duży potencjał, jest w stanie oczyścić swe imię? Jestem bardzo tego ciekaw.