Test monitora MSI G255F dla graczy, czyli jak zyskać przewagę nad wrogiem

“Monitor do gier”, czy “monitor gamingowy”, to jedno z pierwszych marzeń wszystkich graczy, którzy zaczynają swoją przygodę z grami od standardowych biurowych modeli z rozdzielczością Full HD i 60-Hz odświeżaniem. Na szczęście z roku na rok technologia w wyświetlaczach idzie do przodu, ceny za ciekawą specyfikację maleją i tak oto dziś możemy kupić monitory gamingowe pokroju MSI G255F, które nie nadwyrężą aż tak naszego budżetu, a jednocześnie mają ogromne możliwości.
Test monitora MSI G255F dla graczy, czyli jak zyskać przewagę nad wrogiem

Wygląd i specyfikacja MSI G255F

Zacznijmy od tego, że samym designem i wykonaniem MSI G255F was nie powali. Nie tylko dlatego, że to po prostu monitor, o którego “pleckach” zapomnimy zapewne dzień po zamontowaniu na stanowisku, ale przez jego zamiłowanie do wszechobecnego plastiku. Ten znalazł się dosłownie wszędzie w swoim bardzo charakterystycznym, bo urozmaiconym szorstką fakturą i standardowym czarnym kolorze. Mowa nawet o jego podstawie w formie trójkąta pozbawionego dolnej części z czterema antypoślizgowymi nóżkami, w którą to wsuwamy krótki wysięgnik i blokujemy zatrzaskiem.

Podczas montażu podobnie postępujemy z samym monitorem (po prostu go wsuwamy), a z racji dodatku plastikowego klipsa w zestawie, możemy pokusić się o małe zarządzanie przewodami z tyłu (zmieszczą się maksymalnie trzy, a w zestawie znajdziemy przewód zasilający oraz HDMI) i to pod warunkiem, że przewody nie będą napięte. Inaczej klips po prostu odpadnie, podkreślając plastikowość tego modelu. 

Czytaj też: Nowy monitor OLED dla graczy – LG UltraGear 32GS95UE z Dual-Hz

Patrząc na monitor z tyłu, ten może po prostu się podobać, bo zamiast prostego kawałka plastiku, doczekał się imitacji szczotkowanego aluminium w prawym górnym roku, złotego logo MSI po lewej, a nawet tak zwanego “śliskiego” plastiku w formie agresywnej wstawki ciągnącej się przez prawie całą szerokość monitora. Wyposażenie jest z kolei bardzo standardowe, ale montaż VESA 75×75, plastikowy joystick, Kensington Lock i brak dedykowanego przycisku on/off, to nic na tle tego, że wspomniana podstawa jest niska i zapewnia wyłącznie regulację wychylenia  w zakresie od -5 do 20 stopni. Innymi słowy, bez podstawki pod monitor, a najlepiej ramienia, się nie obejdzie. Albo to, albo problemy z karkiem przez złą postawę przed ekranem.

Było ostro, teraz czas na pozytywy. Nie bez powodu akcentowałem całą tę plastikowość monitora, bo tak się składa, że doskonale zdaję sobie sprawę, co przy planowaniu modelu G255F zrobiło MSI. Plan był prosty – zapewnić możliwie najlepszy wyświetlacz w najniższej cenie, przekierowując część budżetu z obudowy, wyposażenia i wykonania właśnie na m.in. matrycę. Na szczęście firma nie przesadziła z brakiem wejść wideo, bo zapewniła nam aż trzy wejścia (Display Port 1.2a, HDMI 2.0b), postarała się o wyjście dla słuchawek (jack 3,5 mm) i dowiozła w najważniejszym – wyświetlaczu. 

