Pecet jak konsola

Tak oto pewnego popołudnia zaskoczył mnie telefon od mojego przyjaciela Marka. Komputer do gier? To wcale nie było takie proste, jak mu się wydawało. Ale umówiłem się z nim na wieczór, więc w te pędy poleciałem do CHIP-owych hardware’owców. Mam wprawdzie pewne rozeznanie, jednak konsultacja ze specjalistami bardzo mi się przydała.

Ledwo usiedliśmy z Markiem przy herbacie, natychmiast zadałem mu pytanie: “I po co Ci to?”. “Wiesz – Junior coraz częściej wspomina o komputerze…”. No tak, piętnastoletni syn Marka chce być na czasie. “Tylko do grania? To może lepiej kupić konsolę?” – podchwytliwie indagowałem dalej. “Nieeee. Podłączają nam w bloku Internet, no i będę mógł wreszcie przestać stukać na maszynie do pisania”. Bez większej nadziei na uniknięcie długiego monologu zapytałem jeszcze o budżet. “Wiesz, im mniej, tym lepiej. Ale kilka tysięcy mam zarezerwowane”. Upewniłem się jeszcze, że nie chce się ograniczać do Pasjansa (“Tak, oczywiście, że będę grał w gry 3D!” – hm, to ma być komputer tylko dla syna?…) Cóż było robić? Wziąłem głęboki oddech i zacząłem gadać.

Pamiętaj – równowaga!

Słuchaj. W Twoim przypadku trzeba się będzie mocno zastanowić. Można oczywiście pójść do sklepu i kupić niesamowitą maszynę za prawie 10 tys. złotych. O takich monstrach poczytasz sobie na stronie 30 najnowszego numeru CHIP-a. Ciekawa lektura – można z niej wynieść pewne wskazówki w interesującej nas sprawie. Ale jeśli nie możemy wydać takiej sumy, trzeba trochę pokombinować.

Zetknąłeś się na pewno z reklamami komputerów. Wielkimi czcionkami wołają: “Procesor 2 GHz! Procesor 2,5 GHz! (zaraz będzie 3 GHz…)”. Owszem, to jeden z najważniejszych elementów peceta. Ale ogłoszenia trzeba czytać dokładnie, także to, co jest w nich napisane małym druczkiem. A często można tam znaleźć informacje o komponentach, które nowoczesne może i były, ale parę lat temu. Łatwo w ten sposób stać się właścicielem syrenki z silnikiem ferrari. Bez sensu, prawda?

Najważniejsza zasada: komponenty peceta trzeba dobierać tak, by zachować równowagę “wydajnościową”. Dotyczy to nie tylko procesora, ale także karty graficznej, pamięci czy dysków twardych. Rzecz w tym, by nie kupić za ciężkie pieniądze czegoś, co i tak nie będzie wykorzystywane – bo pozostałe elementy będą “hamowały” supernowoczesną część.

Nie tak szybko…

Na chwilę przerwałem, bo zauważyłem skupiony wzrok Marka. Jego oczy zdawały się mówić: “Rozumiem, wszystko pięknie, ale kiedy pojawią się konkrety?”. Jeszcze chwileczkę.

Pierwsza zasada rozsądnego kupowania mówi: “Nie ruszaj nowości”. Zaiste, najczęściej oferują najwyższą wydajność, ale za absurdalnie wysoką cenę. Z drugiej strony hardware sprzed dwóch lat jest już tani, ale za to nie wystarcza do uruchomienia najnowszych gier. Tak, wiem, że brzmi to jak majaczenie wariata, ale tak wygląda świat komputerów – nie jest to bezpieczna przystań na przykład rynku samochodowego, gdzie dwuletnie czteroślady doskonale spełniają swoje zadanie. (Jasne, starszy pecet świetnie się nadaje do edycji tekstów i surfowania po Internecie, ale przypominam, że Ty chcesz grać w najnowsze gry…).

Mało tego – trzeba uważać, bo bardzo łatwo można dać się złapać w sidła zastawiane gęsto przez pracowników działów marketingu firm produkujących sprzęt. I kupić na przykład kartę graficzną oferującą za potworne pieniądze funkcje, których… nie ujrzysz w żadnej grze przez najbliższy rok!

Więcej:bezcatnews