Obietnice, żelazka i ucieczka do przodu

Choć po upadku WorldComu i KPNQuestu z Ebonem czasy dla telekomunikacji, transmisji danych i Internetu są dość trudne, to w interesie rzeszy polskich internautów chciałbym coś poradzić naszemu dominującemu operatorowi. Rada jest co prawda dość oczywista, a zupełnie inną sprawą jest, czy ktokolwiek w kręgach zbliżonych do decyzyjnych takich rad w ogóle chce słuchać. Cóż nam jednak szkodzi spróbować. Otóż w historii (także gospodarczej) wielokrotnie już się okazywało, że najskuteczniejszą metodą obrony nie jest okopywanie się i obrona własnych pozycji do ostatniego żołnierza czy też długotrwała wojna pozycyjna, ale śmiała ucieczka do przodu. W taki sposób ostatnio ucieka nowej konkurencji kilku operatorów w krajach leżących za miedzą albo niewiele dalej. Przykładem niech będze nasza nadzieja na szerokie pasmo – ADSL.

Zamki na piasku 

Zazdrościmy Niemcom, Estończykom i Węgrom tego, że za rozsądne pieniądze przesiadają się z piszczących modemów analogowych na ADSL. U nas w “salonach obsługi” nadal leżą wnioski o nieszczęsny SDI, a w magazynach – “pudełka” do jego realizacji. Wszyscy zainteresowani znają sakramentalną odpowiedź na pytanie, kiedy będzie SDI: “po wakacjach”, i wszyscy dopowiadają sobie: “tylko nie wiadomo, po których”.

Później były nowe obietnice: “furda SDI i HiS, nie będziemy się tym dalej zajmować, to rozwiązanie bez perspektyw, pora na prawdziwy ADSL! Do końca 2001 r. uruchomimy ich 108 tys., do końca 2002 – ponad ćwierć miliona, a dalej będzie już szło jak z płatka: tysiące nowych podłączeń tygodniowo! W dodatku nie mamy problemów Amerykanów czy Francuzów: ponad 90 procent naszej zupełnie nowej sieci może przenosić szerokie pasmo, żadnych pupinizatorów i temu podobnych wynalazków z ubiegłych stuleci!”. A potem mija rok i ADSL nadal dostępny jest tylko w wybranych centralach wybranych metropolii i nawet ci, którzy po wklepaniu swego numeru telefonu dostają zachęcającą odpowiedź z neostradowego okienka na stronie WWW, w “salonie” słyszą znaną odpowiedź: “po wakacjach”. Na pytanie, jak się ma 108 tys. do 1796 sztuk rzeczywiście zainstalowanych na koniec ub.r. dostępów, wścibscy dziennikarze dowiadują się, że te 108 tysięcy, podobnie jak ćwierć miliona na koniec bieżącego roku, to nie były żadne plany, a tylko ocena popytu ze strony strategów. W nowych planach nadal mowa jest o setkach tysięcy instalacji, ale w świetlanej przyszłości (no, może trochę bliżej, bo w 2004 roku), a na razie na koniec roku przewiduje się ich ze 20 tysięcy.

Duży może dużo?

A co z dostępem “półszybkim”? Gdy piszę te słowa, do internautów “zryczałtowanych” dociera właśnie aplikacja “30/60”, dzieło naszych francuskich przyjaciół, którzy jednak nie przewidzieli, że gdzieś tuż przed Uralem, gdzie po ulicach chodzą białe niedźwiedzie, ktoś będzie chciał z “30/60” korzystać na liniach ISDN – a nie daj Boże, próbować takich fanaberii, jak praca na obu kanałach ISDN naraz. Jednak specjaliści już podobno nad tym pracują.

A operatorzy niezależni, kablówki, gniazdka elektryczne w ścianie? Tak się dziwnie składa, że w całej Europie, włącznie ze wspomnianymi Niemcami, Estonią i Węgrami, naprawdę szybkiego dostępu nie oferuje na masową skalę nikt poza byłymi narodowymi monopolistami. To właśnie ich stać bowiem na ową aktywną ucieczkę do przodu (którą im ktoś doradził). Operatorzy niezależni – nawet w bogatej Danii, w której zdobyli sobie ponad 20 proc. rynku w innych kategoriach – nie mają na ADSL pieniędzy, bo ciągle jeszcze walczą o życie. Trudno jest im namówić klientów na to, by sobie kupili 20 razy droższe modemy i zyskali za to 10 razy szybszy dostęp. Operatorzy muszą więc kupować te pudełka sami, a następnie wymyślić, za ile się je uda wypożyczyć abonentom. A na kupienie paruset tysięcy modemów ADSL-owych trzeba mieć na razie sporo pieniędzy. Nie mają ich też na podobne (cenowo) modemy kablowe operatorzy TV kablowej, którzy na pytania o Internet także odpowiadają: “po wakacjach” – i też nie wiadomo, po których.

Atak najlepszą obroną

Czy nadzieję na szerokie pasmo mamy więc pokładać tylko w Unii Europejskiej, której używa się często jako straszaka, kiedy nie da się czegoś wyperswadować po dobroci? Czy pomoże nam w sprawie szerokiego pasma unijny program eEurope 2005? Na razie przeciwnicy Unii straszą nas zmianą napięcia w gniazdkach na 230 V i popsuciem nam przez brukselskich eurobiurokratów wszystkich żelazek. Zaprawieni w bojach polscy internauci takiego scenariusza akurat się zupełnie nie boją, licząc jednak po cichu na to, że może nasz dominujący operator także wymyśli jako metodę obrony – ucieczkę do przodu.

Poglądy prezentowane na łamach kolumny Felieton nie zawsze są zgodne ze zdaniem redakcji.

Więcej:bezcatnews