Łapać spamera!

Samo słowo “spam” ma długą i burzliwą historię. Pojawiło się jako marka sprzedawanej w USA puszki z mielonką. Intensywna reklama radiowa zrobiła swoje i w czasie II wojny światowej był to produkt bardzo popularny. Jego nazwa trafiła więc do skeczu grupy Monty Pythona, gdzie zastosowana została w specyficzny sposób (“Well, we have spam, tomato & spam, egg & spam, egg, bacon & spam… Spam spam spam spam, spam spam spam spam, lovely spam, wonderful spam…”). W efekcie spam stał się swego rodzaju słowem-wytrychem, przybierającym różne znaczenia i kojarzącym się z nadmiarem, powtarzaniem itp.

Wiele lat później do Internetu te “cztery literki” wprowadziła firma Canter & Siegel z Phoenix w USA, która przeprowadziła jedną z pierwszych w historii akcji zasypania (spamowania) grup dyskusyjnych Usenetu reklamami. Odpowiedź tak potraktowanych internautów była spontaniczna – tysiące maili z protestami “zapchały” konto pocztowe firmy. Mnożące się megabajty danych na dyskach firmy utrzymującej skrzynkę, wywołały z kolei jej reakcję w postaci zablokowania uciążliwego adresu. Tak oto wyglądał pierwszy atak odwetowy na spamera, ochrzczony mianem “mail-bombingu”.

Takie bombardowanie, mimo że bywało skuteczne, dzisiaj także uważane jest za naruszenie zasad netykiety, gdyż znacznie obciąża łącza internetowe. Sieć zmienia się bardzo szybko, pojawiają się kolejne usługi, a z nimi nowe możliwości dla spamerów, ale i nowe metody walki z nimi. W rezultacie określenie “spam” stale nabiera szerszego znaczenia i trudno jest przewidzieć, czy kiedyś proces tworzenia się definicji tego słowa dobiegnie końca. Uznanie czegoś za spam zawsze będzie dyskusyjne. Kiedyś za spam uważano wiadomość wysłaną na kilka grup dyskusyjnych. Obecnie definicja obejmuje także niechciane listy elektroniczne – rozsyłane na przeróżne sposoby. Rozważmy kilka klasycznych przypadków zaśmiecania naszej skrzynki pocztowej lub serwerów grup dyskusyjnych.

Wandal wandalowi nierówny

Spamer marketingowiec to już klasyka. Pewne firmy wysyłają do wielu osób reklamy własnych produktów. Adresy e-mail czerpią ze wszelkich możliwych źródeł – z analizy postów z grup dyskusyjnych, list użytkowników wszelkich usług, baz adresowych innych firm itd. Każdy nowy adres to potencjalny klient, więc… maila mu! Jest jednak jeden wyjątek – często w regulaminach różnych darmowych kont pocztowych znajdują się zapisy o zgodzie na otrzymywanie reklam. Ale i takie maile można… odfiltrować.

Czasem zdarza się, że sieczkę po Sieci rozsyłają osoby, które uwierzyły w tzw. łańcuszki szczęścia. Są to spamerzy naiwni. Treść tego typu korespondencji jest różna – od odwołań religijnych, przez wykorzystanie współczucia dla kogoś chorego, po czysto finansowe zagrywki typu “dostaniesz telefon komórkowy”. W rzeczywistości autorzy tych listów chcą, by ich e-mail dotarł do jak największej liczby odbiorców (patrz: CHIP 10/2001, 160).

Brak wiedzy też może zrobić z kogoś spamera – wtedy mówimy o spamerze niedouczonym. Początkujący użytkownicy Internetu wysyłają nieraz maile w formacie HTML, z załącznikami, lub posty na kilka grup dyskusyjnych jednocześnie. Robią tak, gdyż zwyczajnie nie wiedzą, że takie działanie jest źle odbierane przez innych użytkowników Sieci. Na szczęście taka sytuacja jest zwykle przejściowa i jeśli spamer tego typu przeczyta netykietę lub ktoś zwróci mu uwagę – huligan się poprawia.

Istnieją też spamerzy mimo woli – to bardzo ciekawy i niestety ostatnio częsty przypadek. Śmieci w skrzynce są, a spamera nie ma! Czyżby cud? Ależ skąd – to wirusy, których działanie polega między innymi na samoczynnym rozsyłaniu się do wszystkich osób wpisanych do naszej książki adresowej.

Maile rozpoczynające się od słów w stylu “Jestem spamerem i od dziś będę zaśmiecał twoją skrzynkę” pochodzą od spamera złośliwego i są prawdziwym utrapieniem. Motywacją nadawcy jest jedynie złośliwość i prawdopodobnie żadne argumenty nie przekonają go do zaniechania takich działań. Na szczęście są to rzadkie przypadki, ale wymagają zdecydowanej reakcji ze strony odbiorcy.

Więcej:bezcatnews