Etyka klawiatury nagwiazdkę

Okres między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem jest tradycyjnie czasem rachunku sumienia i podejmowania wobec siebie zobowiązań, że od pierwszego człowiek będzie żył lepiej, rzuci palenie, przestanie bić żonę, a i dla klientów będzie lepszy.

Isaac Asimov – znany popularyzator nauki i autor powieści fantastyczno-naukowych, sformułował Trzy Prawa Robotyki, które mówią, że po pierwsze robot nie może zrobić krzywdy człowiekowi lub poprzez zaniechanie działania pozwolić, aby się krzywda człowiekowi stała. Przy uwzględnieniu pierwszego prawa robot musi wykonywać wszystkie polecenia człowieka, chroniąc również i siebie przed krzywdą, jeśli tylko nie koliduje to z pierwszymi dwoma prawami. Można powiedzieć, że te trzy prawa są kodeksem etycznym robota, a ściślej jego elektronowego mózgu, czyli w końcu oprogramowania.

Tymczasem oprogramowanie jest w swej naturze: niematerialne, nietolerancyjne, coraz bardziej niezbędne i kompletnie amoralne, a przez wymienione cechy piekielnie niebezpieczne. Skoro więc takie tylko będą bezpieczne dla otoczenia komputery, jak ich programów budowanie, to na twórców oprogramowania – producentów dających pieniądze i fachowców konstruujących programy – spada dodatkowy obowiązek bycia etycznym i za komputery.

W codziennym życiu, zwłaszcza przedsiębiorcy, pojęcie etyki bywa rozumiane dość mętnie. Gdyby było oczywiste, zbędne byłyby kodeksy etyczne, których dopracowały się międzynarodowe stowarzyszenia informatyków: IFIP, IEEE CS oraz CEPIS. Cóż to bowiem znaczy etyka w biznesie: być miłym, lojalnym i godnym zaufania? Nie oszukiwać ludzi, a może oszukiwać wyłącznie konkurencję albo wręcz pozwalać się konkurencji oszukiwać? Robić rzeczy właściwie, czy może lepiej robić właściwe rzeczy? Ale które są właściwe?

W 1867 roku Christopher Latham Sholes opracował pierwszą przydatną do użytku maszynę do pisania. Próby zbudowania aparatu, który pozwalałby indywidualnie “drukować” teksty, sięgają roku 1714, kiedy to w Anglii pomysł urządzenia o podobnych funkcjach opatentował Henry Mill. Jednak dopiero współpraca Sholesa z dwoma mechanikami: Carlosem Gliddenem i Samuelem SoulQ, doprowadziła do stworzenia pierwszego modelu, który rokował nadzieje na praktyczne zastosowanie. Opatentowane w 1868 roku urządzenie udało się w 1873 roku sprzedać producentowi broni: Remington Arms Company. Produkowana pod marką Remington maszyna potrzebowała kilkunastu lat, aby zdobyć rynek, ale już w 1900 roku sprzedano sto tysięcy Remingtonów.

Klawisze pierwszych modeli były umieszczone w porządku alfabetycznym. Kiedy użytkownicy opanowali urządzenie, okazało się, że potrafią pisać na tyle szybko, że poprzednia czcionka nie nadążała z powrotem do swojej pozycji spoczynkowej i, w zderzeniu z nadbiegającą, obie się zakleszczały. Wraz z inżynierami z fabryki Sholes przeprojektował układ klawiatury, tak aby odstęp między najczęściej występującymi zbitkami liter był jak największy. Wyeliminowało to częściowo dotychczasową niedogodność, spowalniając jednocześnie tempo pisania. W ten sposób powstał znany i używany do dziś przez większość klawiatur układ QWERTY.

Sholes właściwie rozwiązał problem dostarczenia działającego produktu na wyglądający go niecierpliwie rynek. Nie potrafił zbudować mechanizmu, który działałby szybciej, więc zaprojektował klawiaturę, która działała wolniej. Gdyby przestrzegał praw Asimowa, użyłby wyników swoich badań statystycznych, aby znaleźć właściwe rozwiązanie problemów użytkownika. W taki właśnie sposób zrobił w latach trzydziestych August Dvorak, który zaproponował bardziej ergonomiczny układ klawiatury.

W 1996 roku David Tenenbaum, w artykule “Dvorak Keyboards: The Typist’s Long-Lost Friend” z czerwcowego numeru Technology Review, przedstawia wyniki badań dowodzących wyższości klawiatury Dvoraka nad QWERTY, wyrażającej się wartościami lepszymi o trzydzieści do siedemdziesięciu procent w mierzonych dla języka angielskiego parametrach. Wytrenowane maszynistki uzyskują w skrajnych przypadkach skrócenie czasu pisania o połowę. Inne badania wykazują u użytkowników klawiatury Dvoraka znacznie mniejszy procent schorzeń nadgarstka, będących chorobą zawodową piszących na maszynie.

Sholes postąpił etycznie wobec fabryki i siebie samego. Zamiast poświęcać czas na poprawę mechaniki, postanowili zdobyć rynek szturmem, i to im się udało. Koszty jego zaniedbania to miliardy godzin niepotrzebnie spędzane przez użytkowników na przebywaniu zbędnych przestrzeni między klawiszami oraz zwyrodnienie nadgarstków tych, którzy mieli pecha pisać za dużo w stosunku do konstrukcji ich kości.

Morał z całej historii jest dość dwuznaczny: praktyka pokazuje, że aby zdążyć na rynek, trzeba się śpieszyć, poświęcając niekiedy w pierwszej kolejności dobro użytkownika. Z drugiej strony jeśli coś naprawdę dobrze spieprzysz, to wszyscy będą Ci to pamiętać przez długie lata. Z takimi to rozważaniami i najlepszymi świąteczno-noworocznymi życzeniami zostawiam Cię, Czytelniku, na ten jedyny tydzień w roku. Może w noc wigilijną uda Ci się o tym pogadać ze swoim komputerem. A od stycznia: cóż, znowu do codziennej pracy.

Piotr Fuglewicz – wiceprezes Polskiego Towarzystwa Informatycznego, autor modułów sprawdzania pisowni dla wszystkich popularnych w naszym kraju edytorów tekstu

Więcej:bezcatnews