G225F został wyposażony w 24,5-calowy płaski panel Rapid IPS o rozdzielczości 1920 × 1080 (proporcje 16:9) i odświeżaniu 180 Hz, którego trzy ramki (boczne i górna) są szalenie wąskie. To ostatnie sprawia, że cały monitor mierzący 557 × 326 mm jest praktycznie w całości pokryty ekranem o wielkości 543 × 302 mm. Producent wspomina też o 300-nitowej jasności, DCR na poziomie 100000000:1 i kontraście 1000:1, a do tego o pokryciu palety sRBG w 99 procentach, DCI-P3 w 78% i Adobe RGB w 82%. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy – ten monitor kupuje się głównie po to, aby grać w strzelanki. Dlatego możemy machnąć ręką na standardową rozdzielczość, nie zachwycające pokrycie palety barw i jasność i po prostu zachwycać się 180-Hz odświeżaniem, bo 3-krotnie wyższym od standardowych 60 Hz. O rzeczywistym potencjale MSI G225F porozmawiamy jednak za chwilę.

Ustawienia MSI G255F

Nowe monitory MSI współdzielą dokładnie ten sam “panel dowodzenia” wywoływany poprzez wciśnięcie joysticka, którego ruchy góra-dół i prawo-lewo możemy dostosować pod nasze prywatne preferencje. W samym menu znajdziemy z jednej strony tradycyjne ustawienia, a z drugiej kilka perełek, którymi szczególnie warto się zainteresować. Najmniej ważną sekcję znajdziemy na samym dole “ustawienia”, bo o nich mowa, sprowadzają się głównie do podstawowych ustawień samej nakładki i resetowania do ustawień fabrycznych. 

Czytaj też: Test monitora Samsung Odyssey Neo G9 G95NC, czyli 57-calowa bestia w akcji

Krok wyżej znajdziemy ustawienia związane ze skrótami joysticka, jeszcze wyżej źródła wejścia z opcją aktywacji automatycznego skanowania aktualnie aktywnego urządzenia, a w sektorze Obraz zaczyna się robić już ciekawiej.

W tym menu dostosujemy jasność, kontrast, ostrość, temperaturę barwową (zimna, normalna, ciepła, własna) i wielkość ekranu, czyli standardowe ustawienia. W zakładce Profesjonalny (tak, tłumaczenia nie są idealne) dostaniemy opcję wybrania konkretnego trybu (osobiście korzystałem z sRGB), aktywacji ograniczenia emisji światła niebieskiego, ustawienia HDCR i MPRT, a nawet enigmatycznego poprawiania obrazu, czyli funkcji, która… no cóż, jak na moje, lepiej byłoby, gdyby MSI zwyczajnie z niej zrezygnowało, bo zwyczajnie niekorzystnie przekształca wyświetlany obraz.

Pierwsza od góry zakładka (Gry), to już raj dla wszystkich, którzy chcą posprawdzać sobie różne funkcje monitora. Poza presetami ustawień wyświetlacza dla konkretnego rodzaju gier (najlepiej po prostu wybrać to, co wizualnie wam pasuje i dostosować), znajdziemy tutaj również możliwość podbicia kontrastu o dumnie brzmiącej nazwie Night Vision, ustawienia czasu reakcji matrycy, aktywacji funkcji MPRT, budzika w formie czasowej nakładki oraz funkcji Adaptive Sync. W skrócie? Najlepiej eksperymentować z trybem, czasem reakcji oraz MPRT i Adaptive Sync. 

Praktyczne testy MSI G255F

Przypomnę tylko, że w monitorze G255F znalazła się matryca Rapid IPS (wariacja standardowego IPS), którą to MSI zachwala wręcz, podkreślając, że jej opóźnienie wynosi 1 ms. Jednak nie dajcie się zwieść, że jest to identyczne opóźnienie, co w reklamowanych tradycyjnie monitorach, bo mowa tutaj nie o MPRT, a GtG (Grey to Grey). Podczas gdy MPRT mierzy czas potrzebny na pojawienie się poruszającego się obiektu na ekranie bez rozmazania, GtG mierzy czas potrzebny pikselowi na zmianę z jednego odcienia szarości na inny. Jest to zazwyczaj najszybszy czas reakcji (w porównaniu do MPRT), ale nie uwzględnia on rozmycia ruchu, które występuje, gdy obiekt porusza się po ekranie.

