Smartfon z trzema ekranami

Na portalu indiegogo.com trwa akcja zbierania funduszy na bardzo nietypowego smartfona.
Smartfon z trzema ekranami

Aire A1

, bo tak będzie się nazywało to urządzenie, wygląda na pierwszy rzut oka jak jakiś iPhone pomalowany na kolorowo bez jakiegoś specjalnego składu i ładu. Ta wielobarwność wynika jednak między innymi z faktu, że oprócz głównego, 4,4-calowego ekranu na przedniej ściance urządzenia znajdują się na nim jeszcze dwa mniejsze, wąskie wyświetlacze – na bocznych ściankach. Dodatkowo obudowa Aire A1 ma być dostępna w ponad 100 różnych odcieniach kolorystycznych!

Jakby tego było mało, twórcy tego telefonu obiecują jeszcze jedną niezwykłą cechę: zintegrowaną z ekranem ładowarkę słoneczną wykonaną w technologii SunPartner Wysips Crystal Technology. Ma ona tylko pół milimetra grubości i przepuszcza 90 procent światła, a mimo to ma znacząco wydłużać czas pracy urządzenia. Pod nią znajduje się sam ekran (Full HD, technologia IPS SuperAMOLED, przekątna 4,4 cala), a nad nią specjalnie wzmocnione szkło Corning Willow Glass Protection.

Dane techniczne dotyczące innych podzespołów Aire A1 również wyglądają obiecująco. Tylny aparat ma mieć rozdzielczość 12 mln pikseli, przedni – 8 mln. Do tego między innymi 4-rdzeniowy procesor ARM Cortez-A7, 2,5 GB pamięci RAM i 128 GB pamięci wewnętrznej. W komplecie otrzymamy też właściwie wszystkie współczesne systemy łączności bezprzewodowej, wbudowany moduł GPS/GLONASS i wiele innych bajerów. No i najciekawsze na koniec: całość ma pracować pod kontrolą zupełnie nowego systemu Aire OS 1.0 Hydrogen.

Twórcy kampanii chcą zebrać zaledwie… 5000 dolarów (zebrali już ponad 3500 dolarów), przy czym wszystkie egzemplarze promocyjne zostały już zarezerwowane i opłacone. Można jednak nadal wpłacić 245 dolarów za egzemplarz niesubsydiowany, co nadal wydaje się zadziwiająco niską sumą.

Jest tylko jeden problem. To wszystko: niezwykłe możliwości urządzenia, jego wyposażenie, podzespoły, wreszcie cena – wygląda tak pięknie, że aż zupełnie nieprawdziwie. To samo można powiedzieć o przeciętnej jakości grafikach, które ilustrują całą kampanię albo niezbyt profesjonalnym profilu na portalu Linked In pana Autreiyasa Watsona, fundatora i głównego zarządzającego projektem. Zabawa nastolatków? Dowcip? Próba wyłudzenia? Nam to wygląda na dość oryginalny sposób autopromocji, w każdym razie cały projekt wydaje się ciekawy – dlatego o nim informujemy – lecz mocno podejrzany.