Polubić szarańczę

Technologia bez wątpienia wpływa zarówno na moralność, jak i na prawo. Czy w czasach wszechobecności kserokopiarek, drukarek i Internetu można by wprowadzić cenzurę, jaką znamy z czasów PRL? Decydentom przemysłu muzycznego wydaje się, że owszem. Kolejne pozwy sądowe przeciwko MP3.com czy Napsterowi, w ataku na którego do Metalliki przyłączyła się Madonna, poprawią tylko sprawność podziemia muzycznego. Już dziś pałeczkę od znajdującego się pod jurystycznym ogniem Napstera przejmuje zdecentralizowana i trudniejsza do ustrzelenia Gnutella (patrz: “W rytmie Gnutelli”, s. 132). Próby zabezpieczania płyt audio (patrz: “Koniec CD-Audio?”, s. 44) to z kolei gest rozpaczy, będący raczej świadectwem bezradności przemysłu muzycznego niż przemyślaną strategią. Kolejne akcje przeciwko technologiom ułatwiającym wymianę dóbr kultury przyśpieszą ewolucję oprogramowania. Przeżyją najlepiej przystosowani.

Tymczasem powszechna dostępność plików muzycznych, a także coraz częściej filmów to sprawa przesądzona. Moralność i kodeksy karne nic nie pomogą, bo trudno oceniać czy karać coś, co robią wszyscy. Wszyscy? Prawie. Zarówno w zachodnich, jak i krajowych wyszukiwarkach najpopularniejszym słowem już od dawna jest “MP3”, bijąc na głowę “seksowne porno” oraz “cracka” z “warezem”. Z ankiety przeprowadzonej przez internetowy magazyn “Reporter” wynika, że ponad 60% polskich użytkowników Sieci poszukuje darmowej muzyki, narzekając przy tym na wysokie opłaty za połączenie. W miarę jak e-świat będzie się rozrastał, kwestia kosztów ulegnie marginalizacji, a zagadnienie dostępności już dziś jest problemem moralno-prawnym. Jedyną skuteczną metodą walki byłoby stałe i automatyczne monitorowanie zawartości dysków twardych wszystkich internautów. Czy pozwolimy się kontrolować w imię ochrony praw majątkowych gwiazd estrady, filmu i pióra?

Nadchodzi czas decentralizacji i indywidualizacji. Żadne paragrafy tego nie powstrzymają. Miliony stron WWW oferujących najróżniejsze treści dla najbardziej nawet wyrafinowanych czy dziwacznych gustów to zapowiedź podobnej różnorodności w innych formach kultury. Złoty wiek gigantów dystrybucji tak czy inaczej dobiega końca. Sławni futurolodzy Alvin i Heidi Tofflerowie od prawie 40 lat zapowiadają zastąpienie gospodarki masowej niezliczoną ilością nisz.

Nie jest jasne, w jakim stopniu dokonująca się właśnie rewolucja rzeczywiście dotknie muzyków. Z pewnością zagrożony jest byt światowych koncernów muzycznych, ale koniec EMI nie oznacza kresu muzyki. Być może będziemy płacić artystom bezpośrednio, a majątki gwiazd XXI wieku pochodzić będą głównie z koncertów – także tych transmitowanych przez Sieć. Kto wie? Natura nie znosi próżni.

Z pewnością bez finansowej potęgi gigantów trudniej będzie lansować pseudogwiazdki jednego sezonu. Wielbiciele Milli Vanilli czy Britney Spears mogą już nigdy nie zostać urzeczeni przez podobne “indywidualności”. Ja z tego powodu włosów z głowy rwać nie będę. Prawdziwa muzyka jest wieczna. Przeżyje Napstera, Gnutellę oraz wydawców Madonny i Metalliki też.

Piotr Dębek
Redaktor

Technologia wpływa na moralność? To smutne. Moim zdaniem w przypadku plików MP3 sprawa jest prosta i bardzo podobna do “piracenia” programów. Każdy, kto kopiuje i odtwarza “empetrójki” z utworami, za które nie zapłacił, popełnia wykroczenie. To, że płyty są drogie, nie ma znaczenia. Jak śpiewał Janusz Panasewicz: “ogólnie mówiąc – lajf is brutal”. Jeśli ktoś nie jest w stanie wydać czterdziestu czy pięćdziesięciu złotych na krążek CD, to jego problem. Nie znaczy to, że obecne ceny wszystkich zadowalają. Ja też narzekam na ich wysokość, bo kupuję płyty i wolałbym, aby były tańsze. Z prawem jest jednak tak, że trzeba je przestrzegać albo… zmienić. “Prawie wszyscy” używający plików MP3 nikogo nie rozgrzeszają. Co najwyżej powinni zmusić wytwórnie do zmiany sposobu działania i rezygnacji z pobierania od klientów absurdalnie wysokich opłat.

Niewątpliwie programy typu Napster i Gnutella wpłyną na kształt rynku muzycznego. Czy powinno się zakazać ich używania? Rozumiem argumenty autorów aplikacji wspomagających wymianę plików – wszak ich programy nie służą wyłącznie do łamania prawa. Ale choć drewniana pałka nie zawsze jest używana do robienia trepanacji czaszki domowym sposobem przez panów w dresach, to jej posiadanie zostało zakazane. Żyjąc w społeczeństwie, musimy pójść na pewne kompromisy – ograniczamy wolność osobistą dla wspólnego dobra.

Obecna sytuacja na rynku muzycznym jednoznacznie sugeruje, że tak dalej być nie może. W którym kierunku pójdą zmiany, tego nikt nie wie. Ale szpiegowanie zawartości naszych dysków nie jest jedynym wyjściem. Może koncerny płytowe wymuszą na rządach wprowadzenie podatku od słuchania muzyki? Od wszystkich albo lepiej od tych, którzy mają odtwarzacz CD, MD czy innego “grajka”. Już teraz “dziesięcinę” płacą producenci i nabywcy czystych nośników oraz urządzeń do kopiowania. Wystarczy rejestrować, ile plików MP3 (lub MP10 w przyszłości) poszczególnych wykonawców będzie pobieranych z Internetu, by wiedzieć, w jakich proporcjach podzielić pieniądze z podatku między artystów. Nie przydadzą się do tego dane ze sklepów płytowych, bo tam będą kupowali jedynie audiofile, dla których strata jakości “empetrójek” jest nie do przyjęcia. Oczywiście tylko do czasu, bo pliki MP10 nie będą ustępowały jakością płytom. Nieliczne sklepy muzyczne przetrwają zaś tylko dzięki tym, którzy nie będą mieli komputera lub będą woleli mieć płytę z profesjonalnym nadrukiem i rozkładówką.

Podobnie może stać się z wielkimi koncernami płytowymi. Muzycy zyskają możliwość samodzielnej promocji przez Internet i wydawca zabierający większość zysków przestanie być im potrzebny. Nie wydaje mi się jednak, że wytwórnie muzyczne znikną całkowicie – widzę tu raczej pole do popisu dla małych, niezależnych firm internetowych. W końcu nie każdy artysta musi wiedzieć, co to są amortyzacja, biznesplan czy marketing mix. Nie sądzę także, by zabrakło gwiazdek w stylu “boskiego” Enrique. Na nie zawsze będą chętni – zarówno by ich słuchać, jak i wydawać.

Marcin Nowak
Redaktor
Więcej:bezcatnews