Rozbrojenie Napstera

Historia Napstera przedstawiana jest jako fałszywa alternatywa. Po jednej stronie obrońcy obrotu własnością intelektualną, po drugiej wolni eksploratorzy Sieci, otwierający nowe furtki w – zdawałoby się – solidnym murze prawa. Zwolennikom danej opcji łatwo jest ustawiać przeciwnika na pozycjach ekstremalnie dalekich od swoich własnych – pakiet argumentów jest gotowy, a wektory wzajemnie się znoszą. I można tak tkwić w tej dynamicznej równowadze bez końca.

Myślę, że problem leży gdzie indziej. Dopóki spór wiodą prawnicy wysłani przez spanikowanych bossów przemysłu rozrywkowego, dopóki wymachuje się groźbą upadku nie opłacanej, bo gwałconej przez piratów twórczości – główny problem znika z pola widzenia. “Sprawa Napstera” pokazuje bowiem tak naprawdę nie to, że gdy człowiek jest anonimowy, to kradnie, ale to, że użytkownicy Sieci – a szerzej: społeczeństwo doby nowych technologii – chcą nowych sposobów korzystania z ogólnodostępnych dóbr, i to nie tylko intelektualnych. A stare, “analogowe” branże wciąż tkwią w koleinach modeli biznesowych, nie przystających i do oczekiwań potencjalnych klientów, i do obecnych możliwości technologicznych.

Miliony słuchaczy, wybierając Napstera, powiedziało wytwórniom, że bieganie do sklepu, by kupić po paskarskich cenach kawałek plastiku z ulubioną muzyczką, nie jest szczytem marzeń ludzkości. Klienci zakwestionowali potrzebę płacenia za CAŁĄ PŁYTĘ, jeżeli chce się posłuchać tylko kilku wybranych utworów. Wreszcie – ludzie opowiedzieli się za formułą WYPOŻYCZANIA muzyki zamiast kupowania jej na własność. Branża muzyczna (i wkrótce nie tylko ona) będzie sobie musiała odpowiedzieć na pytanie, jak zaspokoić tak masowo wyrażone potrzeby. Nasyłanie prawników to jedynie pierwszy, nie najszczęśliwszy zresztą odruch. Przyjdzie jednak zastanowić się nie tylko nad podejściem do świętości, jaką są oczekiwania klientów, ale nad przykrą rewizją ustalonych “na wieczność” marż i sposobów robienia interesów.

Internet zmienia świat i nie robią tego panowie w garniturach ani wolni surferzy. Internet zmienia świat, gdyż zmienia nas wszystkich i jest to proces poza kontrolą. Na szczęście.

Jerzy Karwelis
Prezes Wydawnictwa

Zdecydowanie nie zgadzam się z tezą mojego adwersarza, że “ludzie opowiedzieli się za formułą WYPOŻYCZANIA muzyki zamiast kupowania jej na własność”. Moim zdaniem człowiek ma już taką naturę, że chce posiadać rzeczy, które mu się podobają, nawet jeżeli nie są mu w ogóle potrzebne. Na drodze do pozyskania “wszystkiego, czego dusza zapragnie” stoją jednak możliwości finansowe, względnie prawo autorskie. Dlatego miliony użytkowników Internetu zaczęły pozyskiwać ulubione nagrania bez jakichkolwiek opłat za pomocą Napstera i Gnutelli.

Ten pierwszy, w wyniku umowy z Bertelsmannem (patrz: s. 30), stanie się wkrótce serwisem komercyjnym, udostępniającym pliki z muzyką tylko za opłatą. Inwestycja koncernu medialnego zdziwiła, a nawet zaskoczyła wielu specjalistów, ponieważ wcześniej oskarżył on Napstera o piractwo. Specjaliści niemieckiego giganta prawdopodobnie wyliczyli, że bardziej opłaca się wycofanie pozwu i wykorzystanie technologii wymiany plików niż walka w sądzie i ewentualne zamknięcie serwisu albo wykupienie go przez konkurencję. Najwyraźniej Bertelsmann zrozumiał, że inwestowanie w internetowe kanały dystrybucji to jedyna droga do utrzymania swojej silnej pozycji w dobie Internetu.

Poza tym przejęcie Napstera przez koncern medialny to tylko pozorne zażeganie niebezpieczeństwa “wolnej muzyki” w Internecie. Prawdziwe zagrożenie czyha bowiem ze strony zdecentralizowanych systemów wymiany plików, takich jak Gnutella i jej klony (patrz: CHIP 8/2000, s. 132), które nie dają się w jakikolwiek sposób kontrolować. Co więcej, nie można ich ani kupić, ani oskarżyć czy wyłączyć – nie mają przecież właściciela, a raczej mają ich miliony, czyli całą rzeszę “wolnych internautów”.

Trudno się dziwić, że systemy plików MP3 cieszą się na całym świecie dużym powodzeniem. Dopóki firmy fonograficzne nie obniżą cen na krążki z muzyką, dopóty Gnutella i jej podobne aplikacje święcić będą triumfy i podbijać serca słuchaczy “empetrójek”. Ciekawe, kiedy wielcy bossowie pójdą po rozum do głowy i dopasują ceny płyt do realiów rynkowych. Zapewne wtedy, gdy opustoszeją sklepy i stoiska muzyczne, czyli już całkiem niedługo.

Robert I. Bielecki
Redaktor

Wszystkim naszym Czytelnikom z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy wielu radosnych wzruszeń, a w nowym tysiącleciu – jak najmniej komputerowych “bugów” i wirusów, zaskakujących rozwiązań technologicznych oraz jak najwięcej satysfakcji z lektury naszego wspólnego CHIP-a.
Więcej:bezcatnews