Na całe szczęście MSI zapewniło G255F możliwość aktywacji trybu MPRT (Czas Reakcji Ruchomego Obrazu), co samo w sobie dezaktywuje Adaptive Sync i weryfikacji, co akurat dla nas jest ważniejsze. Ocenić można to bardzo prosto – albo w grze, albo w tradycyjnych testach, które jednoznacznie wskazują, że po włączeniu MPRT obraz staje się znacznie mniej rozmyty podczas ruchu. Co więc wybrać? MPRT czy Adaptive Sync? To zależy. Wybieracie tutaj bowiem między ostrzejszym obrazem a obrazem pozbawionym artefaktów, więc albo sami podejmiecie decyzję, na czym wam najbardziej zależy, albo będziecie wybierać MPRT w grach, gdzie macie stałą liczbę klatek na sekundę, a Adaptive Sync tam, gdzie FPS-y są bardzo zmienne.

Co z kolei mówią same testy kolorymetrem SpyderX Elite przeprowadzone na ustawieniu sRGB w monitorze i na maksymalnej jasności? Na sam początek przyjrzyjmy się ogólnej ocenie (powyżej), która poza nisko ocenionym punktem bieli (od 6900 do 7200 zależnie od jasności), wypada świetnie.

Czytaj też: Sprawdziłem, jak gra się na monitorze 32:9. Czy ultrapanoramiczny monitor do gier ma sens?

Co ciekawe, MSI bardzo precyzyjnie podało pokrycie palety sRGB, bo wedle testu wynik wynosi 98%, choć obiecane pokrycie DCI-P3 i Adobe RGB nie jest już tak świetne, bo wynosi w obu przypadkach 73%, a nie 78 i 82 procent. Gorzej sprawa ma się z maksymalną jasnością. Na obiecane 300 nitów nie liczcie – maksymalnie w grę wchodzi 263 nitów i to niestety nie jest spójne na całym wyświetlaczu, bo przy 100% jasności w grę wchodzą nawet 16% odchyły (do 222 nitów, co nasila się od lewego górnego do prawego dolnego rogu. Spójność kolorów jest z kolei w normie, a kontrast wypada podobnie, jak jasność z racji poziomu 790:1, a nie obiecanego 1000:1.

Test monitora MSI G255F – podsumowanie

Niska cena i bardzo dobra matryca przeznaczona do grania w dynamiczne gry. Tak w skrócie można ocenić monitor MSI G255F, którym powinni zainteresować się wyłącznie ci gracze, którzy uwielbiają strzelanki pokroju CS:GO, Dooma czy Overwatcha. W tym modelu cenne jest przede wszystkim 180-Hz odświeżanie i 1-ms opóźnienie GtG, które wynagradza w pewnych scenariuszach niską jasność i standardową już rozdzielczość Full HD. Nie dlatego, że obraz w tej rozdzielczości na 24,5-calowym ekranie wygląda źle. Wygląda po prostu dobrze, ot standardowo. Problem w tym, że taka rozdzielczość po prostu nie zapewnia zbyt dużo przestrzeni roboczej poza środowiskiem, co po prostu warto mieć na uwadze, bo to właśnie sprawia, że MSI G255F zwyczajnie nie jest wszechstronnym monitorem dla każdego.

Cena tłumaczy jednak wszystko. Za MSI G255F w Polsce będziemy płacić zaledwie 599 złotych, czyli tyle, ile za nieco droższy monitor dla graczy o rozdzielczości Full HD, którego wyświetlacz mierzyłby 23- lub 24-cale. Dlatego właśnie ta propozycja od MSI jest tak fenomenalna, bo za niespełna 600 złotych zapewniamy sobie dostęp do monitora wręcz idealnego do dynamicznych strzelanek. Trzeba jednocześnie pamiętać, że wybór G255F ma sens głównie wtedy, kiedy szukacie monitora Full HD do grania w dynamiczne gry i przy okazji macie albo ramię, albo przynajmniej półkę na monitor, bo inaczej wygoda korzystania z tego modelu będzie po prostu niska.