2
powierzchni wystawowej – oto bilans największych targów komputerowych na świecie.
A w pierwszej hali siedzą tytani… Największy z budynków (halę nr 1) przeważnie okupowały – jak co roku – rekiny. Plącząc się po “rzeczonym obiekcie” przez jedno długie przedpołudnie omal się nie zgubiłem. Uważnie obserwując strzałki i oznaczenia udało mi się jednak odnaleźć wyjście. Zresztą nie to, którego poszukiwałem. W tym upiornym labiryncie odnalazłem jednak kilka produktów, godnych odnotowania.
Jednym z nich były pecety IBM-a: Aptiva S i IntelliStation Z Pro oraz multimedialny notebook z procesorem MMX Digitala – HiNote VP 545. Umęczony kilkunastoma minutami “spaceru” chciałem wyjść, ale trafiłem do “dwójki”, gdzie przywitał mnie slogan Microsoftu: “Where do you want to go today?” Poczułem się zmiażdżony… i uciekłem w kawiarniane zacisze, aby usystematyzować obserwacje i posegregować kilkanaście kilogramów zdobycznego papieru.
|
Już po chwili przemyśleń i podsumowań stwierdziłem, że tegoroczną tendencją targową jest “cyfrowa mobilność” pod każdą postacią. Większość elektronicznych gigantów przygotowała na CeBIT premiery, jeśli nie palmtopów z Windows CE, to aparatów cyfrowych czy DVD.
Kieszonkowymi pecetami “atakował” m.in. Hewlett-Packard (HP 200LX), Sharp (palmtop Color ZR z wbudowanym aparatem cyfrowym oraz PMC1 – telefon komórkowy z palmtopem), Casio (Cassiopeia A-11 i A-10) i Philips (Velo 1). Co do “cyfraków”, to skoku jakościowego nie dało się zauważyć, choć niewątpliwie aparaty te wkrótce staną się standardem i wyprą analogowe “debilki”.
Nowościami w tej dziedzinie były z pewnością maszyny Fuji DS-7, Canon PowerShot 350, Sony DKC-ID1, Olympus Camedia C-410L, Casio QV-300, Sharp VL-DX1 i HP PhotoSmart Digital Camera. Zdecydowana większość z nich dysponowała – niestety – niezbyt rewelacyjną rozdzielczością, wynoszącą 640×480 pikseli.
Kończąc temat przenośnej elektroniki należałoby wspomnieć o nieodłącznym towarzyszu każdego biznesmena, którym jest opisane we wstępniaku urządzenie zwane “handy”. Ale najpierw anegdota, a raczej zdarzenie, którego miałem szczęście być świadkiem.
Miejsce akcji: toaleta w jednej z hal. Bohater: mężczyzna w “trzecim wieku”. Rekwizyty: pisuar, telefon komórkowy. Celowo pomijam narrację, zakładam bowiem, że potencjalny czytelnik jest sobie w stanie wyobrazić wykonywanie dwóch czynności naraz związanych z istotą i przeznaczeniem ww. rekwizytów.
Wracając do aparatów GSM… Bodaj najlżejszym telefonem był Philips Genie, ważący 95 gramów, natomiast jedną z najciekawszych “maszynek” stanowiła “komórka” Alcatela One Touch COM z browserem Unwired Planet do surfowania po Sieci. Niestety był to tylko prototyp (egzemplarze seryjne ukażą się pod koniec tego roku). Jako ciekawostkę można było potraktować kartę PCMCIA III z telefonem i faksem standardu GSM autorstwa Ericssona i aparat bez anteny niemieckiej spółki Hagenuk.