Test monitora Samsung Odyssey Neo G9 G95NC, czyli 57-calowa bestia w akcji

Rodzina monitorów dla graczy Samsung Odyssey ciągle rośnie, a wraz z nią najwyraźniej ciągle rosną też same ekrany, czego najnowszym przykładem jest monitor Odyssey Neo G9 G95NC do kupienia za około 10000 złotych. O cenie wspominam nie bez powodu, bo zanim wejdziemy w szczegóły tej bestii, po prostu warto wiedzieć, z jakim dokładnie sprzętem mamy do czynienia.
Test monitora Samsung Odyssey Neo G9 G95NC, czyli 57-calowa bestia w akcji

Monitor Samsunga Odyssey Neo G9 G95NC to przeogromna bestia

Zintegrowanie monitora Odyssey Neo G9 G95NC ze stanowiskiem to już przygoda sama w sobie. Sprzęt ten dostaniecie w kartonie o wielkości mniejszej lodówki, a szczegółowa instrukcja obsługi wyjaśni wam, że nie będzie to kolejny tradycyjny montaż. Samsung sugeruje też, że dla bezpieczeństwa lepiej skorzystać z pomocy drugiej osoby, aby wreszcie postawić Odyssey Neo G9 G95NC na biurku… i zrozumieć, że bez montażu naściennego lub wytrzymałego ramienia zwyczajnie się nie obędzie. Chyba że wasze biurka są bardzo, ale to bardzo głębokie. Wszystko przez potężną wręcz podstawę o dwóch ramionach długich na prawie 60 cm.

Czytaj też: Acer Nitro QG240Y – test monitora gamingowego

Na całe szczęście Samsung postarał się o regulację w dołączonej podstawie, umożliwiając regulację w poziomie (od -15 do 15 stopni), regulację wysokości (120 mm) i wreszcie pochylenia (od -3 do 10 stopni), ale jeśli jesteście bardzo wrażliwi na kwestie ergonomiczne i porządek na biurku, to i tak zostaniecie zmuszeni do wykorzystania systemu montażowego 100 x 100. Upewnijcie się jednak, że sięgniecie po odpowiednio wytrzymałe ramię i/lub kołki, bo monitor bez podstawy (3,6 kg) waży całe 15,4 kg.

Odyssey Neo G9 G95NC to więc nie lada bestia, jak na 57-calowy monitor o proporcjach 32:9 przystało. Taki kawał sprzętu sam w sobie robi wrażenie, które spotęgujecie wyeksponowaniem solidnej i przyjemnej dla oka obudowy na tyle, która łączy dominującą całość plastikową biel wykończoną na połysk ze srebrnymi wstawkami i licznymi ozdobnikami, przynoszącymi na myśl sznyt science-fiction. Jednak umówmy się – to monitor. Powędruje na miejsce tuż przy ścianie i nigdy nie wyeksponuje swojego tyłu, ale za to podświetli dosyć mały (ale zawsze jakiś) fragment ściany swoim podświetleniem RGB wbudowanym w miejsce montażu ramienia/uchwytu. 

Jednak nawet pomimo natury monitora, Samsung dołączył do zestawu maskownicę na przewody (montuje się ją na zatrzaskach), których może się zrobić naprawdę sporo. Wprawdzie producent zapewnia nam dostęp wyłącznie do czterech (DisplayPort, HDMI, USB-B 3.0 i 1,5-metrowy przewód zasilania), ale zestaw portów na tyle oferuje dostęp do aż:

  • 1x DisplayPort 2.1
  • 3x HDMI 2.1
  • HUB USB
    • 2x USB-B 3.0 do wpięcia dwóch różnych komputerów
    • 2x USB-A dla urządzeń peryferyjnych

W praktyce możemy więc wpiąć do monitora nawet cztery różne sprzęty, z czego między dwoma z nich (o ile dokupicie drugi przewód USB-B) będziecie mogli przełączać swoje peryferia w ledwie kilka klików. Co to oznacza? Ano to, że osoby potrzebujące dwóch komputerów lub komputera i konsoli do pracy (np. podczas nagrywania gier), mogą wpiąć oba z nich do Odyssey Neo G9 G95NC, aktywować tryb Picture-By-Picture, aby wyświetlać obraz z obu jednocześnie i tak pracować na jednym tylko ekranie i dwóch maszynach. Czy ma to sens? Jeszcze jak, bo ten monitor Samsunga to pierwszy na świecie model, który oferuje rozdzielczość Dual UHD.

