Boso, ale w ostrogach

13 lipca w Sejmie RP odbyło się pierwsze czytanie projektu uchwały w sprawie budowania społeczeństwa informacyjnego w Polsce, po czym rozpoczęła się debata parlamentarna nad tymże projektem. Wnioskodawcami byli posłowie wywodzący się z różnych ugrupowań. Przewodniczył im stojący na czele sejmowej podkomisji łączności Karol Działoszyński (UW).

To pierwszy istotny krok na drodze do stworzenia w Polsce warunków prawnych do wykorzystania możliwości tkwiących w nowych technologiach, usługach telekomunikacyjnych i teleinformatycznych oraz dostosowania naszego prawodawstwa do wymogów i priorytetów Unii Europejskiej. Sejm wezwał rząd do przedstawienia w trybie pilnym, do końca września 2000 roku, założeń strategii rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Polsce, w tym m.in. opracowania zasad powszechnego dostępu do Internetu, planu rozwoju edukacji informatycznej dzieci i młodzieży, jak również budowy systemu ostrzegania przed zagrożeniami związanymi z nadużyciami i przestępstwami z wykorzystaniem sieci teleinformatycznych. Zobowiązał on również rząd do pilnego podjęcia prac legislacyjnych, umożliwiających rozwój gospodarki elektronicznej, i do jak najszybszego przesłania Sejmowi projektów ustaw regulujących kwestie: podpisu elektronicznego, dokumentu elektronicznego, bezpieczeństwa informacji, kryptografii, ochrony interesów konsumenta i danych, bezpieczeństwa i zasad zawierania umów za pomocą Internetu oraz kwestie podatkowe wraz z zasadami usprawniającymi detaliczny obrót towarowy z zagranicą.

Tyle ustawa. Debata parlamentarna zaś, mimo iż wzięło w niej udział kilkunastu posłów, toczyła się przy prawie pustej widowni. Większość parlamentarzystów opuściła bowiem salę obrad tuż po zakończeniu burzliwej dyskusji na temat nowelizacji ustawy o policji i służbach specjalnych oraz lokalizacji zagranicznych hipermarketów. Problematyka nowych technologii cyfrowych niespecjalnie ich interesowała.

Przed nielicznymi zainteresowanymi oraz grupami odpowiedzialnymi za dopracowanie konkretnych aspektów rozwoju społeczeństwa informacyjnego jest jeszcze ogrom pracy. Tym większy, że ta zupełnie nowa dziedzina nie doczekała się jeszcze ugruntowanych wzorców. Wielość aspektów, które ujawnią się podczas prób ujęcia w karby prawa tego, co dzieje się chociażby w Internecie, jest ogromna. Być może większość z nich jeszcze się nawet nie śni zespołom ekspertów mających nadać im sensowne ramy organizacyjno-prawne. Ale bez “wepchnięcia” tej tematyki w tryby machiny ustawodawczej nigdy nie będziemy mieli szans na dostosowanie naszego prawodawstwa do nowej rzeczywistości. Kwestia zubożenia ludności, której niejednokrotnie nie stać na chleb (a co dopiero na komputer!), co wielokrotnie podkreślali posłowie SLD, nie może mieć tu większego znaczenia. Przecież nie zlikwidujemy banków, dlatego że część ludzi nie ma w nich co trzymać!

Najbardziej zaawansowana Ustawa o podpisie elektronicznym ma szansę być przyjęta do końca roku. Wtedy to, po dokonaniu niezbędnych zmian w kodeksie cywilnym, status podpisu cyfrowego i tradycyjnego będzie taki sam, co powinno znacznie zwiększyć bezpieczeństwo transakcji realizowanych drogą elektroniczną.

Początki, podobnie jak pożegnania, zawsze są trudne. Tym bardziej w kraju tak uwrażliwionym na sprawę narodowej tożsamości. Jak się bowiem okazuje, niektórzy parlamentarzyści nie życzą sobie narzucania Polsce po tylu niewolach kolejnego, “informacyjnego” jarzma. “Społeczeństwo nasze jest społeczeństwem polskim! I nigdy informacyjnym nie będzie”.

Ewa Dziekańska
Redaktor naczelny
Więcej:bezcatnews