Pecet jest nudny?

Media na całym świecie

obiegła właśnie wiadomość, że oto wyprodukowany i sprzedany został miliardowy komputer osobisty (patrz: 14). Nie wątpię, że to wymowny symbol zmian, jakie w najróżniejszych dziedzinach życia wprowadziły te urządzenia. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że niektóre z rzekomych osiągnięć przypisywanych naszym pecetom to poważne nadużycie, by wręcz nie powiedzieć – bzdura.

Pamiętacie być może, jak kilka lat temu szumnie zapowiadano, że już niedługo komputery staną się domowym centrum multimedialnym? Entuzjaści tego rozwiązania snuli wizje na temat wspólnej cyfrowej platformy, na której nie tylko popracujemy czy pogramy, ale również obejrzymy programy telewizyjne i filmy w trybie surround. Zaraz, zaraz – powie ktoś zapewne – przecież to wszystko jest! Ano jest, tylko czy rzeczywiście owa “multimedialność” naszego komputera oferuje choćby taką samą jakość jak poczciwy telewizor, radio czy stacjonarny odtwarzacz DVD z amplitunerem i pięcioma głośnikami? Otóż nie! To trochę tak jak z koleją – można jeździć wąskotorówką, ale przecież lepiej ekspresem – to z pewnością szybsze i wygodniejsze. Po co więc sięgać po rozwiązania, które wciąż się nie sprawdzają?

Zaimplementowanie w poczciwych pecetach funkcji znanych z innych urządzeń to wciąż długa i żmudna droga, która może zwieść na manowce. Nie mówię tu już nawet o tym, że film z płytą DVD oglądany na ekranie monitora wygląda dużo gorzej niż na stacjonarnym zestawie kina domowego z telewizorem czy projektorem. Mam na myśli filmy w formacie DivX; -), nagrania w MP3 itd. Nie twierdzę, że formaty te nie mają przed sobą przyszłości, ale wciąż są one tylko jakąś namiastką. Sam podczas biegania słucham muzyki w standardzie MP3, ale w domu zdecydowanie wolę dźwięk z płyty CD-Audio. Niestety, komputer to wciąż tylko taka namiastka radia, telewizji czy kina domowego. A ja mimo niewątpliwych walorów krajoznawczych wolę jeździć ekspresem niż wąskotorówką.

Uf! Już się obawiałem

, że rozpoczniesz dyskusję z pozycji skrajnych, uznając muzykę wyłącznie z płyty winylowej i wzmacniacza lampowego. Na szczęście należysz do mało ortodoksyjnej grupy osób lekceważących rozwój komputerów.

Czy przywołując poczciwy telewizor, masz na myśli migającą skrzynkę stojącą w niemal każdym polskim domu czy może fantastyczną “plazmę” na pół ściany, kosztującą niemal tyle, co pokój, w którym wisi? Jeśli mówimy o tym pierwszym, to przeciętny monitor bije go na głowę, z definicji oferując wyższą rozdzielczość, lepszą ostrość i co najmniej dwukrotnie wyższą wartość odświeżania. Znakomitej większości ludzi to w zupełności wystarczy. A jeśli szukasz ideału, to porzuć nędzne namiastki: wyłącz telewizor, zostaw wieżę hi-fi i ruszaj do kina i sali koncertowej. Multimedialny pecet to oczywiście kompromis, który jednak w zupełności zaspokaja nasze potrzeby, oferując dodatkowo coś, czego stacjonarne kino domowe nigdy nie będzie miało: swobodę kreacji, a nie tylko bierne konsumowanie.

Owszem, istnieje malutka grupa ludzi obdarzonych “słuchem absolutnym”, którym nawet Krell i Sennheiser czasem zgrzytają i trzeszczą, ale większość narzekających na jakość technologii to ostentacyjni malkontenci. Lubują się oni w wynajdywaniu zastosowań, w których technologie analogowe mogą wykazać wyższość nad cyfrowymi. Ty pogardliwie odrzucasz DivX-a i MP3, choć jeszcze dekadę temu piałbyś nad nimi z zachwytu. Gonisz w piętkę, szukając multimedialnego Graala, tak jakby tylko sprzęt decydował o jakości sztuki. Czy “Niewolnica Isaura” w wersji HDTV i Dolby Digital jest lepsza od czarno-białych, monofonicznych filmów Kurosawy?

Nie wiem, jak zamierzasz przekonać miliony użytkowników pecetów na całym świecie, że ich ulubione DivX-y i MP3 to tylko szumy, zgrzyty i trzaski. Z każdą generacją sprzętu zwiększa się rzesza zadowolonych z rozrywkowego PC. By zawrócić rwącą rzekę komputerowych multimediów, będziesz potrzebował czegoś więcej niż kolejowych metafor. Powodzenia, Don Kichocie!

Więcej:bezcatnews