Bity zamiast pióra

Prawie rok pracowali posłowie i senatorowie nad ustawą o podpisie elektronicznym. Miesiąc temu, dokładnie 11 października tego roku, prezydent RP Aleksander Kwaśniewski podpisał stosowny dokument i po raz pierwszy w historii Polski złożył podpis pod ustawą nie tylko w tradycyjny sposób (piórem), ale również wykorzystując podpis elektroniczny. Dane niezbędne do jego złożenia oraz certyfikat elektroniczny dla głowy państwa wygenerowało Centrum Certyfikacji Signet – jedna z trzech krajowych instytucji czuwających nad wprowadzaniem w życie e-podpisu.

Bliżej Unii

Podpisanie ustawy przez prezydenta oznacza prawne zrównanie podpisu elektronicznego i odręcznego. Według ekspertów Polskiego Towarzystwa Informatycznego oraz Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji nowy podpis jest nawet bardziej wiarygodny niż jego tradycyjny odpowiednik – tutaj każdą zmianę można znakować i bez problemu wykryć. Na temat samego algorytmu szyfrowania z uznaniem wypowiadają się również specjaliści biorący udział w debatach nad kształtem podpisu elektronicznego w Polsce, w tym m.in. profesor matematyki Marian Srebrny z Polskiej Akademii Nauk.

Dla Polski, jako kraju związanego na razie umową stowarzyszeniową z Unią Europejską, a w niedalekiej przyszłości jej członka, przyjęcie ustawy o podpisie elektronicznym to konieczność. Według prawa zjednoczeniowego do lipca 2001 roku wszystkie państwa członkowskie musiały uwzględnić podpis elektroniczny w swoich przepisach wewnętrznych. Polska nie jest pionierem wśród krajów-kandydatów. Ustawy tego rodzaju przyjęły już do tej pory wszystkie państwa ubiegające się o wejście do Unii Europejskiej. Nic dziwnego – e-podpis postrzegany jest przez ekspertów z Brukseli jako podstawa przy tworzeniu nowoczesnej gospodarki elektronicznej, stanowi więc dobrą kartę przetargową przy negocjacjach o członkostwie w UE.

Trochę historii

Pomysł stworzenia podpisu elektronicznego wcale nie jest nowością. Idea pojawiła się już na przełomie lat 60. i 70., gdy możliwe stało się przesyłanie danych przez sieć. Problemem było jednak zapewnienie bezpiecznego transferu poufnych wiadomości z jednego miejsca w drugie – to znaczy takiego, który wykluczyłby możliwość podejrzenia i przechwycenia danych lub ich zmiany przez niepowołane osoby.

Najpopularniejszą metodą obrony przed takimi wypadkami stało się szyfrowanie symetryczne. Polegało ono na współdzieleniu kodu szyfrującego przez nadawców i odbiorców wiadomości. Słabością tego rozwiązania była możliwość stosunkowo łatwego złamania szyfru – wystarczyło wejść w posiadanie kodu, aby bez przeszkód odczytać poufne wiadomości, i to nie tylko jednej osoby, ale również pozostałych użytkowników. Wszyscy korzystali bowiem z tego samego klucza chroniącego dane.

Więcej:bezcatnews