CHIPLab rośnie!

Po kilku miesiącach przygotowań ruszył nowy dział naszego laboratorium. Jego celem jest testowanie oprogramowania – w warunkach, jeśli nie sterylnych, to przynajmniej powtarzalnych.

Pomysł nie zrodził się wczoraj. Od dłuższego czasu zespół działu Software wraz ze współpracownikami wykonuje tzw. krótkie testy, przybliżające Czytelnikom pierwsze wrażenia redakcji z kontaktu z nowymi programami. Inną formą oceniania aplikacji są przeglądy i próby porównania programów zaliczających się do jednej klasy zastosowań. Przez dłuższy czas przeglądy te nie miały charakteru konkursu, w którym wskazywano by zwycięzców. Taka strategia była niewątpliwie bezpieczna, zwalniała od tłumaczenia się z wystawianych ocen i odpierania zarzutów o subiektywizm, kryptoreklamę itp. Z drugiej strony dla potencjalnego nabywcy różnych dóbr konsumpcyjnych, jak np. samochód, domowy sprzęt audio czy program komputerowy, porównaniem bardziej wartościowym jest takie, w którym występuje punktacja. Istnieje jednak kilka poważnych powodów, które sprawiają, że wystawianie programom ścisłych ocen przysparza zmartwień tym, którzy potem muszą się pod takimi “laurkami” podpisać.

Software’owy CHIPLab wykonuje jeden test do każdego zeszytu CHIP-a piotr mieleckialbert duchniczgrzegorz morgiel
Piotr Mielecki
szef software’owego działu CHIP
Lab
Albert Duchnicz
redaktor testujący
Grzegorz Morgiel
redaktor testujący

Zastanówmy się, czy w ogóle można poddać program ocenie obiektywnej i czy można go bezstronnie porównać z inną aplikacją? W przypadku sprzętu sytuacja jest pozornie jasna: można zmierzyć konkretne parametry, decydujące o wydajności, można je też odnieść do ceny. Jak jednak dowodzi praktyka naszego laboratorium hardware’owego, tu też mogą pojawić się kontrowersje. Nawet jeżeli uda się wyszczególnić parametry możliwe do zmierzenia, to pozostaje jeszcze problem wskazania, które z nich są ważniejsze od innych. A gusta, jak powszechnie wiadomo, bywają różne. Mniejsza zajętość dysku twardego interesuje kogoś, kto jeszcze nie zainwestował w urządzenie o pojemności rzędu 10 GB. Dla kogoś, kto ma ten wydatek za sobą, nie jest to (na jakiś czas) problem wart uwagi. Zresztą nie zawsze wiadomo, co należy ocenić pozytywnie – np. menu główne programu może zmieniać się zależnie od aktualnego kontekstu, co komuś może się podobać, a kogoś innego przyprawiać o rozstrój nerwowy. Jak wreszcie ocenić emocje, których dostarcza malownicza destrukcja systemu po udanej instalacji, powiedzmy, najnowszego klienta sieciowego? Czyż liczby są to w stanie oddać?

Więcej:bezcatnews