Multicooker Philips w rękach faceta

Multicooker Philips w rękach faceta

Nie wiem, jak was, ale mnie denerwują różni faceci, którzy umieją gotować, piec ciasta i ogólnie radzą sobie w kuchni świetnie, chwaląc się przy okazji publicznie. I moja żona to słyszy. I później ja na tym cierpię, bo dostaje mi się seria trudnych pytań typu: a widzisz, a Franek/Marek/Kuba/Janek/Zenek może? Zobacz, jakie ciasto upiekł, jaką zrobił zapiekankę, łososia w winie i zupę kokosową. A ty???

A ja potrafię przypalić herbatę, a w szczycie kuchennego natchnienia szarpnę się czasem i zrobię jajecznicę. Naszą kuchenkę zalałem już wiele, wiele razy, bo po włączeniu wody na ziemniaki “poszedłem na chwilę do komputera”. I potem nawet nie słyszałem, jak woda kipi i zalewa wszystko wokół, łącznie z elektroniką kuchenki. Na szczęście skończyło się tylko na wymianie programatora.

Innymi słowy, stanowiłem chyba dobrego kandydata na testera tego multi-cudeńka od Philipsa. Jeśli ja sobie z nim poradzę, to każdy da radę…

Już początek testu stanowił popis mojej inteligencji i błyskotliwości. Zaraz po rozpakowaniu wziąłem go od razu do zdjęć, bo błyszcząca górna powierzchnia pokryta jest chyba jakąś warstwą przyciągającą drobinki kurzu i odciski palców. Więc szybko, szybko, póki jeszcze czysty – zdjęcia! A już najlepiej zdjęcia z włączonymi światełkami z przodu, więc podłączyłem urządzenie do prądu i włączyłem, niech ładnie mruga. Nie przyszło mi do głowy sprawdzić, czy w środku znajduje się coś poza wyjmowaną metalową misą.

Znajdowało się. Dowiedziałem się o tym, czując zapach topiących się plastikowych torebek, którymi owinięta była misa i mnóstwo dodatkowych gadżetów.

Innymi słowy, test rozpoczęty. Mamy tu pierwszy minus i pierwszy plus urządzenia, a jeszcze nie zacząłem gotować. Multicooker Philipsa łatwo się brudzi, kurzy – na finalnych zdjęciach, mimo czyszczenia mechanicznego i elektronicznego, zobaczycie mnóstwo drobinek kurzu, a przecież wykonywane były niedługo po “akcji ratunkowej” związanej z topiącymi się torebkami. I duży plus – usunięcie przyklejonych, nadtopionych kawałków folii okazało się banalnie łatwe, bo zarówno wyjmowana misa, jak i płytka grzewcza w środku pokryte są materiałem typu teflon. Wystarczyło lekko przetrzeć całość gąbką, by usunąć jakiekolwiek zabrudzenia. Robiło wrażenie.

A teraz coś wam zdradzę. Piszę ten test z miłym poczuciem sytości, bo przed chwilą zjadłem bardzo smaczny ryż ze śmietanką i truskawkami. Ryż ugotowałem (sam!) w multicookerze i był to najłatwiej ugotowany, a równocześnie najsmaczniejszy ryż w moim życiu.

Jak gotuje się na multicookerze? W przypadku ryżu wyglądało to w ten sposób: klawiszem menu wybrałem pozycję “Ryż”, a wcześniej tylko dołączoną miarką wsypałem wybraną ilość ryżu i dopełniłem wodą według podziałki w misie (tylko nie pomylcie się z podziałką wskazującą na proporcje potrzebne do ugotowania ryżowego… kleiku). Wcisnąłem Start i… znów poszedłem do komputera. Na szczęście tym razem niczego nie zalałem, nic nie wykipiało, nic się nie przypaliło, a po czterdziestu minutach usłyszałem delikatne dzwoneczki oznajmiające, że ryż się ugotował, a urządzenie się wyłączyło – można konsumować! Ryżu nie trzeba było odcedzać, był gotowy do nałożenia na talerz prosto z misy. A misę dało się następnie włożyć do zmywarki – to jedyny element Multicookera Philipsa, który się pobrudził.

Cóż, początek jest obiecujący i nabrałem ochoty na więcej. Na gotowanie na parze, robienie przetworów, jogurtów, zup, przyjdzie zatem niebawem pora, a na razie chodziło o to, by wybrać i zrealizować zadanie “na miarę naszych możliwości”. Czyli moich. Czyli skromnych. Czyli odwrotnie proporcjonalnych do możliwości, jakie daje to cudeńko Philipsa, zresztą pisaliśmy już o nim wcześniej. 15 automatycznych programów, 25 ręcznych ustawień temperatury, podwójna grzałka, równomierne podgrzewanie, cyfrowy zegar, minutnik… Zacząłem od ryżu, ale wszystko jeszcze przede mną;-)

Jeśli jesteście ciekawi, jak urządzenie opisuje sam producent oraz chcecie sprawdzić jego dane techniczne, polecam tę stronę.

Więcej:Philips