Prezent z Sieci

Gdyby zrobić sondaż, czy lubimy święta Bożego Narodzenia, to okazałoby się, że zdecydowana większość darzy je dużą sympatią. Jestem jednak pewny, że jest grupa ludzi (ja do niej należę), którym Gwiazdka kojarzy się z jednym niemiłym doświadczeniem. Nie wiedzą oni, co kupić swoim bliskim, i gdy zbliża się grudzień, zaczynają odwiedzać sklepy w poszukiwaniu natchnienia. W moim przypadku ten schemat powtarza się co roku. Tym razem jednak mam nadzieję go uniknąć. Nadal będę szukał pomysłu, odwiedzając sklepy, ale postaram się mniej ruszać z domu. Zamiast tego w pierwszej kolejności prezentów poszukam w Internecie.

To, że handel w Sieci się rozwija, wydaje się oczywiste. Potwierdzają to wszelkie statystyki. Wystarczy spojrzeć na dane dotyczące autoryzacji przeprowadzanych przez eCard i związanych z tym obrotów. W pierwszej połowie tego roku dokonano 42,7 tys. transakcji na sumę 9,5 mln zł. W czasie pierwszych sześciu miesięcy roku 2001 transakcji było sześć razy mniej, a obroty to jedna dziewiąta tegorocznych. Znamienne jest też to, że Merlin, jeden z największych obecnie sklepów, po raz pierwszy zanotował w tym roku zysk. Z drugiej strony nie można przeoczyć faktu, że jego konkurent, Empik.com, już nie istnieje. “Fizyczny” Empik ma się dobrze, ale spółka Easy.Net, która pod tym szyldem prowadziła wirtualny sklep, zbankrutowała. Nie ma się jednak co temu dziwić. W gospodarce wolnorynkowej, nawet w czasach największej prosperity, zdarzają się bankructwa, a co dopiero wtedy, gdy wokół szaleje jeśli nie kryzys, to przynajmniej recesja.

Bez mydła i powidła

Pomimo różnych wpadek sieciowy handel się rozwija. Nie mówię tu o sklepach, bo w ostatnim kwartale ich liczba trochę zmalała. Ważniejsze jest to, że coraz więcej ludzi kupuje w Internecie. Zastanówmy się, jaka jest przewaga zakupów wirtualnych nad prawdziwymi. Pierwsza myśl to oszczędność czasu. Jest to prawda, ale… No właśnie, jeżeli kupujemy rzecz typową – książkę, płytę, program komputerowy – nie ma problemu. Łatwo znaleźć odpowiedni sklep i właściwy towar. W przypadku innych produktów jest różnie. Natrafienie na rzeczy mniej popularne zajmuje więcej czasu. Podobnie jest w sytuacji, gdy nie wiemy, czego dokładnie szukamy. I choć czasu może wtedy nie zaoszczędzimy zbyt wiele, to z pewnością wirtualne zakupy nie okażą się tak męczące.

Co nas jednak może od tego odstraszać? W prawdziwym sklepie przed kupnem płytę można przesłuchać. Teoretycznie komputer też daje taką możliwość, ale… Do niedawna tak nie było. W artykule “Zakupy z myszką”, (CHIP 11/2001, 2180) napisałem, że w wirtualnych marketach brakuje mi opcji zapoznania się z utworami przed sfinalizowaniem transakcji. I proszę – od jakiegoś czasu większe sklepy (m.in. Merlin, WP, Stereo czy Vivid) mają taką możliwość.

Dobrym pomysłem, na który nie wszyscy wpadli, jest zamieszczanie fragmentów pochodzących ze środka utworu, a nie z jego początku. Oczywiście nie ma róży bez kolców. Jeśli jesteś koneserem i szukasz nieznanej płyty lub choćby trochę różnisz się gustem od statystycznego Polaka, to zapoznanie się z zawartością wybranego krążka może być utrudnione (brak nie tylko fragmentów do odsłuchania, ale także spisu utworów). Zdarzają się jednak wyjątki – w jednym ze sklepów nie mogłem co prawda przesłuchać utworów z najnowszego krążka Natalie Cole, a było to możliwe w przypadku płyty Norah Jones. Zawsze jednak pozostaje wizyta w serwisie CDDB (znajdziemy tu informacje o prawie wszystkich płytach świata) lub poszukanie plików MP3 jednym z dostępnych narzędzi.

Internetowe zakupy innych towarów mają zarówno zalety, jak i wady. Odzieży oczywiście nie można przymierzyć, perfum powąchać, a sprzętu audio-wideo zobaczyć czy posłuchać. Z drugiej strony nie musimy być narażeni na niefachową obsługę (co zdarza się w prawdziwych sklepach), a za to w drugim oknie przeglądarki możemy otworzyć stronę producenta, zapoznać się ze szczegółami technicznymi czy poszukać opinii innych użytkowników. Te ostatnie znajdziemy też w samych sieciowych sklepach – oferują możliwość oceniania towarów i opatrywania ich komentarzami. W większości przypadków brak jest jakichkolwiek śladów działalności innych kupujących, a ponadto czasami uwagi kupujących są cenzurowane.

Kolejną zaletą wirtualnych zakupów są niższe ceny. Jak wynika z badań firmy I-Metria, 46 procent sieciowych sklepów ma ceny niższe niż normalne placówki. Z drugiej strony 6,6 procent oferuje towary droższe. E-sklepy zapewniają to, czego nie znajdziemy nigdzie indziej – dyskrecję. Wielu panów oblewa się zimnym potem, gdy chcą swojej ukochanej kupić na przykład seksowną bieliznę. Co prawda w Internecie tracą często pomoc sprzedawcy, ale zyskują spokój oraz dużo czasu do namysłu. Sieciowe zakupy swoją przewagę pokazują szczególnie w jednej sytuacji – gdy chcemy kupić towar, który znamy. Wtedy wystarczy kilka kliknięć i… czekamy na upragnioną przesyłkę. Oczywiście musimy jeszcze dokonać płatności. W większych sklepach wybór jest spory – od uiszczenia odpowiedniej kwoty przy odbiorze przesyłki pocztowej, przez przelew, do płatności kartą (patrz: ramka na następnej stronie). Mniejsze udostępniają dwa pierwsze sposoby. Zapłata kartą jest wygodniejsza, bo nie musimy mieć przy sobie pieniędzy, gdy dotrze do nas paczka z zakupami. Alternatywne sposoby – na przykład mikropłatności – są gdzieniegdzie dostępne, ale ich popularność jest znikoma.

Więcej:bezcatnews