Koniec CD-Audio?

Łatwy dostęp do pirackich nagrań stał się poważnym problemem dla koncernów muzycznych. Od pewnego czasu można zaobserwować kontrowersyjne próby ochrony praw muzyków.

Firma Sony opracowała technologię zabezpieczania płyt muzycznych przed kopiowaniem ich przy użyciu domowego sprzętu CD-R – zarówno komputerowego, jak i “samodzielnych” urządzeń nagrywających, produkowanych np. przez firmę Philips. Specjalny sposób tłoczenia płyty powinien sprawić, że nie będzie można jej odtworzyć na komputerowym CD-ROM-ie, CD-R ani CD-RW. Dotychczas jedyną tłocznią stosującą tę technologię jest austriacka fabryka Sony DADC. Nowa technologia nie ma jeszcze nazwy, a jej oficjalna premiera odbędzie się dopiero w sierpniu na targach medialnych w Kolonii. Ta nowinka informatyczna debiutowała w Polsce, co jest zjawiskiem rzadkim. Jeszcze przed oficjalną premierą opracowane przez Sony zabezpieczenie antypirackie zostało zastosowane przy produkcji najnowszej płyty Budki Suflera – “Bal wszystkich świętych”.

O co cały ten zgiełk?

U podstaw nowego systemu antypirackiego firmy Sony leży pomysł uniemożliwienia odczytu zabezpieczonych płyt audio w nagrywarkach CD-RW i komputerowych napędach CD-ROM. Kompakty mają natomiast bez problemu “grać” w odtwarzaczach CD. Nie jest to zadanie proste, gdyż standard płyt CD- -DA (Compact Disc – Digital Audio) – zatwierdzony w 1982 roku w tzw. Czerwonej Księdze (patrz: CHIP 6/97, s. 82) – ściśle definiuje, w jaki sposób ma być utrwalony dźwięk. Jednak ogłoszona w 1994 roku Złota Księga przewiduje istnienie standardu CD Extra, w którym ścieżki audio poprzedzają dane komputerowe. W zwykłym odtwarzaczu CD druga część płyty nie jest widoczna, natomiast w napędzie CD-ROM krążek widziany jest jako zwykły dysk wielosesyjny. To właśnie specyfikacja CD Extra umożliwiła, przynajmniej w teorii, zabezpieczenie płyty CD-Audio przed cyfrowym kopiowaniem.

Informacje o zawartości płyty zostały zmodyfikowane, aby wprowadzić w błąd większość dostępnych na rynku napędów CD-ROM.

W tzw. obszarze wprowadzającym płyty – Lead In (patrz: CHIP 1/96, s. 46), znajduje się jej spis treści (Table Of Contents) zawierający całą niezbędną strukturę adresową, czyli fizyczne rozmieszczenie wszystkich sektorów z danymi. W zabezpieczonej płycie informacje te zostają tak zmodyfikowane (patrz: rysunek), aby oszukać napędy CD-ROM – długość ostatniej ścieżki audio jest sztucznie zawyżona, a informacje dotyczące danych komputerowych kierują laser czytnika do nie nagranego obszaru krążka.

Przedstawiony tu sposób modyfikacji płyty powinien według założeń konstrukcyjnych uniemożliwić jej odczyt (a więc również cyfrowe skopiowanie) w dowolnym napędzie CD-ROM lub nagrywarce CD-RW. Natomiast w odtwarzaczach CD, które nie analizują tak szczegółowo struktury krążka, nagrany album zachowuje się tak jak zwyczajny nie zabezpieczony produkt. Zastosowanie tego zabezpieczenia podraża koszt produkcji płyty o ok. 50%. Biorąc pod uwagę, że produkcja jednego egzemplarza oznacza wydatek ok. 4 złotych, nie jest to duża kwota.

