Dawid, syn Goliata

Oto wzorcowa reakcja na działania konkurencji. Photoshop był od zawsze adresowany do profesjonalnych grafików o zasobnej kieszeni, amatorzy zaś mogli jedynie pomarzyć o pracy z tym programem. Dopiero niedawno firma Adobe zdecy-dowała się na stworzenie jego uproszczonej, znacznie tańszej wersji, nazwanej Elements. Stało się tak chyba pod wpływem “wydoroślenia” takich aplikacji jak Paint Shop Pro, które zaczęły jawnie podkopywać pozycję giganta w klasie niższej. Spróbujmy ocenić, czy “Photoshop dla ubogich” pozostaje wciąż Photoshopem, czy też stał się amatorską zabawką na długie deszczowe wieczory.

Interfejs

Z chwilą uruchomienia programu zobaczymy ekran startowy, który pomoże nam się zdecydować, od czego zacząć pracę. Interfejs Elements nieco różni się od tego, który znamy z Photoshopa. Podstawową różnicą jest umieszczenie wszystkich zakładek na belce parametrów, skąd można je wyciągać i rozwijać w osobne okna, znane z “dużego” Photoshopa. Belka zawiera też zdublowane ikonami podstawowe polecenia z menu File i Edit (np. nieograniczone Undo i Redo), a także parametry działania wybranego narzędzia, podobnie jak w Photoshopie 6. Trafiła tam również ikona umieszczania linijek wzdłuż boków obrazu. Do tak zorganizowanego interfejsu można się szybko przyzwyczaić – nie odbiega on od standardu Adobe.

Zakładki stanowią o wygodzie użytkowania: cała prawa część ekranu pozostaje wolna. Szkoda, że w “dużym” Photoshopie nie wygląda to tak pięknie.

Photoshop Elements ma sporo zakładek, jakich próżno szukać w Photoshopie 6. Jedna z nich to Hints, czyli graficzne podpowiedzi dotyczące działania wybranego narzędzia lub innych zakładek. Jeśli komuś to nie wystarcza, przyciskiem More Help może otworzyć okno pomocy, gdzie działanie narzędzia opisano bardziej szczegółowo.

W menu – inaczej

Ponieważ Elements jest adresowany do grafików amatorów, zadbano o to, by menu główne ułatwiało obsługę programu. Zmieniono sposób rozmieszczenia opcji w menu, grupując je tematycznie, usunięto niektóre (patrz: ramka poniżej) i dodano kilka pożytecznych ułatwień.

W menu Edit pojawiły się opcje do automatycznej korekcji geometrii zdjęcia. Menu Image zostało rozbudowane nową pozycją Enhance, do której trafiły wszystkie polecenia związane z korektą barwną obrazu. Z ciekawszych nowości warto wspomnieć o trzech “automatach” korekcyjnych. Adjust Back- lighting zmniejsza rozświetlenie zdjęcia, nie naruszając jasności bieli. Fill Flash symuluje działanie lampy błyskowej (błysku dopełniającego, jakiego używamy w ciemnych pomieszczeniach z oknem – rozświetla obszary o średnim i małym poziomie jasności). Color Cast natomiast automatycznie niweluje przebarwienie obrazu. Pojawiły się też opcje tworzenia panoram i automatycznej korekcji zniekształceń geometrycznych obrazu.

Zakładki – fajna rzecz

Aby uprościć operacje na obrazie i korzystanie ze stylów czy efektów, większość z nich oprócz umieszczenia w menu Filters powielono na wspomnianych zakładkach. Pozwala to na wstępny wzrokowy wybór filtra bądź efektu. Dwukrotne kliknięcie wybranego pola powoduje otwarcie okna parametrów filtra.

Filtry, efekty i style warstw można teraz wybierać bez znajomości ich nazw – mamy przecież podgląd ich działania.

Po przeniesieniu wszystkich okien na belkę parametrów zwalnia się sporo miejsca z prawej strony ekranu, można więc łatwiej obrabiać obrazek. Otwarta zakładka zamyka się sama po kliknięciu gdziekolwiek poza nią.

Narzędzia pracy

Menu narzędzi nie zmieniło się zbytnio w porównaniu z Photoshopem. Rozbudowano kilka opcji, inne usunięto. Gumka do wymazywania wzbogaciła się dwiema nowymi odmianami: Background Eraser oraz Magic Eraser. Pierwsza przekazuje kolor obrabianego obszaru do pola Background Color, druga zaś usuwa obszary o zbliżonej barwie po kliknięciu w dowolnym ich miejscu. Pojawiło się też nowe narzędzie Red Eye Brush, które usuwa czerwone przebarwienia źrenic na źle wykonanych zdjęciach z fleszem.

Czy rzeczywiście amatorski?

Po bliższym zapoznaniu się z Elements można chyba stwierdzić, że pozory mylą. Program nadaje się do prac profesjonalnych, może tylko brak narzędzi prepressowych zrazi do niego grafików przygotowujących swoje prace do druku. Jednak – jako że nie ma nic za darmo – Adobe musiał “odchudzić” tańszego Photoshopa, żeby nie wyparł on pełnej wersji z racji niższej ceny. Jeśli więc ktoś nie pracuje w trybie CMYK i może się obejść bez kilku niezbyt często wykorzystywanych opcji, powinien przyjrzeć się “potomkowi giganta”.

Więcej:bezcatnews