Czas nowych mediów

Internet stał się częścią naszej rzeczywistości. Jak ważną – nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Potencjał drzemiący w Sieci jest tak ogromny, że trudno znaleźć dziedzinę, która mogłaby oprzeć się jej wpływom. Zawsze byłam pod wrażeniem możliwości, jakie ona daje. Nieograniczony dostęp do informacji plus łatwość komunikowania się tą drogą z innymi czynią z Internetu bodaj najwybitniejszy “wynalazek” końca XX wieku. Nie wiem, czy jest coś, co może się z nim równać.

Jedną z poważniejszych bolączek związanych z korzystaniem z zasobów Sieci była dla mnie zawsze ich niepewna jakość, niejasne pochodzenie. Człowiek, dotarłszy do interesujących go danych, chciałby móc na nich polegać. W Internecie nikt takiej pewności nam nie da. Dlatego nie wolno mu bezgranicznie ufać.

Najlepsze serwisy internetowe zawsze należały do wielkich koncernów medialnych i domów wydawniczych o ustalonej renomie. Tylko one były w stanie zapełnić strony WWW sensowną zawartością. Firmy internetowe nie miały szans na sukces bez wsparcia tradycyjnych mediów. Internet znakomicie uzupełniał papier, jako wartość “dodana” pozostając na drugim planie. Wydawało się więc, że normalną koleją rzeczy koncerny medialne zaczną nabywać spółki internetowe.

Niedawne przejęcie Time Warnera – jednego z największych koncernów medialnych świata (właściciela znanych tytułów prasowych, jak “Time”, “Fortune”, “People”; kanałów telewizyjnych CNN, HBO i Cartoon Network oraz wytwórni filmowych Warner Brothers i firmy fonograficznej Warner Music), przez Americę Online (AOL) – największego dostawcę usług internetowych na świecie i właściciela Netscape Communications, jest pierwszym przypadkiem zamiany ról na rynku medialnym.

“Sprawa” zaczyna wyglądać poważnie. Potencjał, jakim dysponuje nowa spółka (ponad 22 mln subskrybentów AOL-a plus 120 mln prenumeratorów tytułów prasowych i abonentów sieci kablowych Time Warnera), daje jej szansę na bardzo szybki rozwój nowego sposobu komunikacji – mariażu telewizji i Internetu – wspierającego usługi, handel i rozrywkę. Rzecz jest tym bardziej realna, że na telewizję interakcyjną stawiają tak znani producenci elektroniki użytkowej, jak Philips i Thomson, oraz czołowi gracze branży IT – m.in. Microsoft, AT&T.

Mam nadzieję, że dzięki telewizji interakcyjnej będziemy mogli nie tylko wpływać na ramówkę programu TV, ale również otrzymywać dodatkowe informacje, uzupełniające treść oglądanych programów, zadawać pytania prowadzącym audycje edukacyjne, dyskutować z innymi telewidzami, a nawet odbierać pocztę wprost z ekranu telewizyjnego. Żyjemy naprawdę w ciekawych czasach. Czy nie będzie wygodnie zarezerwować noclegi w oglądanym właśnie na ekranie zakątku ziemi albo zrobić zakupy bez wychodzenia z domu? Oczywiście domu usieciowionego, sterowanego przez komputery “załatwiające” wiele żmudnych czynności za nas…

Ewa Dziekańska; Redaktor naczelny

Rzeczywiście, co do “przełomowości” takiego wynalazku, jakim jest Internet, nie mam wątpliwości. Faktycznie, jest to medium, które uczyniło coś, co wcześniej było nie do pomyślenia: połączyło ze sobą setki milionów ludzi ze wszystkich kontynentów. Niedawna superfuzja sieciowych potentatów, o których wspomniałaś, niesie z sobą pewną treść. Może nie do końca jawną. Takim przekazem jest zapowiedź niechybnej ekspansji, która wyizoluje nas do tego stopnia, że bez dostępu do Sieci nie będziemy w stanie nawiązać zwykłej znajomości na ulicy lub w kawiarni (oby nie w cyberkafejce) czy kupić mleko i chleb. Cóż przemawia za taką – być może ryzykowną – tezą? Pospekulujmy trochę na temat planów internetowego supergiganta. Najprawdopodobniej AOL-Time Warner będzie się starał przekonać przyszłych odbiorców swoich usług, że cywilizowany człowiek XXI wieku nie powinien zaczynać dnia od umycia zębów, lecz od sprawdzenia (za pomocą palmtopa podłączonego do Sieci) poziomu pasty do zębów w elektrotubce i mydła w cybermydelniczce. Jeśli zaś okazałoby się, że aktualny stan obydwu pojemników niebezpiecznie się obniżył i osiągnął wartość krytyczną, wtedy automatycznie zostałoby wysłane zamówienie do internetowej drogerii. I już po kilku minutach zziajany kurier czekałby u drzwi z torbą pełną chemii codziennego użytku. Można i tak, ale czy jest sens?

Może to, co tu piszę, spowoduje, że niektórzy Czytelnicy odsądzą mnie od czci i wiary, lecz wydaje mi się, że za bardzo przywykliśmy do Internetu. A nawet przyrośliśmy. Niestety, wpadliśmy w nałóg codziennego przeglądania “najważniejszej na świecie” poczty i sprawdzania wszystkiego w Sieci. Sam często łapię się na stwierdzeniu: “Nie ma Sieci, nie ma pracy!”. Owszem, pewne czynności można łatwiej i szybciej wykonać za pośrednictwem tego dynamicznego medium. Nie wszystkie jednak. Powszechnie wiadomo, że w tzw. godzinach szczytu jedno-, dwustronicowy faks idzie szybciej niż list elektroniczny z dużym załącznikiem. Świadomość tego i innych faktów niewiele zmieni – nie ma się co łudzić. Jesteśmy zbyt leniwi, aby wydrukować stronę dokumentu, podpisać go własnoręcznie i włożyć do faksu. Lubimy gadżety, świecidełka i przeróżne nowinki techniczne. Nawet wtedy, gdy nie do końca jesteśmy przekonani o ich użyteczności. Pewnie już wkrótce tak dalece zatopimy się w gęstym szumie informacyjnym, docierającym do naszych zmysłów za sprawą dyktatu AOL-Time Warnera, że przestaniemy odróżniać jawę od snu, a Javę od kawy. I pewnie o to im wszystkim chodzi…

Adam Chabiński; Zastępca sekretarza redakcji
Więcej:bezcatnews