Wyświetlacz Odyssey Neo G9 G95NC po prostu robi wrażenie

Surowe dane nie kłamią. W przypadku Odyssey Neo G9 G95NC mamy do czynienia z jedynym takim monitorem, który zapewnia nam dostęp do aż 57-calowego ekranu o proporcjach 32:9, rozdzielczości 7680 × 2160, opóźnieniu GTG rzędu 1 ms i odświeżaniu 240 Hz ze wsparciem AMD FreeSync Premium Pro. Oznacza to więc, że w tym modelu “kryją się” tak naprawdę dwa monitory 4K, ale nie myślcie nawet o tym, że podobny efekt uzyskacie wtedy, kiedy postawicie obok siebie dwa 28-calowe monitory 4K. Nie tylko przez niszczące całe wrażenie ramki, ale też brak kluczowej w tym modelu krzywizny rzędu 1000R, która tak naprawdę nadaje zupełnie nowego sensu połączeniu 57-cali i proporcji 32:9. To właśnie dzięki temu długość monitora sięga 132,7 cm, a nie prawie 145 cm, jak miałoby to miejsce przy całkowicie płaskim ekranie, a sam ekran dosłownie nas otacza, wypełniając to horyzontalne pole widzenia.

Pozostaje więc najważniejsze – na co dokładnie patrzymy w przypadku Odyssey Neo G9 G95NC? Samsung w tym modelu odszedł od matrycy OLED obecnej m.in. w 49-calowych modelach Odyssey OLED G9 i postawił na matrycę VA. Warto wyjaśnić, że choć panele VA mają wyższy współczynnik kontrastu i jasność, to panele OLED zwykle cechuje krótszy czas reakcji (płynniejszy obraz pozbawiony rozmazań), okazalsze kąty widzenia oraz lepsze odwzorowanie kolorów. Jedyną wadą matrycy OLED w tym pojedynku jest ryzyko wypalenia się pikseli, więc całkowicie obiektywnie patrząc, to właśnie te matryce są zwyczajnie lepsze, dlatego są szanse, że Samsung zwyczajnie czeka z wprowadzeniem na rynek 57-calowego Odyssey Neo G9 z matrycą OLED.

Producent nie wykorzystał jednak wyłącznie matrycy VA. Wzbogacił obecny w tym monitorze wyświetlacz technologią podświetlenia Quantum Mini LED (ta wykorzystujące bardzo małe diody LED do tworzenia bardziej precyzyjnego i jednolitego podświetlenia wyświetlaczy LCD) oraz zadbał o aż 2392 przyciemnianych stref, co oznacza, że w tym wyświetlaczu znajduje się prawie 2400 obszarów podświetlenia, które mogą być włączane lub wyłączane niezależnie w celu poprawy kontrastu i poziomu czerni ekranu. 

Efekt? Idealna czerń na wyciągnięcie ręki, ale w praktyce nie liczcie na jakość rodem z paneli OLED, co łatwo zauważyć, po prostu wyświetlając białe punkty na czarnym tle. Powyższe zdjęcie przekłamuje nasilenie problemu poświat o jakieś 40-60%, ale warto mieć go na uwadzę, bo lokalne przyciemnianie grup pikseli nigdy nie będzie tym samym, co całkowite wyłączanie pojedynczych pikseli w OLED-ach. 

Chociaż 2392 strefy mogą wydawać się wręcz ogromną liczbą, to monitor ten nadal dręczy przyciemnianie jasnych wyświetlanych obiektów w towarzystwie tych ciemnych. Zjawisko to występuje wprawdzie rzadziej, niż w starszych modelach Samsunga tego typu, ale musicie je mieć na uwadze, jeśli akurat zakochaliście się w OLED-ach. Na szczęście nie jest to problematyczne np. wtedy, kiedy gra niewspierająca proporcji 32:9 “zetnie” wam wyświetlany obszar do 21:9 lub nawet 16:9 – wtedy czerń to naprawdę czerń, której nie dręczą żadne poświaty. 

Nie oznacza to jednak, że Odyssey Neo G9 G95NC dręczą jakieś problemy z jasnością, o czym świadczy certyfikat VESA DisplayHDR 1000 oraz zgłaszana szczytowa jasność rzędu 1000 nitów i współczynnik kontrastu na poziomie 1000000:1. Producent wspomina, że typowa jasność tego ekranu sięga 420 nitów, a minimalna 350 nitów. Co z kolei mówią testy? Poniższe pomiary wykonałem z użyciem kalibratora SpyderX Elite. 

