Potop

Dopadła nas więc prawdziwa klęska urodzaju. W zasięgu ręki mamy setki tysięcy komputerów, na dyskach których przechowywana jest niezliczona – naprawdę niezliczona – ilość książek, artykułów i opracowań.

W tej nowej sytuacji przeszukiwarki – jak choćby AltaVista – stają się wręcz bezcenne. I w nich jednak ukryta jest pewnego rodzaju pułapka. Jeżeli bowiem szukamy informacji dotyczących jakiegoś bardziej ogólnego pojęcia, to zanim skończymy czytać wszystkie wskazane dokumenty, większość czytelników tego felietonu zajęta już będzie od dawna bawieniem wnuków.

Każde naciśnięcie klawisza myszy poprzedzać więc musi bardzo precyzyjna definicja tego, co nas w danym momencie interesuje. Tworzenie tego rodzaju definicji jest jednak dużo trudniejsze, niż się to na pierwszy rzut oka wydaje. Zwykła wiedza i logika nie zawsze już bowiem wystarczają. Coraz częściej potrzebna jest nam również bardzo duża doza intuicji w stylu “Wild Scientific Guess” – czyli logiczna umiejętność przewidywania nielogicznych wyników działania naszych pozornie logicznych algorytmów. Ale nawet jeżeli wyselekcjonujemy tylko to, co jest naprawdę ważne i aktualne, to i tak będzie tego z pewnością zbyt dużo.

Przetwarzanie fragmentarycznych danych na informacje jest odpowiedzialną pracą. Opierając się na tym, co napiszemy, podejmuje się przecież różne ważne decyzje. Zakładając więc, że ludzie czują się odpowiedzialni za to, co piszą, to ciągle kołacze się w nich podświadoma nadzieja, że już jutro znajdą coś, co pozwoli im wykonać następny krok w stronę “prawdy absolutnej”. W życiowej praktyce okazuje się jednak często, że podjęcie decyzji zaprzestania dalszych poszukiwań oraz wyrzucenie do kosza przeszło 90% zgromadzonych w pocie czoła materiałów bywa najbardziej twórczym momentem naszej pracy. Przestrzeń cybernetyczna jest przecież również kosmiczną czarną dziurą, która z coraz większym apetytem pożera nasz cenny czas.

Dobrym przykładem tego zjawiska może być ten artykuł. Pracuję nad nim już od prawie dwóch miesięcy i ciągle towarzyszy mi uczucie niedosytu – przecież jeżeli przeczytam na temat “informacyjnego potopu” jeszcze kilka artykułów i książek, to ten mój felieton będzie lepszy. Dla wielu tego rodzaju uczucie informacyjnego niedosytu ma paraliżującą moc i jest bardzo trudną do przekroczenia granicą. Trzeba więc nauczyć się akceptować fakt, że nie zawsze wyniki naszej pracy są tak dobre i prawdziwe, jak być mogą i powinny.

Innym negatywnym skutkiem dynamicznego rozwoju informatyki jest “zapominanie”, że naprawdę ważne jest to, co jest naprawdę ważne. Nie powinno się moim zdaniem ulegać psychicznej potrzebie znajdowania się w technologicznej czołówce informatyki. Coraz częściej bowiem “astronom” staje się “INFORMATYKIEM/astronomem”, który wierzy głęboko, że bez bardzo dobrej znajomości C++ nie może już dobrze wykonywać swojej właściwej pracy.

O zawodowym sukcesie wielu z nas decyduje jednak coraz częściej umiejętność szybkiego znalezienia ważnych i aktualnych informacji. Wypłakawszy się więc do woli – obiecywano nam przecież kiedyś, że potopu już więcej nie będzie – czas szukać praktycznie działających rozwiązań. Przed Internetem nie ma już ucieczki, warto więc szczerze WWW polubić.

Wiele interesujących materiałów znaleźć można łatwo w dużych bibliotekach, pismach oraz bazach danych. Sieć dzieli się bowiem na komputery odwiedzane codziennie przez setki tysięcy ludzi (na przykład, Biblioteka Kongresu: http://lcweb.loc.gov) oraz komputery odwiedzane najwyżej przez kilka osób miesięcznie. Duże systemy traktować jednak należy jako punkt startowy, a nie jako “kamień filozoficzny”. Prawdziwie unikalne informacje znaleźć bowiem można najczęściej na małych nieznanych komputerach – informacji szukamy przecież najczęściej po to, aby wiedzieć coś, czego inni jeszcze nie wiedzą.

Internet przyciąga coraz liczniejsze rzesze poszukiwaczy ukrytego w nim “złota”, ale – jak to zawsze w takich sytuacjach bywa – prawdziwymi milionerami zostaną bardzo nieliczni szczęściarze oraz prawie wszyscy dostawcy “łopat”. Zapotrzebowanie na ludzi, którzy potrafią szybko i efektywnie przeszukiwać dostępne w sieci informacje, rośnie coraz szybciej. Już teraz na każdego wykwalifikowanego kandydata czeka z utęsknieniem co najmniej kilkunastu potencjalnych pracodawców. Warto jednak – zanim zaczniemy uczyć się na własnych błędach – przeczytać, co piszą na ten temat sieciowi weterani (na szczególną uwagę zasługuje moim zdaniem książka Revy Basch “Secrets of the Super Searchers”). Rośnie też bardzo szybko ilość specjalistycznych serwisów, oferujących dostęp do własnych baz danych. Serwisy takie stanowią kompendium tego, co znależć można samemu, ale wykonują one czasochłonną pracę odsiewania śmieci oraz posiadają indeksy zorganizowane w sposób, który znacznie ułatwia dalszą selekcję materiału. Najlepsze i najbradziej znane serwisy tego typu, to:

EDGAR – http://edgar.sec.gov Profound for the Internet http://www.profound.com oraz Hoover’s Online – http://www.hoovers.com Korzystanie z ich usług bywa jednak dość drogie. Na przykład – za abonament w serwisie Profound płacić trzeba 198 dolarów miesięcznie. Do tego dochodzą jeszcze dodatkowe opłaty za dostęp do niektórych podsumowań i raportów. Na szczęście zdecydowana większość takich serwisów oferuje również darmowy dostęp do części posiadanych informacji. Widać też coraz wyraźniej postępującą specjalizację tego rodzaju serwisów. W dziennikarskim światku dużą popularnością cieszy się Poynter Institute, który jest bardzo dobrym punktem startowym do dalszych poszukiwań: http://www.nando.net/prof/poynter/jsites.html Internet jest już zresztą nie tylko “uniwersytetem”. WWW pozwala nam również udostępnić wszystkim zainteresowanym nasz własny dorobek. Coraz bardziej popularne staje się więc posiadanie prywatnego biuletynu WWW. Dla dziennikarzy, naukowców i informatyków jest to szczególnie przydatne, gdyż można zapraszać tam potencjalnych pracodawców.

Ale naprawdę największym grzechem Sieci jest to, że każda strona WWW nie zaczyna się od ostrzeżenia: Za trzy godziny idź na spacer!!! W przeciwnym wypadku komputer wyłączy się automatycznie na 48 godzin.

Jacek Pilchowski zajmuje się administrowaniem systemami unixowymi w USA. Współpracuje z prasą komputerową w kraju i za granicą.

Więcej:bezcatnews