Chrome OS się nie sprawdził

Chrome OS to miała być prawdziwa rewolucja… i to mu się z pewnością udało. Netbookowy system Google’a zakładał, że małowydajne komputery ultramobilne i tak nie są w stanie przetwarzać złożonych danych, bo są na to za wolne. Dlatego wszystko powinno się odbywać w chmurze, redukując netbooka do roli cienkiego klienta.
Chrome OS się nie sprawdził

Pomysł zacny. Powiem więcej, w momencie upowszechnienia się wysokowydajnych sieci bezprzewodowych, uważam, że cienkie klienty to nasza przyszłość. Będziemy nosili ze sobą ultracienkie komputery i tablety, których podzespoły będą odpowiedzialne wyłącznie za renderowanie interfejsu. Każda rzecz, którą będziemy na nich robili, od pisania tekstu, do montowania filmu, odbywać się będzie zdalnie.

Na to jednak jest nieco za wcześnie. Nawet w dużych miastach jest wciąż problem z wydajnym łączem internetowym i nie mam tu na myśli tylko sytuacji w Polsce. Chrome OS, na swoje szczęście, nie mierzył tak wysoko. Upraszczał za to do granic możliwości korzystanie z obecnie dostępnych aplikacji webowych. Dodam, że z powodzeniem.

Chrome OS to nic innego, jak przeglądarka Chrome w trybie pełnoekranowym. System oparty jest na okrojonej wersji Linuxa. Można korzystać z kilku okien przeglądarki, a nawigacja pomiędzy nimi przypomina zmianę pulpitów w większości unixowych systemów. To system absolutnie bezawaryjny. Trzeba bardzo chcieć, i wiedzieć co się robi, by go popsuć. Przypadkowe zdemolowanie systemu przez użytkownika jest niemożliwe.

Chrome OS, od strony technicznej, zawiódł tylko w jednym aspekcie: był strasznie wolny. Można było się spodziewać, że mały kernel Linuxa z przeglądarką Chrome i niczym innym, to coś, co powinno śmigać jak bolid Formuły 1. Niestety, tak się jednak nie stało. Porównywałem wydajność dwurdzeniowego Chromebooka z jednordzeniowym Aspire’em z Windows 7. Niestety, ten drugi działał zauważalnie szybciej.

Ale nawet to nie jest problemem. Chrome OS został zamordowany przez… ceny Chromebooków. Mamy bowiem system banalny w obsłudze, prosty i bezawaryjny, służący tylko i wyłącznie do aplikacji webowych. Dla dziecka, studenta, ucznia, jest to pomysł bombowy. Pod warunkiem niskiej ceny. A tymczasem Chromebooki były do kupienia za równowartość 1800 złotych. W tej cenie mogę mieć porządnego netbooka z Windows lub Ubuntu. W którym mogę zmaksymalizować Chrome’a i mieć “Chrome OS”, a jeśli mam takie życzenie, zminimalizować go i móc robić setki innych rzeczy dzięki natywnym aplikacjom. Chromebooki miałyby wielki sens, gdyby były dużo tańsze. Na przykład, za 750 złotych. Wtedy mogłyby podbić świat.

Google jednak się nie poddaje. Ale zamiast pakować Chrome OS w tańsze komputery, zmienia sam system. Niestety, na gorsze. Daje mu większe możliwości, więcej funkcji, upodabniając go do OS X i Windows. Wcześniej widziałem korzyść posiadania Chrome OS. A teraz? Zobaczcie sami na poniższą galerię zrzutów ekranowych. Rozbudowany interfejs, wykastrowane funkcje… po co mi to? Bzdura!

Oddajcie mi starego Chrome OS albo wstrzymajcie się z aktualizacją (zrzuty ekranowe pochodzą z wersji rozwojowej, która dopiero jest w testach). A zamiast okrojonego komputera w pełnej cenie dajcie mi go za cenę “okrojoną”. Wtedy Chrome OS po prostu błyszczy. A tak, mamy ubogą hybrydę Maka i Okienek za niezbyt konkurencyjną cenę. Chyba bardzo nie chcecie moich pieniędzy…