Hollywood w pokoju

Wygodne fotele, duży ekran i systemy przestrzennego dźwięku, który we współczesnych produkcjach odgrywa znacznie większą rolę niż jeszcze kilka lat temu. Czy wszystkie te zalety da się przenieść do małego, ciasnego, jednak własnego pokoju?

Kino już od początku swojego istnienia przyciągało do swoich sal tłumy spragnione ruchomego obrazu. Na początku wystarczały drewniane ławki i mały ekran z czarno-białym obrazem. Jakość wyświetlanych wówczas filmów byłaby obecnie nie do zaakceptowania nawet dla najbardziej tolerancyjnych kinomanów. Choć trudno w to dziś uwierzyć, w pierwszych produkcjach brakowało również dźwięku. Z tego powodu zdania, które powinien wypowiedzieć aktor, zapisywane były na czarnych planszach stale przerywających film. W lepszych kinach można było liczyć na podkład muzyczny odgrywany przez tapera na postawionym w rogu sali pianinie.

Nieme, choć z dialogiem

Rozwój kina następował bardzo szybko. Wszystkie nowe pomysły, dotyczące zarówno obrazu, jak i dźwięku, niemal natychmiast wprowadzane były do nowo powstających filmów. Pierwszą, choć niezbyt dużą rewolucją były napisy dialogowe, które zamiast przerywać film, zaczęły pokazywać się tak jak dziś w dolnej części ekranu na wyświetlanym obrazie. Dzięki nim oglądany film sprawiał wrażenie całości i zmuszał niedoszłych intelektualistów do poprawy prędkości czytania, gdyż napisy pojawiały się i znikały częściej i szybciej niż czarno-białe plansze.

Kolejną rewolucją było wprowadzenie fonii. Dźwięk pojawił się początkowo tylko jako podkład muzyczny, przez co pracę stracili jakże przydatni taperzy “z rogu sali”. Wkrótce niemi dotychczas aktorzy przemówili wprost z ekranu. Musiało jednak minąć kilkanaście kolejnych lat, by filmy nabrały rumieńców w postaci kolorów, a monofoniczny dźwięk z prostego głośnika rozdzielony mógł zaś być na więcej niż jeden kanał.

Nowoczesny znaczy lepszy

Dziś nikt nie ma wątpliwości, że praca setek inżynierów i zapaleńców forsujących nowe pomysły nie poszła na marne. Produkcje typu “Gladiator”, “Armageddon”, “Twister” czy “Dzień Niepodległości” udowodniły, iż we współczesnym kinie ważny jest zarówno dobrej jakości obraz, jak i przestrzenny dźwięk, niemal otaczający widza.

Jako częsty gość multipleksu nieraz miałem okazję widzieć nowych widzów, którzy podczas jednego ze swoich pierwszych seansów schylają głowę przed nisko nadlatującym odrzutowcem i oglądają się do tyłu, gdy słychać nadchodzącego Lorda Vadera. To przecież “Gwiezdne wojny” udowodniły ostatnio, że poprawienie kolorów i dźwięku w dobrze wszystkim znanym filmie wystarczy, by kasy biletowe po raz kolejny oblężone zostały przez kinomanów.

Kino to jednak coś więcej niż tylko obraz i dźwięk. Ważne są przecież wygodny fotel, wykładzina na podłodze i ściany obite specjalnym materiałem, wytłumiające najdrobniejsze niepożądane odgłosy. Dla wielu kinomanów istotna jest również niepowtarzalna atmosfera – np. śmiech kilkudziesięciu, a często nawet kilkuset osób niemal po każdej kolejnej minie Jima Carreya. Dobre kino to także niebotycznych rozmiarów ekran, mieszczący w całości dinozaury Stevena Spielberga czy Godzillę, z którą walczą Matthew Broderick i Jean Reno. Czy wszystkie te elementy dadzą się jakkolwiek zastąpić?

Pierwsze kroki

Wielu użytkowników komputerów przygodę z kinem domowym zaczyna tak jak ja. Po jednym z seansów wstąpiłem na chwilę do “przyklejonego” do multipleksu supermarketu. Mimo iż zakupy robię tam regularnie, zaraz po wejściu uwagę zwróciłem na dużą ekspozycję filmów na DVD. Oczywiście nie było jeszcze filmu, z którego właśnie wracałem, jednak wśród wielu pozycji znalazłem “Facetów w czerni” z agentami K i J próbującymi ocalić świat przed zniszczeniem przez obcych z – wydawać by się mogło – błahego powodu: zaginionej galaktyki. Choć na filmie byłem już wcześniej dwukrotnie, tak go lubię, iż postanowiłem kupić płytę DVD, by obejrzeć go jeszcze raz i móc do niego wrócić, kiedy tylko znów przyjdzie mi na to ochota. Czy to głupie? Może tak, ale któż z Was nie zna na pamięć jakże popularnych “Albercik, nie krępuj się, usta-usta…” czy “zwiedzimy sobie pięterko” z “Seksmisji” lub dowolnych innych fraz z kultowych filmów – np. “Rejsu” i “Misia”?

Oczywiście, aby w ogóle myśleć o zakupie filmu na płycie DVD, niezbędny jest jakikolwiek odtwarzacz tego rodzaju płyt. Mój napęd DVD-ROM kupiłem już kilka miesięcy temu, gdy wysłużony CD-ROM 12× odmówił posłuszeństwa. Nie jest to co prawda wydajna “maszyna”, jednak jej “4×” w zupełności wystarcza do odtwarzania filmów DVD, gdyż w tym trybie napęd i tak pracuje z pojedynczą prędkością. Z tego powodu wszystkie czytniki DVD, jakie można obecnie kupić, bez problemu poradzą sobie z odtworzeniem filmu. Większe prędkości przydadzą się jedynie podczas przewijania filmu z podglądem. Należy jednak pamiętać, że przewijanie służy głównie do szybkiego odnalezienia dowolnej sceny, zatem brak płynności w tym trybie nie jest żadną wadą. Zawsze można przecież skorzystać z opcji “przejścia” do kolejnej zdefiniowanej przez producenta części filmu (rozdziału), w krótkim czasie docierając do ulubionej sceny.

Info

Grupy dyskusyjne
Uwagi i komentarze do artykułu:
#
Pytania techniczne:
#
Grupa poświęcona tematom kina domowego:

#

Internet
Informacje o urządzeniach i filmach:
http://www.dvd2000.com.pl/
http://dvd.wp.pl/
Polskie sklepy wysyłkowe z filmami:
http://www.sklep.bestfilm.pl/
http://www.abcdvd.pl/
http://www.imperial.com.pl/
Zagraniczne sklepy wysyłkowe z filmami:
http://www.amazon.com/
http://www.ezydvd.com.au/
http://www.michaeldvd.com.au/

Więcej:bezcatnews