Szczęk pękających kości i promocja mleka w “Medieval Moves: Wyprawa Trupazego”

“Medieval Moves: Wyprawa Trupazego” nie jest pozycją dla hardkorowych graczy, ani tym bardziej nie nadaje się na imprezy w gronie przyjaciół, jednak myślę też, że moje zakwasy w prawym ramieniu przekonają Was do tej pozycji bardziej niż cokolwiek innego.
Szczęk pękających kości i promocja mleka w “Medieval Moves: Wyprawa Trupazego”

W pewnym średniowiecznym, bajkowym królestwie żyje sobie spokojnie małoletni następca tronu. Jego dni upływają beztrosko na zabawach w zamkowych komnatach i ćwiczeniu szermierki drewnianym mieczem. Królewny go jeszcze nie interesują i na szczęście nie przyjdzie nam walczyć o żadną z blondwłosych piękności. Jak w każdej bajce jednak wystąpić musi jakiś pierwiastek zła, dzięki któremu zawiąże się akcja. W “Medieval Moves” czyste zło nazywa się Morgrimm – upiorny władca ciemności – , który przejmuje zamek oraz zamienia wszystkich jego mieszkańców w podporządkowane mu szkieletory. Przemiana obejmuje również naszego księcia Gerwazego, który mimo niesprzyjających ku temu okoliczności zachowuje dziecięcy humor i zmienia imię na Trupazy- co mi, zwolenniczki czarnego humoru, bardzo się spodobało. Od razu dodam, że gra jest bardzo dobrze spolszczona i stylistycznie wpada w konwencję animowanego filmu, więc dzieciaki będą nią również zachwycone. Mimo, że polega ona głównie na eliminowaniu wrogów, to jednak rodzice mogą być spokojni – nie zobaczymy tu ani kropli krwi. Pewnie dlatego, że szkielety są już jej pozbawione;) Gra nie jest brutalna, a wrogowie są bardziej zabawni niż straszni. Do tego co jakiś czas pojawia się obok nas duch naszego przodka i wskazuje nam kierunek drogi, a także chwali nasze postępy motywując do dalszej rozgrywki.

Rozgrywka

Po treningu wprowadzającym nas w swobodne korzystanie z kontrolerów Move ( choć gra wymaga jednego, to jednak dużo lepiej gra się dwoma, z których jeden odpowiada wtedy za naszą tarczę, a drugi za miecz), odwiedzamy pierwszą lokację, jaką jest przyzamkowa wioska. I tu przychodzi od razu pierwsze rozczarowanie. “Medival Moves” to gra na szynach… Jak to? – myślę sobie – To nie będę mogła swobodnie przemieszczać się po tych bajkowych planszach? O nie…Beznadzieja…”

Jednak po paru minutach jakoś przestałam się tym przejmować, bo… Po prostu – tu się świetnie walczy. Przeciwnicy nadchodzą w mniejszych lub większych grupkach. Niektórzy pchają się bezmyślnie prosto na nasz wyciągnięty miecz, inni chowają się za tarczami, a jeszcze inni atakują nas z dystansu. Ich SI jest zróżnicowana zatem na tyle, by na normalnym poziomie trudności zabawa nie znudziła się zbyt szybko. Na nasz oręż składa się miecz, łuk, shurikeny oraz tarcza.

Walka sprawia masę radości, głównie ze względu na precyzyjne używanie kontrolerów. Czujemy się naprawdę jakbyśmy siekali stado kościotrupów. Możemy wyprowadzać cięcia boczne, proste pchnięcia czy ataki od dołu. Do tego cały czas musimy bronić się tarczą, gdyż co groźniejsi przeciwnicy mają tendencję do celowania nie tylko w naszą głowę, ale również w… kostki. To powoduje, że jesteśmy ciągle w ruchu i po paru rundach odczuwamy fizyczne zmęczenie. Jeśli dodamy do tego dynamiczne używanie naprzemiennie łuku i gwiazdek – zakwasy na drugi dzień są gwarantowane.

W grze znajdziemy też momenty, w których należy balansować ciałem w celu utrzymania równowagi, strzelać hakiem czy unikać przeszkód. Nic mnie jednak bardziej nie rozbawiło, jak używanie mleka ( wszak nie od dziś wiadomo, że odbudowuje ono kości), które regeneruje naszą moc. Aby odświeżyć energię trzeba bowiem wykonać ruch prawym kontrolerem, jakbyśmy naprawdę je pili…Immersja jest tak wielka, że nie tylko u siebie zaobserwowałam machinalne otwieranie ust przy wykonywaniu tej czynności;) Absolutnie zakochałam się też w rzucaniu shurikenami, gdyż są bardzo szybką bronią, a ruch nadgarstkiem przychodzi całkowicie naturalnie. Do łuku trzeba mieć natomiast często dużą cierpliwość, bo nie zawsze ułoży się nam on tak jakbyśmy chcieli… Jest za to o wiele bardziej precyzyjny niż stalowe ostrza i niektórych przeciwników zdejmiemy tylko za jego pomocą.