Te wyniki są owocem testu matrycy przed kalibracją w trybie niestandardowym bez jakichkolwiek zmian ustawień i z wyłączoną funkcją Adaptive-Sync. Wynika z nich, że szczytowa jasność sięga aż 979,3 nitów, czyli bardzo blisko zapewnianych przez producenta szczytowych 1000 nitów, które przy 100% jasności są praktycznie identyczne na całym ekranie, a to nie lada osiągnięcie. Im niższa jasność, tym ta jednolitość podświetlenia spada, ale nigdy do niepokojących wartości. Gorzej sprawa ma się ze spójnością kolorów, bo tam wahania są już znaczne na obrzeszach ekranu.

Pokrycie kolorów wypada nieźle. 100% sRGB, 87% AdobeRGB i 93% P3 bez profesjonalnej kalibracji i w podstawowym trybie, to dobry wynik, jak na tak wielki ekran, którego z pewnością można poprawić samymi ustawieniami. Odyssey Neo G9 G95NC słabo wypada jednak w kwestii odpowiedzi tonalnej, czyli tego, jak płynnie zmieniają się wartości szarości pod względem ich luminancji w stosunku do czystej czerni. Podobne braki dostrzec możemy w punkcie bieli, co jednoznacznie potwierdza, że jest to sprzęt bardziej dla graczy niż profesjonalnych twórców.

Funkcje i oprogramowanie Odyssey Neo G9 G95NC

Wedle Samsunga, każdy monitor Odyssey Neo G9 G95NC przechodzi proces fabrycznej kalibracji i rzeczywiście mamy nawet dostęp do jej wyników z poziomu oprogramowania, ale na wiele szczegółów tam nie liczcie. Opcji w samych ustawieniach jest jednak sporo. Dostęp do nich uzyskujemy po wejściu w menu kontekstowe (wciśnięcie głównego przycisku funkcyjnego) i wybranie opcji na górze, w czym pomogą nam cztery przyciski dookoła tego głównego, które w trybie menu służą zarówno do nawigacji, jak i dostosowywania ustawień, a poza nim stanowią skróty do najpotrzebniejszych ustawień (jedno z nich jest konfigurowalne).  

W menu czeka na nas łącznie sześć zakładek oraz bezpośredni dostęp do informacji na temat aktualnego ustawienia korektora czerni, czasu reakcji, częstotliwości odświeżania, stanu Adaptive-Sync oraz CoreSync. Nieco niezrozumiałe jest dla mnie podświetlanie i wyszarzanie tych opcji, ale po zabawie w detektywa pojąłem, że najpewniej każda podświetlona opcja, oznacza możliwość jej zmieniania w danym trybie.

Najczęściej będziecie odwiedzać pierwsze dwie zakładki, o trzeciej zapomnicie szybko, jeśli nie będziecie wykorzystywać trybu Picture-In-Picture lub Picture-By-Picture, a pozostałe trzy odwiedzicie tylko raz na samym początku i drugi, kiedy coś przestanie wam działać, bo to właśnie w jednej z nich odkryjecie możliwość przywrócenia ustawień do tych fabrycznych. 

Menu Gra skrywa w sobie łącznie siedem ustawień:

  • częstotliwość odświeżania
  • czas reakcji (dezaktywowany po włączeniu Adaptive-Sync)
  • korektor czerni z 10-poziomowym ustawieniem
  • wirtualny celownik
  • ustawienie podświetlenia na tyle
  • preferowane ustawienie ekranu (Auto wydaje się najlepszym)

Menu obraz pozwala na:

  • dobranie najlepszych ustawień w formie predefiniowanych profili (eko, graficzny, do różnych rodzajów gier, niestandardowy)
  • dostosowanie jasności, kontrastu, ostrości, tonu, poziomu nasycenia kolorów i stosunku do czerwonego
  • ustawienie poziomu natężenia automatycznie dobieranego kontrastu zależnie od obszarów
  • wyrównywaniu kontrastu na całym wyświetlaczu
  • dostosowanie balansu bieli, gamy i szczegółów cieni
  • aktywacji dynamicznej jasności zależnie od warunków w pomieszczeniu (wykorzystywany jest do tego czujnik światła) z możliwością wskazania najniższej dostępnej jasności
  • aktywację ochrony oczu w ramach natężenia niskiego i dużego (to bardzo cenne)
  • resetowanie ustawień obrazu do domyślnych wartości

