Grim Legends: The Forsaken Bride – recenzja gry (PC)

Scenariusz prowadzony jest całkiem nieźle. Gdy wydaje nam się, że jesteśmy już blisko celu, nagle pojawia się kolejna przeszkoda do pokonania i kolejna i jeszcze następna, aż do wielkiego finału. Innymi słowy – klasyka gier przygodowych. Żałuję nieco, że praktycznie od razu odkryłam całą intrygę, ale przeczytawszy w życiu tyle baśni od razu rozpoznaje się pewne archetypy i odkrywa misterne plany scenarzystów. Historia moim zdaniem dość mocno nawiązuje do baśni Grimmów o Śnieżce i Różyczce, ale na szczęście wcale nie psuje to przyjemności z rozgrywki.
Grim Legends: The Forsaken Bride – recenzja gry (PC)
Powyższa, dość marna photoshopka składająca się z pięknej lokacji z omawianej tu gry oraz mojej nieskromnej osoby przebranej za Czerwonego Kapturka, powinna dać Wam już jasno do zrozumienia, że baśnie wszelkiej maści są mi znane i uwielbiane. Ja wiem, wiem, godzi się to w wizerunek pani redaktor piszącej o technologicznych gadżetach, robotyce i cybernetyce, ale z pewnych rzeczy po prostu się nie wyrasta. Cóż zrobić, kocham opowieści o walce dobra za złem, a zwłaszcza takie, w których czerń i biel sprytnie zamieniają się miejscami…
Grim Legends: The Forsaken Bride zaciekawiło mnie już samym tytułem kojarząc się oczywiście z mrocznymi historiami braci Grimm. Intro otwierające grę jest najbardziej intrygującym sposobem wprowadzenia fabularnego, jakie do tej pory widzieliśmy w grach Artifex Mundi. Burza, przepaść, uciekająca na skraj urwiska kobieta krzycząca coś o zdradzie, miłości i rozpaczy. Gdy rzuca w mglistą otchłań pierścień przeklinając ukochaną osobę, a kamera zwalnia tempo mam autentyczne ciary. Kurcze, w grach przygodowych chyba jeszcze mi się to nie zdarzyło. Choć całość trwa zaledwie 50 sekund bardzo fajnie wprowadza w odpowiedni klimat. Naszą bohaterkę poznajemy 25 lat później, gdy udaje się do położonej w dolinie wioski. Tam właśnie ma odbyć się ceremonia zaślubin jej siostry oraz pięknego młodzieńca Edwarda. Radość związana z przygotowaniem do zamążpójścia dawno nie widzianej bliźniaczki zostaje jednak przerwana przez wtargnięcie do wioski wielkiego niedźwiedzia, którego postać przewijała się od lat w miejscowych legendach. Zwierzę porywa niedoszłą pannę młodą, a nasza bohaterka wraz z Edwardem rozpoczynają poszukiwania dziewczyny…

Tu jestem miło zaskoczona, że Artifex Mundi zdecydował się iść jeszcze bardziej w stronę tradycyjnych gier przygodowych niż HOPA, w których co rusz atakowani jesteśmy sekwencjami z szukaniem obiektów. W tej produkcji takich scenek jest zaledwie garstka (głównie w drugiej połowie gry), a większy nacisk postawiono na klasyczne interakcje z obiektami i zagadki logiczne. Te ostatnie są naprawdę urozmaicone. W trakcie gry będziecie układać puzzle, manipulować lustrami, odgadywać kolejność akcji w danej historii czy przekładać obiekty na planszy w określonych zasadach. Dla niecierpliwców takich jak ja, którzy irytują się, gdy nie mogą poradzić sobie z zagadką w ciągu paru minut przygotowano przycisk podpowiedzi. Grim Legends wystawiło na mocną próbę także moją spostrzegawczość. Nawet korzystając z mapki, na której zaznaczone są dostępne do wykonania interakcje bywały momenty, gdy za nic w świecie nie mogłam uczynić kroku dalej. Oczywiście i tutaj możemy skorzystać z podpowiedzi, ale jak wiadomo godzi to w nasze poczucie wartości;).

Fani Artifex Mundi zauważą dwie rzeczy, które uległy znacznej poprawie w stosunku do poprzednich części. Po pierwsze grę rozbudowano nieco o aspekt zręcznościowy – mamy np. sekwencję ze strzelania z kuszy. Po drugie zaś dorzucono najbardziej ślicznego i świetnie animowanego towarzysza jakiego tylko można spotkać w grach. Osobie odpowiedzialnej za jego stworzenie stawiam paczkę pączków przy pierwszej nadarzającej się okazji. To detal, po którym widać, ile serca i pracy to studio wkłada w estetykę swojego produktu. Moje uznanie wzbudziły też jak zawsze ręcznie malowane lokacje. W Grim Legends mamy ich aż 39, przy czym w wielu miejscach otrzymujemy dostęp do zbliżeń na różne zakamarki.

Ścieżka dźwiękowa została dopasowana do klimatu gry. Bardzo spodobał mi się motyw z delikatnym, kobiecym chórem pobrzmiewający w kilku miejscach. Powyżej możecie posłuchać (i przy okazji obejrzeć fragmenty lokacji) innej ścieżki audio, która powinna wam doskonale odzwierciedlić jakość całego soundtracku. Jeśli chodzi o sam dubbing to mamy do czynienia z dobrze znanymi już nam aktorami, których głosy starają się oddać emocje postaci czasem nawet aż za bardzo;).

Gra sprzedawana jest w formie tzw. edycji kolekcjonerskiej, w skład której oprócz głównej przygody po ukończeniu gry odblokowuje się dodatkowy epizod kontynuujący dalsze losy bohaterki. Całość możemy dostać już za około 40 zł jeśli wykorzystamy kod rabatowy. Myślę, że to uczciwa cena za parę godzin w baśniowym świecie. Martwi mnie bardziej co innego. Jeśli Artifex Mundi w dalszym ciągu będzie robiło tak dobre gry, będzie bardzo ciężko napisać interesującą recenzję… 😉

Ocena: 90/100

Plusy:

+ baśniowy klimat

+ estetyka

+ urozmaicone i odpowiednio trudne zagadki

+ mechanika podąża w klasyczną stronę (dajcie na minus jeśli uwielbiacie standardowe HOPA;)

Minusy:

– scenariusz dość łatwy do przewidzenia i jak na “Grim Legends” nieco mało mroczny

Tytuł:

Grim Legends – The Forsaken Bride

Producent:

Artifex Mundi

Wydawca:

Artifex Mundi

Platforma:

PC

Data premiery:

25.02.2014

Język:

angielski

Cena:

54 zł