Czekając na palmofon

Wysyp najrozmaitszych urządzeń przenośnych

, coraz częściej łączących się także z globalną Siecią, skłonił nas do poszerzenia tematyki działu “Internet”. W bieżącym numerze zmieniamy więc jego nazwę na “Internet i g@dżety”. Moim zdaniem sukces elektronicznych maleństw nie jest jednak wcale taki pewny. Dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że nadal niezbyt dobrze działa GPRS, WAP okazał się w zasadzie niewypałem, a telefonia UMTS właściwie nie wyszła poza fazę testów. Po drugie — bo mimo już kilkuletniego istnienia odpowiednich technologii (np. Bluetooth) wciąż jakoś nie pojawiły się masowo urządzenia bezprzewodowo łączące się z Internetem, o stacjach dostępowych (np. w środkach komunikacji miejskiej czy w miejscach publicznych) nie wspominając. Sytuacja przypomina błędne koło — nie ma infrastruktury, to i producenci nie projektują urządzeń z niej korzystających.

W tej sytuacji współczesne palmtopy, takie jak np. komputerki z serii Palm czy Pocket PC, są w zasadzie zaledwie rozbudowaną elektroniczną wersją papierowego terminarza. I na dodatek urządzenia tego rodzaju pozbawione są jeszcze klawiatury (jak na tym cokolwiek napisać oprócz krótkiej notatki?). Dopóki podobne g@dżety nie nabędą umiejętności łączenia się z Internetem, z mojego punktu widzenia są niemalże bezużyteczne.

Nie mogę się też nadziwić miłośnikom telefonów komórkowych. A cóż takiego pasjonującego jest we wgrywaniu kolejnych melodyjek, zmianie logo czy nieustannym przeglądaniu opcji menu?! Przecież to tylko telefon, z którego można wysłać dodatkowo krótką wiadomość czy zapłacić SMS-em za parking. Ale to ciągle “młotek do wbijania gwoździ”, nic więcej!

Mijają lata, a palmofon – urządzenie łączące w sobie cechy palmtopa, telefonu komórkowego i urządzenia bezprzewodowo łączącego się z Internetem – pozostaje nadal tylko w sferze marzeń. Coraz częściej, niestety, mam wrażenie, że czekamy wszyscy na… Godota.

Nie mam najmniejszych wątpliwości

, że różne elektroniczne urządzonka zawojują nasz świat. Wystarczy popatrzeć na rynki zachodnie, gdzie palmtopy i inne podobne drobiazgi są już bardzo popularne. Wszystko jest więc tylko kwestią czasu. A że brakuje infrastruktury i urządzeń? Po prostu musi zostać przekroczona masa krytyczna. Panele LCD dostępne są na rynku dwie dekady, a podejrzewam, że dopiero za rok, dwa zaczną wypierać z naszych biurek zwykłe monitory. “Komórki” na masową popularyzację potrzebowały już tylko kilku lat. Świat ciągle przyśpiesza, więc palmtopom i innym elektronicznym g@dżetom pójdzie pewnie jeszcze szybciej.

Nie zgadzam się też z twierdzeniem, że miniaturowe komputerki do niczego się nie nadają. Nie spodziewaj się po nich takiej funkcjonalności jak po notebookach! Według mnie główne zadanie palmtopa to właśnie zarządzanie kontaktami, terminami itp. Ale nie tylko — taki komputerek pozwoli również zagrać w jakąś grę, posłuchać muzyki w MP3 czy zanotować krótką informację. O jego prawdziwej sile decydują jednak dwie inne cechy. Po pierwsze: jeśli mamy specyficzne potrzeby, to niezbędny program możemy albo znaleźć w Internecie, albo napisać samodzielnie. Po drugie — i tu dochodzimy do sedna sprawy — palmtop staje się przedłużeniem komputera stacjonarnego i vice versa. Jak pokazały targi CES 2002 i Comdex Fall 2001, pecet powoli staje się domowym centrum zarządzania — dziś współpracuje z palmtopem i aparatem cyfrowym, jutro z telewizorem, lodówką i żaluzjami.

A “komórki”? Mnie też nie ogarnęła gorączka komponowania melodyjek, choć nie przeczę – do mojego telefonu “wstukałem” własną muzyczkę i wgrałem samodzielnie zrobione logo. Można nie rozumieć tego szału, ale nie można go ignorować. Co się zaś tyczy palmofonów, to pierwszy z nich trafił już do redakcji (Handspring Treo 180g – patrz: 120), a z ostatnich doniesień wynika, że czeka nas wysyp takich urządzeń. Zatem – na pytanie “co tam Panie w komputerach?” odpowiem: ano g@dżety trzymają się mocno…

Więcej:bezcatnews