Poza tym możecie wyłączyć lub włączyć funkcję automatycznego dobierania najnowszego aktywowanego źródła obrazu w zakładce system… i to byłoby na tyle. Ustawień jest więc sporo (zwłaszcza w kwestii zachowania wyświetlacza), ale na szczęście mniej obyci z nimi mogą po prostu wybierać predefiniowane ustawienia. W tym menu możemy również zainicjować aktualizację firmware do najnowszej możliwej wersji, co jest na tyle ważne, że Samsung oficjalnie informuje o tym swoich klientów.

Wiadomość co do konieczności aktualizacji firmware od Samsunga

Test Samsung Odyssey Neo G9 G95NC – podsumowanie

Z tym monitorem spędziłem ponad dwa tygodnie, czyli zapewne blisko 200 godzin, podczas których głównie na nim pracowałem, ale też grałem. Odbiór gier na tak wielkim ekranie zrobił zresztą na mnie tak wielkie wrażenie, że doświadczenia z tego opisałem w osobnym artykule, którego znajdziecie o tutaj. W przypadku pracy, no co tu dużo mówić, obszaru roboczego nigdy mi nie brakowało, a nawet okazjonalnie (zwłaszcza przy pisaniu) było go zwyczajnie za dużo. Co ważne, oczy również mi się nie męczyły, a to dzięki fenomenalnemu trybowi ochrony wzroku użytkownika.

Nie ważne, czy akurat pracowałem w Unity, zapewniając sobie ciągły, niezmącony niczym dostęp do silnika, środowiska programowania i dokumentacji, czy montowałem nagranie w DaVinci Resolve – 57 cali i rozdzielczość 7680 × 2160 to połączenie, które wręcz was przytłoczy i wyśle do ustawień Windowsa, w których zwiększycie skalę interfejsu. Jednak na “przestrzeni roboczej” możliwości monitora Samsung Odyssey Neo G9 G95NC wcale się nie kończą, bo tryb Picture-By-Picture na tak wielkim ekranie może odmienić niejednemu workflow.

Jak więc tu ocenić kosztujący około 10000 zł monitor Samsung Odyssey Neo G9 G95NC, który na pewno nie zapewni wam najwyższej jakości obrazu, ale za to zagwarantuje niezapomniane wrażenia za każdym razem, kiedy za nim zasiądziecie? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, bo jedyne, co można zarzucić producentowi, to niezadbanie o dołączenie do zestawu pilota do sterowania funkcjami oraz wybranie matrycy VA, a nie OLED, choć zapewne z tą drugą tak wielki monitor albo jest jeszcze nie do wyprodukowania na masową skalę, albo kosztuje nieproporcjonalnie więcej.

Samsung Odyssey Neo G9 G95NC to więc sprzętu, którym powinni zainteresować się specyficzni użytkownicy z naprawdę potężnym sprzętem. Nie tylko tacy, którzy znajdą na niego miejsce, ale też tacy, którzy zwyczajnie mają na niego dobry plan. Nie ważne, czy mowa o hardkorowym graniu, czy zrobieniu z tego monitora idealnego uzupełnienia stacji roboczej – kupienie w ślepo takiego ekranu może finalnie bardziej was rozczarować, niż zachwycić. Zwłaszcza kiedy minie już początkowy zachwyt tak wielkim ekranem i zaczniecie się zastanawiać, czy dwukrotnie tańszy gamingowy monitor 4K nie byłby, aby lepszym i praktyczniejszym wyborem. 

Czytaj też: Wybieramy najlepszy monitor 4K do gier. Co oferują dziś producenci?

Siłą Odyssey Neo G9 G95NC jest bowiem przede wszystkim 57-calowa przekątna, zakrzywienie rzędu 1000R i rozdzielczość 7680 × 2160, a jest to połączenie, które niejako wyprzedza dzisiejsze czasy. Poza kartami graficznymi Radeon RX 7000, nawet flagowy GeForce RTX 4090 przez brak wsparcia DisplayPort 2.1 nie jest w stanie sprostać wymogom transferowym tego monitora, aby wyświetlić treści w maksymalnej rozdzielczości i przy odświeżaniu 240 Hz, które jest ograniczane do 140 Hz.