Oprócz samej walki w grze napotkamy też raz na jakiś czas bonusową rundkę, w której w określonym czasie będziemy musieli zestrzelić dane obiekty. Na średnim poziomie trudności jest to naprawdę trudne gdyż czasu reakcji mamy zazwyczaj niewiele. Do tego w każdej lokacji znajdziemy mnóstwo pieniążków, trofeów i innych znajdziek, które mają nas zapewne zmotywować do kolejnego odpalenia tej samej lokacji… Niestety według mnie to pomysł dosyć chybiony, zważywszy na szynowy tryb rozgrywki. Trupazy nie potrafi się obrócić, więc jeśli nie trafimy w bonus, nie będziemy mieli możliwości poprawki…W późniejszym etapie troszkę to denerwuje, zwłaszcza, że w ten właśnie sposób ładujemy nasz zapas mleka. Brakuje mi tutaj również systemu jakiejkolwiek punktacji. Chciałabym wiedzieć ilu wrogów pokonałam i w jakim stylu, bo bez tego okrzyki typu “świetnie!”, “dobrze Ci idzie” są trochę bezsensowne…

Hordy kościotrupów

.

Od strony graficznej “Medival Moves” cieszy oko. Lokacji jest sporo. Wszystkie utrzymane w przyjemnym, średniowiecznym klimacie. Co fajniejsze, przeciwnicy są dopasowani wizualnie do danej planszy, tak więc w wioskach spotykamy kościotrupy z widłami i słomkowymi kapeluszami, w zamkowej kuchni kucharzy, a w kopalni górników. Przyjdzie nam też się zmierzyć z charakterystycznymi bossami, których sposoby na likwidację są bardzo różne i wymagają od gracza trochę inteligencji. Muzyka początkowo wpada w ucho budując epicki nastrój jednak później jakoś się rozmywa, momentami milknie nawet i ma się wrażenie, że słucha się wciąż jednej i tej samej ścieżki dźwiękowej. Tak samo nużące są okrzyki bojowe szkieletów, których jest zaledwie garstka – ” On nie jest jednym z nas!”, “Chodź do tatusia! “, “Brać go!” itp. Pod względem muzycznym mogłoby być zatem lepiej, jednak jak już początkowo wspomniałam, polski dubbing wypada bardzo dobrze.

Gdy znudzi nam się granie w pojedynkę, możemy spróbować swoich sił w trybie multiplayer, który jest niczym innym jak popularną hordą, czyli odpieraniem kolejnych fal zalewających nas wrogów. Choć mamy do wyboru tryb kooperacji i rywalizacji średnio widać między nimi różnicę… Po prostu to zwyczajna siekanina, w trakcie której jest nam bez różnicy czy nasz przyjaciel stoi obok nas czy naprzeciwko…Bardziej liczyłam na pojedynek PvP na jakiejś arenie.

Podsumowanie:

“Medieval Moves: Wyprawa Trupazego” to dobry prezent dla wszystkich miłośników walki bronią białą. Intuicyjne sterowanie kontrolerami nie sprawi problemu najmłodszym, a starsi gracze przeniosą się na chwilę w kolorowy świat dzieciństwa i przy okazji potrenują trochę mięśnie górnych kończyn. Trochę czuć niedosyt z powodu ograniczonego sterowania bohaterem, jednak frajda z rozgrywki go rekompensuje. Ja osobiście mam wielką nadzieję, że pojawi się w końcu pozycja dla bardziej wymagających graczy w technologii Move, bo bardzo chętnie przeistoczyłabym się w wojownika ninja czy samuraja walczącego kataną…

Plusy:

+ bogate i intuicyjne wykorzystanie kontrolerów Move

+ bardzo dobry, polski dubbing

+ atrakcyjna cena – w sklepach poniżej 90 zł

+ 3 poziomy trudności

+ zróżnicowane lokacje w bajkowym klimacie

Minusy:

– gra na “szynach”

– słaby tryb multiplayer

– niska regrywalność

Ocena: 75/100

Więcej recenzji na: