Miękka inwazja
Czy Windows i MS Office są rzeczywiście narzędziem amerykanizacji i służą uzależnianiu krajów od Wuja Sama? Takie postrzeganie produktów Microsoftu mimowolnie poparł Jim Allchin – dyrektor giganta z Redmond odpowiedzialny za linię systemów operacyjnych – który kilkanaście miesięcy temu zasugerował publicznie, że Wolne Oprogramowanie nie jest “amerykańskie”. Tony Stanco, analityk Cyberspace Policy Institute, potwierdza, że jednym z argumentów przeciwko stosowaniu w administracji aplikacji o zamkniętym kodzie jest obawa przed “tylnymi drzwiami”. Takie ukryte funkcje mogłyby służyć amerykańskim służbom specjalnym do zdobywania poufnych informacji gromadzonych na dyskach komputerów rządów korzystających z MS Windows.
Kolejny podnoszony argument za Linuksem jest natury strategicznej – opracowywanie własnego oprogramowania jest krokiem na drodze w kierunku rozwoju technologicznego, podczas gdy kupowanie software’u za granicą sprowadza kraj do rangi konsumenta.
Linux też kosztuje
Microsoft broni się, wskazując nieudane próby wprowadzenia Linuksa na masową skalę, takie jak próba rezygnacji z Windows przez władze miejskie Meksyku. Poczynione oszczędności miały być przeznaczone na pomoc społeczną, jak się jednak okazało, zwyciężyła inercja – większość urzędów opóźniała wymianę oprogramowania, jak tylko mogła. Przyczyną problemów w większości tego rodzaju przypadków jest… brak pieniędzy. Politycy byli przekonani, że darmowość Free Software pozwala zamknąć budżety na informatyzację. Tymczasem w początkowej fazie niezbędne są szkolenia dla użytkowników, administratorów oraz programistów. Tego błędu nie popełnił rząd Korei Południowej, który kupił w ostatnich dniach 120 tysięcy pakietów lokalnej dystrybucji Linuksa
razem z usługami polegającymi na serwisowaniu systemów.