Chlup, chlup

Szybko się okazało, że intelowski wytwór ma ochotę ze mną współpracować. Niestety, równie szybko zorientowałem się, że przetaktowany układ wymaga naprawdę wydajnego systemu chłodzenia. Kiedy zainstalowałem wentylator, pecet zaczął pracować niemal równie głośno jak Boeing 747. Po pewnym czasie stało się to tak uciążliwe, że mimo dość znacznego zwiększenia wydajności maszyny miałem ochotę wszystko rozłączyć, zdemontować i dać sobie spokój z przetaktowywaniem procesora.

W takiej sytuacji postanowiłem skoncentrować się na maksymalnym wyciszeniu maszyny. Rozmontowałem zasilacz i do fabrycznego układu chłodzenia dokleiłem kawałki dość dużych radiatorów. Posłużyłem się klejem Poxipol. Z kolei wewnętrzny wentylator podłączyłem do źródła napięcia 5 V. Całą konstrukcję odwróciłem do góry nogami, aby odprowadzane ciepło nie kumulowało się na płytce drukowanej, tylko swobodnie wydostawało się przez obudowę. Efekt był słyszalny od razu. A może raczej powinienem napisać: w efekcie wreszcie przestałem słyszeć rozdzierające wycie wentylatora.

Kolejnym etapem modernizacji było wyciszenie pracy wentylatora na procesorze. Długo się zastanawiałem, co zrobić, żeby połączyć szybkość procesora z komfortem pracy. Pomyślałem, że kupię wydajny łożyskowany wentylator od Athlona. Wiatraczek faktycznie wydajny był – ale cichy na pewno nie. Zbudowałem zatem układ automatycznej regulacji obrotów. Mierzył on temperaturę procesora i dostosowywał do niej prędkość obrotową wentylatora.

Wszystko działało pięknie, dopóki nie uruchomiłem Quake’a III. Komputer zawieszał się za każdym razem, gdyż cały układ charakteryzował się zbyt dużym opóźnieniem. Obciążenie procesora powodowało gwałtowny wzrost temperatury rdzenia, a ponieważ radiator z wentylatorem na “wolnych obrotach” był już dosyć ciepły, całość nie zdążyła się ochłodzić przed zawieszeniem. Rozwiązaniem okazało się usunięcie jednej ze ścianek obudowy. Temperatura radiatora spadała o 10 stopni i cały układ pracował wzorowo.

Na sucho…

W zasadzie mógłbym już poprzestać na tym, co do tej pory osiągnąłem. Pozostał jednak pewien drobiazg: nie jestem wprawdzie zdeklarowanym estetą, ale denerwował mnie widok rozbebeszonego peceta. Dlatego zacząłem się zastanawiać, jak mogę go poskładać. I tu wpadłem na pomysł, który nieodpłatnie udostępniam producentom obudów.

Pojechałem na pobliski szrot samochodów i poczyniłem poważny zakup w postaci rury od nawiewu powietrza (marki Syrena) za 50 gr. Po powrocie do domu wypiłowałem w ściance obudowy komputera otwór o średnicy około 60 mm. Zakupiona uprzednio rurka okazała się niesamowicie elastyczna i pozwalała się wyginać w różne strony. Jeden jej koniec przykleiłem “na gorąco” do wentylatora na procesorze, a drugi wyprowadziłem na zewnątrz obudowy. I odniosłem pełny sukces – świeże powietrze spełniało swoją rolę. Mogłem pracować ze zmontowaną obudową.

Więcej:bezcatnews