Fabuła gry jest ponoć kontynuacją pierwszej części. Niestety, nie grałem, więc potwierdzić nie mogę. Opowieść zaczyna się w momencie, kiedy Kayne chce wykonać ostatnią w swoim życiu “brudną robotę”, którą nagrywa mu Lynch. Tym razem ze szlachetnych pobudek – zarobione pieniądze mają pozwolić jego rodzinie godziwy byt. Sytuacja się jednak komplikuje i prosta misja zamienia się w wojnę gangów. Ciąg dalszy – podczas grania. Aczkolwiek zbyt długi, to on nie będzie. Grę da się skończyć w dwa solidne wieczory. Co więcej, opowieść ciekawi tylko na początku. Potem nie nudzi – po prostu znika. A szkoda, bo można by z tego zrobić dobry “film” gangsterski.
Jeśli chodzi o gameplay, to tu mamy ten sam problem. Świetny początek a potem nuda. K&L2 czerpie z najlepszego wzorca w tym gatunku, czyli Gears of War. Innymi słowy, gra polega na szybkim przemieszczaniu się od osłony do osłony, zza której, względnie bezpieczni, możemy mordować naszych przeciwników. Tyle że w Gearsach i wielu jego klonach to się nie nudziło. Kayne & Lynch 2 niczym nie zaskakuje. Jest OK., fajnie się strzela, ale zabrakło różnorodności, w pewnym momencie przestajemy się bawić, a zaczynamy się męczyć. Może dlatego ta gra jest taka krótka,..? Nie podoba mi się również fakt, że przeciwnicy niejednokrotnie mogą “przyjąć” więcej kul, niż sam gracz. Z kolei broń w tej grze to rozpadający się, bezużyteczny złom Aczkolwiek też mnie to nie dziwi, sztuczna inteligencja pozostawia wiele do życzenia, i najwyraźniej w ten sposób twórcy chcą zwiększyć poziom trudności. Ogólnie więc, jest solidnie, fajnie, aczkolwiek nic nowego i po czasie można zacząć ziewać.
Mimo wszystko, gra mi się bardzo podobała, głównie ze względu na klimat. Jest brudno, jest śmierdząco, jest syf. To nie jest gra dla grzecznych dzieci. Główni bohaterowie są raczej antybohaterami, walczącymi o życie i o kasę w slumsach Szanghaju. Nie ma tu moralnych decyzji, nie ma tu miłych scen. Dół społeczny bije zewsząd. I zrealizowane to zostało super.
Co więcej, oprawa audiowizualna podkreśla charakter gry. Całość wygląda, jakby była kręcona z ręki, małą kamerą, zupełnie jak z programów paradokumentalnych o policji. Jeżeli jest jakaś krwawa scena lub pokazana nagość, jest to pikslowane jak w programach telewizyjnych. Obraz się trzęsie tak jakby za nami biegł operator a tuż obok próbował mu dotrzymać kroku dźwiękowiec. Wszystko wygląda tak, jakby pochodziło z kompaktowej kamery cyfrowej, którą posiada każdy Kowalski. I spełnia to swoją rolę, dodaje niecodziennego klimatu. Grafika, mimo iż po technicznej analizie okazuje się prymitywna, przez ten jakże fajny zabieg prezentuje się znakomicie. Wielki plus.
Ogólnie rzecz biorąc Kayne & Lynch 2: Dog Days. To solidna produkcja. Ale to solidny średniak z paroma błyskotliwymi elementami. Na waszym miejscu poczekałbym, aż stanieje, nie kupował teraz, ale jak już wejdzie w półkę niższych cen, to kupiłbym obowiązkowo. Bo mimo wtórności i nudy, i tak się fajnie grało.