Śnieżka kaprysi?

Na początku był… porządek i brak problemów z usypianiem i budzeniem komputera – po prostu w pecetach starszej generacji nie istniał żaden kompleksowy system oszczędzania i zarządzania energią. Wszystko wówczas było proste – pecet mógł znajdować się tylko w jednym z dwóch stanów: włączonym (gdzie sprzęt po prostu działał i pobierał zawsze mniej więcej tyle samo prądu) i wyłączonym (po wyłączeniu komputer nie działał i nie pobierał żadnej energii).

Trochę komplikacji

Człowiek jednak nie byłby sobą, gdyby prostych spraw nie skomplikował. Udoskonalając peceta, między innymi w celu przedłużenia czasu pracy notebookowych baterii, opracowano zaawansowany system zarządzania energią – w skrócie APM (Advanced Power Management). Rzecz polegała na wbudowaniu w BIOS mechanizmów pozwalających na czasowe odłączanie bądź spowalnianie pracujących w komputerze komponentów. Dzięki wspomnianym innowacjom możliwe były: wprowadzenie procesora w stan nieaktywności po zadanym czasie bezczynności, odłączenie zasilania dysku i innych niepotrzebnych chwilowo komponentów oraz usypianie i zamrażanie (hibernacja) urządzenia. Wszystko po to, by zużywać mniej energii. Niestety, choć idea prosta, jej realizacja udała się w zasadzie tylko w notebookach, w przypadku których zamknięta konstrukcja znacznie ułatwiła producentom zadanie.

Tymczasem typowy komputer biurkowy pod względem różnorodności instalowanych komponentów i możliwości ich kombinacji przypomina słynny londyński skwer Picadilly Circus, gdzie wokół fontanny z figurką Erosa pośrodku kotłują się postaci wszelkiej maści i narodowości. Z tego też powodu pecety wyposażone w APM zachowywały się, nazwijmy to delikatnie, nie do końca zgodnie z oczekiwaniami użytkowników. Realizowano często tylko podstawowy zakres funkcji (spowalnianie procesora, usypianie dysku i monitora). Opcji usypiania i hibernacji najpierw w ogóle nie było, gdyż system operacyjny nie obsługiwał takowych (Windows 3.1x), później natomiast – po ich zaimplementowaniu – z reguły nie działały one poprawnie (Windows 95). Przyczyna problemów tkwiła głównie w tym, że konstruktorzy płyt głównych nie byli w stanie przewidzieć i zaszyć w niewielkim przecież BIOS-ie procedur obsługi wszystkich możliwych komponentów. APM nie oferował sensownego mechanizmu komunikacji pomiędzy urządzeniami a systemem zarządzania energią. Na dodatek brakowało możliwości współpracy wspomnianego mechanizmu z systemem operacyjnym. Usypianie i wyłączanie komputera działało niemal losowo, a po wejściu w stan oszczędzania energii maszyny często się zawieszały – pomagał jedynie zimny restart. W efekcie mieliśmy komputery wyposażone w coś, z czego w zasadzie nie mogliśmy korzystać.

Więcej:bezcatnews