Kod źródłowy i demokracja

Pod koniec zeszłego roku w Niemczech rozgorzała publiczna dyskusja na temat systemu operacyjnego, z jakiego powinien korzystać Bundestag. Mogłoby się wydawać, że słowo “powinien” odnosi się przede wszystkim do praktycznych aspektów oprogramowania: bezpieczeństwa, niezawodności, łatwości obsługi. Bundestag nie jest jednak po prostu firmą dbającą o możliwie największe korzyści przy możliwie najmniejszych nakładach. Politykom nie chodzi jedynie o robienie oszczędności: wszak Bundestag ma już Windows, a każda zmiana pociąga za sobą niebagatelne wydatki, w tym także na szkolenie setek urzędników.

Rządy większości?

Zagadkę częściowo wyjaśnia opublikowane w Internecie oświadczenie zwolenników zmian (www.bundestux.de), gdzie metodycznie przytoczone zostały ważne powody, dla których Microsoft okazuje się nieodpowiednim partnerem Bundestagu.

Po pierwsze więc, “w warunkach wolnego rynku zadaniem państwa jest przeciwstawianie się monopolizacji”, nie ma zaś wątpliwości, że produkty Microsoftu opanowały bez reszty niemiecki rynek, w tym także sam Bundestag. Po drugie – i tu znajduje się istota problemu – tylko wolny software i powszechnie dostępny kod źródłowy jest zgodny z ideałami demokracji, gdyż umożliwia “społeczną kontrolę nad programami oraz ich doskonalenie”. I dalej, jak głosi oświadczenie, “nieograniczony dostęp obywateli do wiedzy o sprawach publicznych na korzystnych warunkach i w sposób racjonalny można zrealizować tylko dzięki wolnemu software’owi”.

Po trzecie wreszcie, podobne inicjatywy rozważane są już na forum Unii Europejskiej, co oznacza, że Niemcy nie mogą sobie pozwolić na zarzut o brak postępu w tak prestiżowej dziedzinie.

Kod pod lupą

Polityka nie byłaby jednak polityką, gdyby w podobnych oświadczeniach grano w otwarte karty. Dlatego to właśnie bez najmniejszego ociągania się i zapewne nie bez ubawienia, szefowie Microsoftu udostępnili członkom Bundestagu 32 miliony linijek tajemnego kodu, by zadowolić ich pragnienie demokratycznego ulepszania systemu Windows. Do tej pory jednak nie wiadomo, czy udało się im przegłosować jakiekolwiek zmiany w którejkolwiek linijce. Skądinąd można się domyślać, że otwarta technologia, jakkolwiek dostępna dla wszystkich obywateli, faktycznie zrozumiała jest jedynie dla wąskiej elity znawców. Tym samym także doskonalenie i ulepszanie programu, podobnie jak rozwój wszelkiej wiedzy, nie odbywają się za sprawą procedur demokratycznych. Znamienne też jest, że Kurt Sibold, przedstawiciel Microsoftu w Niemczech, w swym oficjalnym wystąpieniu dyplomatycznie pominął zasadność argumentów co do kodu, w zamian zaś przypomniał, że w sporze o demokrację chodzi także o 1300 miejsc pracy w niemieckiej filii Microsoftu.

Skomercjalizowany Linux

Czy obrońcy demokracji istotnie nie wiedzą, na czym polega otwarty kod źródłowy, czy też liczą na powszechną niewiedzę opinii publicznej o procedurach związanych z tworzeniem programów? W oświadczeniu nie wspomniano też ani słowem, jakiż to system operacyjny miałby zastąpić używane do tej pory w Bundestagu oprogramowanie Microsoftu. W kulisach jednak od początku mówiło się o Linuksie. By dopełnić ironii losu, firma Sun, mająca dostarczyć pakiet biurowy nowego oprogramowania dla Bundestagu, ogłosiła w ostatnim tygodniu lutego, że ten program dla Linuksa będzie płatny (prawie 76 euro). Nie należy się więc spodziewać, by wolny software oparł się komercjalizacji. Mimo to 28 lutego przegłosowano w Bundestagu nowe oprogramowanie: na ekranach urzędników pozostaną co prawda dobrze im znane Windows, ale 150 serwerów, a przy tym także poczta elektroniczna, ma być obsługiwanych przez Linuksa.

Na styku polityki i biznesu

W świecie wielkiego biznesu czynnikami ważnymi dla marketingu są zarówno aura politycznej poprawności, jak i dobra opinia o jakości wyrobów. Dyskusja na temat systemu operacyjnego dla Bundestagu oznaczałaby więc, że Microsoft przestaje być dobrze widzianym partnerem szanujących się instytucji publicznych, dla których ani pieniądze, ani nawet demokracja nie są tak ważne, jak poprawność polityczna. Nie bez kozery w niemieckim oświadczeniu mowa jest o projektach wprowadzenia Linuksa w biurach Unii Europejskiej.

Dla Polski w tej sytuacji pozostaje palące pytanie: czy Sejm posługuje się poprawnym politycznie systemem operacyjnym?

Poglądy prezentowane na łamach kolumny Felieton nie zawsze są zgodne ze zdaniem redakcji.

Więcej:bezcatnews