To nie tak miało być

Jak sprawdza się austriacka nowinka? Niespecjalnie. Po dość długim rozruchu CD- -ROM-u muzyki można było posłuchać na 8 z 10 komputerów testowych o różnych konfiguracjach. Odbiega to znacznie od deklaracji producenta, zgodnie z którą skuteczność powinna sięgać 80%. Krzysztof Świątkowski, wydawca płyty, dodaje, że na żadnym z pięciu komputerów wydawnictwa New Abra nie było problemów z odtworzeniem “Balu…”.

Dlaczego płytę można swobodnie skopiować i co zawiodło w systemie zabezpieczenia? Otóż okazuje się, że spora część napędów CD- -ROM zachowuje się tak jak zwykły odtwarzacz CD. Proces zaczytywania krążka trwa nawet do kilkunastu minut, ale po tym czasie płyta jest widoczna w systemie tak jak zwykły kompakt audio. Możliwe staje się zatem skopiowanie jego zawartości na dysk komputera. Co prawda, proste programy do powielania krążków odmawiają posłuszeństwa, gdyż nie potrafią (na skutek wprowadzonych celowo błędów) zanalizować struktury płyty, jednak zaawansowane aplikacje do nagrywania płyt i tzw. audio grabbery nie dają się oszukać.

Przegrywać czasem to normalna rzecz

Decyzję o sięgnięciu po tak radykalne środki wydawca Budki Suflera uzasadnia stratami ponoszonymi z winy piratów. Sklepy sprzedały 700 tysięcy płyt kompaktowych “Nic nie boli tak jak życie”, a na rynek piracki trafiło pół miliona egzemplarzy. Jednak pomimo zabezpieczenia zaledwie w dwa tygodnie po premierze nielegalną kopię “Balu wszystkich świętych” można bez problemu kupić na bazarach w całej Polsce. Trzeba pamiętać, że nie jest to jeszcze finalna wersja zabezpieczenia i za kilka miesięcy jego skuteczność może być większa. Nawet klęska tej konkretnej technologii nie oznacza, że przemysł muzyczny zaprzestanie tego rodzaju prób ochrony swoich praw. Gdyby wprowadzone zabezpieczenie było dziełem polskiej wytwórni, można by to potraktować jak ciekawostkę. Jednak zaangażowanie się światowego giganta w opracowanie technologii mającej uniemożliwić odtwarzanie płyt audio na pecetach świadczy o tym, że wielkie koncerny płytowe uznały miłośników komputerów za wroga numer jeden.

Nowa wieża Babel

Niejako przy okazji opracowana przez Sony technologia prowadzi do pozbawienia możliwości legalnego słuchania muzyki osób, które nie dysponują sprzętem hi-fi, a korzystają z multimedialnego peceta. Także wiele osób, które, pracując przy klawiaturze, mają zwyczaj słuchania muzyki, teraz będzie musiało zmienić przyzwyczajenia. Czy należy się obawiać, że w trosce o swoje zyski producenci płyt muzycznych zdecydują się skreślić użytkowników komputerów z listy swoich klientów? Sytuacja nie jest jednoznaczna. Dwa tygodnie po premierze “Balu…” do amerykańskich sklepów trafił najnowszy longplay Iron Maiden. Weterani ciężkiego rocka wydali album, który nie daje odtwarzać się w… domowych wieżach stereo. Krążek można odsłuchać jedynie, korzystając z komputerowego CD, gdyż odczytać go potrafi tylko zawarty również na płycie specjalny programowy odtwarzacz. Simon Scott, specjalista od marketingu strategicznego firmy InterTrust, w której powstała opisywana technologia antypiracka, zapewnia, że niedługo powinny pojawić się na rynku urządzenia audio zdolne odczytać nowy format CD.

Standard CD-Audio staje się coraz mniej wygodny dla producentów muzycznych. To stawia pod znakiem zapytania także przyszłość świeżej normy DVD-Audio. Czy melomanom-komputerowcom starczy cierpliwości, czy też – nie mając legalnej alternatywy – sięgną po MP3 i programy typu Napster? Odpowiedź wydaje się oczywista. Cała antypiracka kampania może przynieść branży muzycznej więcej szkody niż pożytku, stając się wzorcowym przykładem wylewania dziecka z kąpielą.

Więcej:bezcatnews