Protestuj lub płać!

Brytyjczycy doszli do wniosku

, że ceny gier są zbyt wysokie. Wyspiarze szykują bojkot i nie będą kupowali gier w najlepszym dla producentów okresie przedświątecznym. Czy takie działanie ma sens? Czy zachowania klientów są w stanie wymusić obniżkę cen? Problem nie dotyczy tylko gier. My – użytkownicy – musimy płacić dużo za dziurawe i niedopracowane aplikacje czy za “nowe” wersje systemów operacyjnych, będące w rzeczywistości tylko trochę więcej niż uaktualnieniem i tuningiem. Co zrobić? Mimo iż generalnie jestem zwolennikiem wolnego rynku, to uważam, że w tej sytuacji dużo skuteczniejsza będzie interwencja odpowiedniego urzędu antymonopolowego.

Bojkot, jaki szykują gracze, nic nie da. Prawdopodobnie nie kupią gier przed świętami, ale zapewne zrobią zapasy w październiku albo nadrobią to w lutym. Cen oprogramowania nie jest w stanie uregulować także żaden naturalny proces. Gdyby było to możliwe, od dawna najnowsza wersja Windows kosztowałaby 200 zł, a nie blisko 1000. Choć raczej nie widać tu zmowy producentów, to jest oczywiste, że istnieje jakieś, choćby telepatyczne, porozumienie. Różne posunięcia firm (np. nieopracowywanie ważnych uaktualnień, a jedynie nowych wersji) powodują, że klienci nie mają wyboru – płacą i bez szemrania godzą się na rozbójnicze licencje. Dlaczego Microsoft ma niezmiennie wspaniałe wyniki finansowe? Bo bez żenady korzysta z monopolistycznej pozycji.

Przy tak nierównej walce potrzebny jest handicap w postaci urzędu antymonopolowego, który oczywiście nic nie zrobi bez odpowiednich przepisów. Ale skoro udało się wykazać zmowę wielkich wytwórni płytowych (patrz: 212), to może podobnie da się zrobić z producentami oprogramowania? Do osłabienia czy wręcz rozbicia monopoli potrzebne są specjalne paragrafy i ich konsekwentne egzekwowanie. A klienci? Sami mogą tylko potulnie pójść do sklepu po nową wersję Windows, bo stara nie obsługuje ich nowej myszki.

Nie ma co liczyć na to

, że taki czy inny urząd zrobi nam przyjemność i utrudni życie monopoliście. Miły wszystkim melomanom wynik procesu przeciw EMI, Warnerowi, Sony i innym w praktyce nie znaczy nic, bo zasądzona kwota dla gigantów muzycznych to grosze. To raczej przyjacielskie pogrożenie palcem niż wstęp do zdecydowanej rozprawy z pazernym krwiopijcą. Nawet bez węszenia spisków, kumoterstwa czy łapówkarstwa zawsze istnieją powody, by żaden z organów władzy nie deptał wielkiemu biznesowi po odciskach. A to podatki, które od zawyżonych cen wpływają do państwowej kasy w kwocie również zawyżonej, a to miejsca pracy, których likwidacją można straszyć polityków, a to fundusze na kampanie wyborcze wreszcie, których rozdrażnione firmy poskąpią. Amerykański sąd miał Microsoft na widelcu – za zawyżanie cen, ale i za inne brzydkie praktyki. Jak to się skończyło, wszyscy pamiętamy. Na naszym podwórku widzimy, jak nieudolnie kolejne urzędy antymonopolowe i prokonsumenckie walczą z monopolem TP SA.

Tak naprawdę tylko klienci mogą zagrozić biznesowemu bytowi, a tym samym zmusić go do bardziej cywilizowanych zachowań. Jak? Po prostu robiąc to, co firmę zaboli najbardziej – nie kupując jej towarów. Pewnie tygodniowy bojkot, nadrobiony z naddatkiem miesiąc później, nie przyprawi księgowych o palpitację serca. Jednak specom od badania rynku da sygnał, że spora grupa klientów jest gotowa dać wyraz swemu niezadowoleniu. Na razie w sposób być może śmieszny, ale później rosnąca niechęć do firmy może zaowocować bardziej bolesnymi formami protestu. Nie bez znaczenia jest też utrata dobrego imienia firmy. Zbudowanie wizerunku trwa długo i słono kosztuje. Jaki koncern chciałby w powszechnej opinii uchodzić za krwiożerczego łupieżcę?

Gry i muzyka nie są towarem pierwszej potrzeby. Konieczność upgrade’ów systemu operacyjnego i pakietów biurowych też jest coraz bardziej wątpliwa. Przestańmy dokarmiać naszymi pieniędzmi przerośnięte koncerny!

Więcej:bezcatnews